– Teraz każdy jedzie w piątek albo sobotę do sklepu po duże zakupy i w niedzielę nie kupuje już nic. A jak czegoś potrzebuje, to idzie do Żabki albo innej małej sieciówki. U nas na osiedlu w niedzielę przed trzema Żabkami stoją kolejki. Ale tam jest alkohol i papierosy, ja tego nie mam – mówi w rozmowie z money.pl pani Anna, właścicielka warzywniaka na warszawskich Bielanach.
Zakaz handlu miał pomóc takim przedsiębiorcom jak ona – prowadzącym małe sklepy. Ba, był to jeden z koronnych argumentów za jego wprowadzeniem. Ten cel nie został zrealizowany.
– Zastanawiałam się ostatnio, czy jeszcze otwierać sklep w niedziele. I doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Niedaleko ode mnie jest osiedlowy supermarket, otwarty codziennie do 22. Jak ktoś czegoś potrzebuje, to idzie do niego. Ja nie mam siły, żeby pracować 7 dni w tygodniu, a utarg jest żaden – mówi pani Ania, która prosi o niepodawanie jej nazwiska.
Dodaje, że osiedlowy market jest otwarty przez cały czas. A ludzie coraz rzadziej robią zakupy w małych sklepach, bo zakaz niedzielnego handlu zmienił zwyczaje zakupowe.
– Im mniej przychodzi klientów, tym bardziej muszę zmniejszać asortyment, szczególnie ten szybko się psujący. A im mniejszy mam wybór, tym mniej osób przychodzi. Błędne koło – mówi pani Anna.
Radzi sobie coraz gorzej, nie wie, czy wytrwa kolejny rok. Dodaje, że zna kilkoro właścicieli małych sklepów, dla których zakaz handlu w niedziele nie ma większego znaczenia. I tak zamykają sklepy, żeby nie pracować przez 7 dni w tygodniu. Dla nich możliwość otwarcia placówki to żaden przywilej.
Takie problemy ma coraz więcej właścicieli małych sklepów. Z raportu firmy Nielsen wynika, że w 2020 roku największy spadek dotknął właśnie tego segmentu handlu. Upadło aż 1670 małych sklepów. Ten fakt jest dla branży tym bardziej bolesny, że liczba wszystkich sklepów w kraju spadła o 1800. To wynik netto, uwzględniający powstanie kilkuset nowych – w tym prawie 600 średnich i 256 supermarketów.
W efekcie liczba placówek handlowych jest dziś szacowana na 99,4 tysiąca. Kiedy wprowadzano zakaz handlu, było ich prawie 106 tysięcy. Największy spadek zanotowano w 2019 roku – wtedy zamknięto 4600 sklepów. Dziś w Polsce działa 28 793 małych sklepów.
Zakaz handlu nie pomógł
– Istnieje teza o tym, że za spadkiem liczby małych sklepów stoi zakaz handlu. Moim zdaniem nie jest to związek bezpośredni. Liczba sklepów spadała już wcześniej. Ale z pewnością zakaz handlu małym sklepom nie pomógł, bo zaczęliśmy robić większe zakupy w dużych sklepach przed weekendem. Do małych idzie się tylko wtedy, jeśli czegoś zabraknie – mówi w rozmowie z money.pl Bartosz Słupski, ekspert od handlu.
Dodaje, że podczas pandemicznego 2020 roku umocniły się duże sklepy – supermarkety i dyskonty. To właśnie w nich robiło się nam zakupy najszybciej i najwygodniej.
– Trzeba zauważyć, że większość ludzi ograniczyła wyjścia do sklepów. W efekcie woleli iść do jednego marketu i kupić wszystko, co potrzebne. Zmniejszyła się liczba klientów, którzy chodzili do konkretnych sklepów po konkretne produkty, np. po pieluchy do Biedronki, po mięso do Lidla, a po ryby do Kauflandu – tłumaczy.
Nawoływania z ambony
Zakaz handlu w niedziele powoli staje się martwym przepisem. Już kilkanaście sieci handlowo-spożywczych w Polsce daje klientom możliwość przeczesywania sklepowych alejek w dzień wolny od pracy. Korzystają przede wszystkim z wyjątku w przepisach i zamieniają punkty w placówki pocztowe.
Są to m.in. sklepy sieci Żabka, Stokrotka, Lewiatan, Intermarche, Topaz, Delikatesy Centrum, ABC, Prim. Do tego grona dołącza sieć POLOmarket, która uruchamia w części sklepów usługę "Paczka w Ruchu".
- Ostrzegaliśmy polityków, że dojdzie do takiej sytuacji - komentował otwarcie już kolejnego punktu spożywczo-handlowego w niedzielę Alfred Bujara z "Solidarności".
Mało tego, kwestia obchodzenia zakazu handlu stała się tematem kazania. Metropolita katowicki abp Wiktor Skworc podkreślał, że "siewcami pokoju społecznego nie są ci, którzy omijają ustawę o ograniczeniu handlu w niedzielę". Wskazał nawet konkretnie na sieć Kaufland, która dopiero co poinformowała o możliwości otwierania się we wszystkie dni weekendu. A to za sprawą udostępnienia usług pocztowych.
- Na rynku handlowym obserwujemy tendencję uruchamiania tego typu działalności, która jednocześnie stwarza możliwość prowadzenia sprzedaży w niedziele niehandlowe. Uważnie obserwujemy konkurencję oraz trendy i nie zamykamy się na żadne z rozwiązań, które będzie odpowiadać potrzebom naszych klientów - informował Marcin Łojewski, członek zarządu Kaufland Polska.
Sieć nie deklarowała jednak, że otworzy sklepy już w minioną niedzielę i faktycznie tego dnia pozostawały zamknięte.