Szef rządu Donald Tusk w odstępie kilku dni zaprezentował się publicznie z szefami największych big-techów świata. Najpierw do Polski zawitał prezes Alphabet, który ogłosił zainwestowanie w Polsce przez Google 5 mln dol. na początek celem szkolenia Polaków w zakresie sztucznej inteligencji. Później przedstawiciele rządu, Polskiego Funduszu Rozwoju czy Google próbowali uratować niefortunny przekaz. Podkreślono, że inwestycje giganta wyniosą kilka miliardów złotych, ale nie podano nawet ogólnikowo, na co trafią te środki.
Big-techy z USA inwestują w Polsce
W poniedziałek 17 lutego premier wystąpił na konferencji razem z wiceszefem Microsoftu Bradem Smithem. Obaj potwierdzili tym razem, że gigant technologiczny wejdzie z drugim dużym etapem inwestycji do Polski, a celem będzie moc obliczeniowa do wzmocnienia cyberbezpieczeństwa, również we współpracy z polskimi siłami zbrojnymi. Padła kwota - Microsoft wyłoży do 2026 roku na ten cel ok. 2,8 miliarda zł.
Już po spotkaniu z CEO Google krytyczny wobec postawy prezentowanej przez rząd był Piotr Mieczkowski, członek zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji. Jego zdaniem Polska nie może być tylko pośrednikiem w sprzedaży usług chmurowych od big-techów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bartłomiej Chudy, money.pl: Jakie znaczenie dla polskiej gospodarki będą miały zapowiedziane inwestycje amerykańskich big-techów?
Piotr Mieczkowski, członek zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji: Dobrze, że są takie inwestycje, że Microsoft inwestuje dalej w data center. Do tej pory zainwestował w miliard dolarów w tzw. Polską Dolinę Krzemową. Ale realnie to nie ma z tym nic wspólnego. Microsoft tego nie buduje, chodzi o marketingowy przekaz. Teraz mówimy o rozbudowie data center. Poprzednia inwestycja powstała w Polsce dlatego, by nie było opóźnień, by usługi były płynne. Dlatego Microsoft również sam z siebie chce inwestować w Polsce. To zarazem optymalizacja kosztów i rozbudowa mocy, szumnie nazywana wielką inwestycją.
Polski sektor powinien być włączony w te rozmowy. Takie Asseco, Netia czy inne polskie firmy - one chciałyby być przy stole. One też mają swoje chmury. To dla mnie dziwne zachowanie, nie podoba mi się tutaj brak koordynacji działań. Jest pewna polityka i strategie mówiące o big-techach, a nagle widzimy, jak wychodzi premier i tym steruje, podobnie jak przy deregulacji.
Rząd powinien tak rozgrywać sytuację z inwestycjami?
W przypadku Google widać, że było to niedopracowane. Zostało zrobione "na szybko". Z Microsoftem już tego błędu nie popełniono, wiceprezes Smith wyraźnie mówił o etapach inwestycji oraz o tym, czego można się spodziewać.
Do tego dochodzi kontekst geopolityczny, a zwłaszcza kwestia tego, co działo się w Monachium (weekendowa konferencja dotycząca bezpieczeństwa w Europie, głównie ws. wojny na Ukrainie - przyp. red.). Może też być to próba inwestycji amerykańskich w Polsce, by Warszawa nie poszła w stronę zachodniej Europy. Stworzenie wrażenia, że gaz, uzbrojenie wpływa od Amerykanów, a big-techy są tego uzupełnieniem.
Tutaj powinna być inna kolejność - najpierw spotkania z naszymi firmami, celem omówienia tego, jakie mamy problemy, luki. A dopiero po ich opracowaniu zaproszenie Amerykanów do stołu, ale na zasadach partnerstwa. Tymczasem jest odwrotnie - w lutym mamy spotkania z szefami amerykańskich big-techów, a z polskimi firmami i całą branżą w marcu. Nie powinno się dyskryminować polskich firm. Oczywiście, że Microsoft ma rolę do odegrania. Proste rzeczy możemy hostować na serwerach Microsoftu czy Google. Poczekamy do marca, jakie firmy strona rządowa zaprosi do rozmów. Ważne też, na jakiej infrastrukturze działają spółki wytypowane do rozmów. Jeśli amerykańskiej, to będzie to tylko kolejny teatrzyk.
Jakie są szanse? Jakie są zagrożenia?
Mglista jest na ten moment współpraca z Ministerstwem Obrony Narodowej (wykorzystanie mocy obliczeniowej Microsoftu do wzmocnienia cyberbezpieczeństwa we współpracy z polskimi siłami zbrojnymi - red.). Będzie tajny załącznik, spotkania przez kilka miesięcy, wypracowane porozumienie. Ale tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. MON nie chce korzystać z chmury amerykańskiej, w takim scenariuszu wojsko się zbytnio odsłania. Dlatego MON niechętnie na to patrzy. Kolejna sprawa - zakupy wojskowe mogą zostać wykluczone z przetargów. Gdyby więc coś ustalili, to pewnie - w teorii - nie byłoby nawet przetargów. I znowu wraca kwestia dyskryminacji. Dlaczego rozmawiamy w tej sprawie z Microsoftem, a nie z polskimi czy europejskimi firmami?
To, że firmy ogłaszają takie inwestycje w Polsce, jest konsekwencją wyboru Trumpa. Tak działają amerykańskie firmy: chcą "robić" to poprzez nowego ambasadora. Dla Microsoftu będzie to rozbudowa dotychczasowej infrastruktury. My skorzystamy o tyle, że aplikacje będą się szybciej ładowały. Microsoft ma rolę do odegrania, przy mniej newralgicznych danych jest to w pełni zrozumiałe.
Podnoszona jest kwestia suwerenności danych. Inwestycje big-techów stanowią zagrożenie?
Witamy inwestycje zagraniczne w Polsce, bo w końcu tworzone są miejsca pracy. Ale jednak umawianie się, że spółki Skarbu Państwa będą współpracowały z Google czy Microsoftem i opracują plan wdrażania AI w naszym kraju z pominięciem polityki AI, Ministerstwa Cyfryzacji, zespołu wolontariuszy AI... To jest to dyskryminacja polskiego i europejskiego sektora. Po drugie, do tego dochodzi brak koordynacji tych działań między rządem a resortem cyfryzacji.
Polska Chmura słusznie podnosi argument suwerenności danych. Jeśli nie zbudujemy własnych serwerowni, a nasze dane będziemy trzymali w amerykańskich big-techach, to prezydent Trump może jednego dnia "pstryknąć palcem" i stwierdzić w executive order (rozporządzeniu wykonawczym - red.): Polaków nie lubimy, już tych rakiet nie obsługujecie. Jeśli oddamy dane medyczne, energetyczne itp., to uzależnimy się od dyktatu USA, ale zwiększymy też zdolności sztucznej inteligencji z Ameryki. Krótko mówiąc, zwiększamy możliwości algorytmów z USA.
Jesteśmy w Unii Europejskiej, która ma szereg inicjatyw, by ograniczać rolę big-techów. 12 września tego roku wejdzie w życie Data act (dyrektywa, której celem jest ograniczenie roli big-techów na zmonopolizowanym rynku chmury w Europie - red.). Dziś jest tak, że start-up, jak się zintegruje z Microsoftem czy Amazonem, to używa ich komend. Ale żeby potem wyjść z tego uzależnienia, to jest to już bardzo drogie.
Rozmawiał Bartłomiej Chudy, dziennikarz money.pl