Kolejny kandydat Prawa i Sprawiedliwości startujący do Sejmu wzbudził kontrowersje - jak na razie głównie u części swoich kolegów po fachu. Chodzi o startującego z Lubelszczyzny Roberta Gogółkę, plantatora malin. Jego nazwisko pojawiło się na liście kandydatów PiS w okręgu nr 6, którą zaprezentowano w ubiegłą sobotę.
Wcześniej Gogółka przewinął się w mediach w kontekście interwencyjnego skupu malin zorganizowanego przez rząd na skutek dramatycznego spadku cen. Jego firma latem pośredniczyła w skupie owoców, na czym zarobiła. Kandydat PiS sam zajmuje się uprawą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miał kontrakt od rządu, startuje z list PiS
Właśnie ta zbieżność zdenerwowała jednego z czytelników "Gazety Wyborczej", który podzielił się swoimi wątpliwościami co do kandydatury.
- Przecież Gogółka zarzekał się, że ten kontrakt na skup interwencyjny malin dostał jako właściciel spółki OwocMix, przedsiębiorca, a nie polityk. A tu kandydat z list PiS całą gębą. Teraz to wszystko jasne, wyszło szydło z worka. Widzę, że PiS nie odpuści nawet naszemu malinowemu nieszczęściu. Także na nim muszą zarobić ludzie związani z tą partią. To jest obrzydliwe - stwierdził.
Sam Gogółka wcześniej był pytany przez "Wyborczą" o to, dlaczego to właśnie jego firma została wybrana do pośredniczenia w skupie owoców. Wskazano ją, wraz z innym podmiotem, bez przetargu.
- Od dwóch lat biorę udział w pracach rządowych w komisjach. Bywam tam. Pewnie dlatego dostałem propozycję, przyjąłem ją, bo posiadam doświadczenie na rynku - tłumaczył wówczas mężczyzna. Przyznał, że na rządowym kontrakcie zarobił. Szacunkowy przychód wyniósł nawet 350 tys. zł, nie uwzględnia jednak wszystkich kosztów.
Dziennik zauważa, że Gogółka, chociaż wolał mówić o sobie jako o przedsiębiorcy, jest aktywny w polityce. To wicelider lubelskich struktur partii Kukiza. I bliski współpracownik posła Jarosława Sachajki. Plantator startował zresztą w wyborach do Sejmu w 2015 r. - z list kukizowców.
Dramat plantatorów malin
W tym roku plantatorom malin było trudno sprzedać swoje zbiory. A jeszcze trudniej uzyskać za nie dobrą cenę. Polski Związek Producentów Malin larum podniósł w czerwcu, kiedy to okazało się, że ceny są jednymi z najniższych w historii.
- Nie stać nas na zbieranie malin w tej cenie. Przy cenie 5 zł/kg nie ma szans na przeżycie do kolejnego sezonu - tłumaczył wówczas szef organizacji Sławomir Ziętek w rozmowie z branżowym portalem SadyOgrody.pl. Sytuację dodatkowo komplikował zwiększony import owoców z Ukrainy.
Rząd, który dopiero co zaczął gasić pożar związany z niekontrolowanym importem zboża, nie mógł sobie pozwolić na otwarcie kolejnego frontu. Dlatego pospiesznie przystąpił do interwencyjnego skupu owoców. Z doniesień "Wyborczej" wynika jednak, że zyskali głównie ci, którym udało się zdobyć lukratywny rządowy kontrakt - inni mieli stracić.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl