Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne
To, że Rada Polityki Pieniężnej nie zmieni poziomu stóp procentowych, było pewne. Mało kto oczekiwał innej decyzji. Wydawało się też pewne, że dzień później, podczas swojej konferencji prasowej Adam Glapiński mniej będzie mówił o decyzji Rady, a więcej o zagrożeniu postawieniem go przed Trybunałem Stanu.
Kto tego oczekiwał, to się zawiódł. Okazało się, że wszyscy się pomylili. Konferencja trwała 30 minut, a już po kilkunastu minutach omówienia decyzji Rady prezes poprosił o pytania. Można powiedzieć, że to wreszcie była prawie taka konferencja, jaką zawsze prowadzą szefowie Fed i ECB. Prawie, a nie całkowicie, bo tam dziennikarzy jest wielu i pada wiele, bardzo dociekliwych pytań. Tego w konferencjach prezesa nie ma, bo dziennikarze przywykli do długaśnych standupów, po których mało kto chce o coś pytać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bardzo nietypowa konferencja prezesa NBP
Co się tak nagle stało, że prezes nie robił wykładu i nie uderzał w krytyków oraz nie chwalił odchodzącego rządu? Niejeden powie, że wystraszył się gróźb postawienia przed Trybunałem Stanu. Jednak ja w to nie bardzo wierzę. Mówiąc nieco żartobliwie, Adam Glapiński jest o siedem dni ode mnie starszy, a ja już tak naprawdę chyba nikogo się nie boję.
A zupełnie serio to najwyraźniej ktoś prezesowi doradził, a on postanowił wziąć radę do serca i zrezygnował z dawnej formy wypowiedzi. Zobaczymy na jak długo. Można nawet powiedzieć, że Glapiński wyciągał rękę do nowego układu, zapewniał, że już wcześniej, kiedy był członkiem Rady, współpracował z innymi rządami i nie było w tym niczego, co można byłoby określić wrogą kohabitacją.
To dobrze wróży na przyszłość. Szczególnie że można dostrzec w wielu prominentnych politykach zanik chęci do stawiania prezesa przed Trybunałem. Nawet temu się nie dziwię, bo sprawa wygląda na dość beznadziejną.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Adam Glapiński nie ukrywał swoich przekonań politycznych i niechęci do opozycji. Rolą polityków i prawników jest ocenienie, czy to wystarczy do zaangażowania Trybunału Stanu. Obserwuję i komentuję wszystkie konferencje prezesa i muszę powiedzieć, że bardzo in minus odbiegają one od tego, co widzi się poza Polską. Nie można mówić, że zapewnia w ten sposób "godność urzędu", o której mówi konstytucja.
Adam Glapiński przed Trybunałem Stanu?
Za to całkowicie nie zgadzam się z często wysuwanym argumentem, zgodnie z którym, ponieważ NBP nie może finansować potrzeb rządu (tak jak i inne banki europejskie), to jego poluzowania ilościowe powinno być potraktowane jako obejście prawa i złamanie konstytucji. Abstrahując już od tego, że poluzowanie ilościowe stosują od kilkunastu lat wszystkie banki, to według mnie próba ukarania prezesa NBP za skup obligacji od banków komercyjnych, które wcześniej kupowały obligacje emitowane przez rząd, spali na panewce.
NBP kupował od banków różne obligacje, niekoniecznie te, które emitował rząd. I mógł to robić w ramach zapewniania rynkowi płynności. A nawet jeśli kupował tylko obligacje rządowe, to takie działanie, jeśli byłoby ocenione jako złamanie prawa, prowadziłoby do szukania grupy przestępczej z zarządami banków i rządem włącznie. Groteska. Nie idźmy tą drogą, bo to rzeczywiście mogłoby spowodować reakcje innych banków centralnych (z EBC na czele), czym grozi NBP.
Zdecydowanie nie szedłbym też drogą, którą chce iść część komentatorów i polityków, czyli drogą zarzucania Glapińskiemu spowodowania drożyzny przez niewłaściwą politykę monetarną realizowaną przez RPP. Po pierwsze to były kolektywne decyzje RPP, a nie samego jej prezesa. Po drugie takie decyzje zależą od oceny sytuacji, która to ocena może nie być prawidłowa, co wiele razy zdarzało się zarówno ECB, jak i Fed. I nikt za to karany być nie może. Nie idźmy tą drogą.
Warto odnotować, że podobną opinię ma profesor Marek Belka. To prawda, że może przez niego po części mówić pewnego rodzaju solidarność zawodowa (też był przecież prezesem NBP), ale według mnie to nie wyjaśnia jego opinii na ten temat.
Nawiasem mówiąc, postawienie prezesa przed Trybunałem doprowadziłoby do jego zawieszenia, ale NBP i RPP nadal byłoby pod wpływem zawieszonego prezesa. Mało tego – byłaby to już wtedy grupa naprawdę wrogo nastawiona do nowego rządu. Poza tym składy sędziów Trybunału wyznacza pierwsza prezes Sądu Najwyższego i jakoś wątpię, żeby były to składy chcące prezesa ukarać.
Podsumowując: jest za co Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu postawić (polityka), ale jak i mi się wydaje, ma to mały sens praktyczny. Więc chyba ta obietnica przedwyborcza pozostanie niespełniona (o ile prezes sam nie odejdzie) i będziemy musieli żyć z tym prezesem NBP do 2028 roku.
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion