Zdaniem Greenpeace, niedobory gazu będą skutkiem opóźnienia dostaw gazociągiem Baltic Pipe oraz braku wystarczającej liczby kontraktów na import surowca. Eksperci organizacji twierdzą także, że państwowy koncern miał na ten temat informacje już wcześniej, mimo to uspokajał opinię publiczną.
Eksperci Greenpeace przeanalizowali dostępne informacje o obowiązujących kontraktach gazowych zawartych przez PGNiG oraz dodatkowe możliwości importu surowca do Polski, a także możliwości jego magazynowania. Z tych danych wynika, że przy zakontraktowanych wolumenach już w grudniu może w Polsce zabraknąć 830 mln metrów sześciennych gazu, czyli ponad 40 proc. krajowego zapotrzebowania na gaz w tym miesiącu. W kolejnych miesiącach sytuacja będzie wyglądać podobnie.
Przypomnijmy, Polska zużywa ok. 20 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Większość zużycia – ok. 12 mld – przypada na miesiące jesienno-zimowe.
Zdaniem Piotra Wójcika, analityka rynku w Greenpeace Polska, PGNiG raczej nie pozyska przed sezonem grzewczym dodatkowych kontraktów. Powód? Brak kontraktów dla Baltic Pipe, o czym nie dawno napisaliśmy.
Greenpeace ocenia, że flagowy projekt PiS-u, jakim miał być Baltic Pipe zakończy się fiaskiem. Powód? Dostawy gazu zakontraktowane przez spółkę PGNiG z duńską firmą Ørsted mogą nie zostać zrealizowane z początkiem 2023 roku, jak zakładał to PGNiG.
Potwierdza to komunikat koncernu Total, operatora złoża Tyra, z którego gaz miałby do Polski popłynąć. Okazuje się, że uruchomienie wydobycia opóźni się i zostanie wznowione dopiero na przełomie 2023/2024 roku.
Gaz będzie jeszcze droższy, co uderzy w przedsiębiorstwa
Zdaniem Greenpeace PGNiG będzie musiał całą brakującą ilość gazu dokupić na bieżąco na giełdzie, gdzie ceny w ostatnim czasie drastycznie rosną. W efekcie, jak szacuje Greenpeace, koncern będzie musiał wydać na ten cel ok. 33 mld zł.
– Trudno sobie wyobrazić konsekwencje społeczno-gospodarcze takiego ekstremalnego wzrostu cen. Finalnie przełoży koszty na odbiorców końcowych, czyli głównie przedsiębiorstwa – komentuje Piotr Wójcik.
Anna Meres z Greenpeace Polska, współautorka analizy dodaje, że od miesięcy opinia publiczna jest zapewniania o tym, że dostawy gazu do Polski nie są zagrożone. – Okazuje się jednak, że z gazem może być podobnie jak z węglem, na zimę może nam go po prostu zabraknąć – mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Greenpeace chce opodatkowania koncernów
Ekspertka Greenpeace zwraca też uwagę na fakt, że obecna strategia energetyczna Polski zakłada największy wzrost zużycia gazu spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej.
Dlatego Greenpeace rekomenduje rządowi wyznaczenie długofalowego celu oparcia energetyki w 100 proc. na odnawialnych źródłach energii – wzorem m.in. Danii, Austrii czy Portugalii.
Organizacja proponuje także, aby rząd przygotował priorytetowy plan inwestycyjny "Domy odporne na kryzys", który przekieruje wielomiliardowe środki publiczne na termomodernizację budynków oraz wymianę źródeł ciepła.
– Postulujemy także, aby rząd, wzorem innych państw Europy, opodatkował nadzwyczajne zyski koncernów paliwowych. Dzięki wpływom z tego podatku można pozyskać w 2022 roku nawet 37 mld zł. Pozyskane środki mogłyby nawet 20-krotnie zwiększyć pulę dostępnych pieniędzy na termomodernizację domów, czyli program Czyste Powietrze Plus – informuje Anna Meres.
Dodaje, że dywersyfikacja kierunków importu gazu niewiele pomoże nam w obecnej sytuacji. – Tylko odejście od spalania paliw kopalnych i produkcja energii w oparciu o krajowe źródła odnawialne może być gwarantem bezpieczeństwa energetycznego Polski – komentuje współautorka analizy.
Odpowiedź PGNiG na doniesienia Greenpeace
PGNiG odniósł się do analizy Greenpeace. Koncern poinformował, że "docenia pracę jego autorów, którzy starali się uwzględnić ogólnodostępne informacje o działalności GK PGNIG publikowane w ramach komunikatów bieżących czy prasowych".
– Trzeba jednak zauważyć, że działalność PGNIG w dużej części objęta jest tajemnicą handlową, a rzeczywistość gazowa jest dużo bardziej skomplikowana, niż to wynika z komunikatów prasowych. Siłą rzeczy, materiał Greenpeace Polska zawiera więc pewne uproszczenia, co zresztą przyznają sami autorzy – informuje spółka.
Koncern przyznaje, że sytuacja na europejskim rynku gazu jest bardzo trudna. – Mamy tego świadomość i intensywnie pracujemy, aby przygotować się do nadchodzącego sezonu grzewczego. Dlatego maksymalnie wykorzystujemy możliwości związane z zakupami gazu LNG i prowadzimy rozmowy z kilkoma znaczącymi producentami gazu działającymi na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Nie komentujemy jednak przebiegu tych negocjacji. Podjęcie na tym etapie merytorycznej dyskusji oznaczałoby konieczność ujawnienia danych wrażliwych – podaje spółka.
PGNiG twierdzi także, że raport Greenpeace słusznie podkreśla konieczność zintensyfikowania działań nakierowanych na transformację energetyczną.
– Inwestycje w energetykę zeroemisyjną i alternatywne nośniki energii takie jak np. wodór to konieczność. Te strategiczne cele może zrealizować silny podmiot o zdywersyfikowanych przychodach i mający długoterminową strategię, która uwzględnia wyzwania związane z transformacją energetyczną. Dlatego tak ważna jest budowa koncernu multienergtycznego, którą zainicjował PKN Orlen, a którego częścią stanie się w przyszłości również PGNiG – podsumowuje koncern.
Gigantyczne zadłużenie PGNiG
Warto dodać, że obecna sytuacja finansowa państwowego giganta nie jest w tej chwili najlepsza. Spółka poinformowała ostatnio, że stan zadłużenia z tytułu kredytów, obligacji i leasingu na koniec drugiego kwartału 2022 r. wyniósł 15,7 mld zł. To wzrost o 6,5 mld zł w porównaniu do stanu na koniec pierwszego kwartału tego roku.
Jak tłumaczy spółka, rosnący poziom zadłużenia "spowodowany jest wyższym zapotrzebowaniem na kapitał obrotowy, będącym konsekwencją zakupów gazu po znacząco wyższych cenach oraz koniecznością uzupełniania depozytów zabezpieczających transakcje giełdowe i finansowe związane z instrumentami pochodnymi".