- Wiem, że ludzie odczuwają i doświadczają teraz wielu emocji. Rozumiem to, ale musimy zaakceptować wyniki tych wyborów. Dzisiaj rozmawiałam z prezydentem elektem Trumpem i pogratulowałam mu zwycięstwa. Powiedziałam mu również, że pomożemy jemu i jego zespołowi w procesie przejścia i że zaangażujemy się w pokojowe przekazanie władzy - mówiła Harris do setek zgromadzonych na Uniwersytecie Howarda sympatyków i dziennikarzy.
Podstawową zasadą amerykańskiej demokracji jest to, że gdy przegrywamy wybory, akceptujemy wyniki. Zasada ta, jak żadna inna, odróżnia demokrację od monarchii lub tyranii, a każdy, kto zabiega o zaufanie publiczne, musi ją uszanować. Jednocześnie w naszym kraju jesteśmy winni lojalność nie prezydentowi ani partii, ale Konstytucji Stanów Zjednoczonych - zaznaczyła Harris.
Zapowiedziała jednak, że choć uznaje swoją porażkę, "nie rezygnuje z walki, która napędzała tę kampanię", w tym o prawa kobiet, praworządność i równość. Dodała, że czasami na rezultaty tej walki trzeba poczekać. Zwróciła też uwagę na obawy wielu sympatyków partii co do nadchodzącej drugiej prezydentury Donalda Trumpa, wyrażając jednak nadzieję, że te obawy się nie spełnią.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Wiem, że wiele osób czuje, że wkraczamy w mroczne czasy, ale dla dobra nas wszystkich mam nadzieję, że tak się nie stanie. Lecz, Ameryko, jeśli tak się stanie, wypełnijmy niebo jasnym światłem miliardów gwiazd, światłem optymizmu, wiary, prawdy i służby - zakończyła Harris.
Prezydent USA Joe Biden pochwalił odwagę Kamali Harris. "Była niesamowitą partnerką - oświadczył Biden w komunikacie prasowym, wyrażając uznanie dla "uczciwości, odwagi i temperamentu" wiceprezydentki po jej porażce wyborczej z Donaldem Trumpem.
"Będzie nadal przywódczynią, którą nasze dzieci będą podziwiać przez pokolenia, pozostawiając swój ślad w przyszłości Ameryki" - napisał.
Szukają winnych "upokarzającej porażki"
W kręgach Demokratów trwa poszukiwanie winnych "upokarzającej porażki" Kamali Harris w wyborach prezydenckich. Jeden z dużych donatorów partii obwinił za to prezydenta Joe Bidena, który jego zdaniem za późno wycofał się z wyścigu – podał w środę dziennik "Daily Telegraph".
Inwestor z Wall Street Whitney Tilson przypisał 50 proc. winy za porażkę Harris z Donaldem Trumpem "głupocie i egoizmowi" Bidena, ponieważ - według niego - obecny prezydent "samolubnie postanowił znowu startować" w wyborach i "nie wycofał się wcześniej".
Zasmuca mnie, że zostanie zapamiętany jako facet, który uratował nas od czterech lat Trumpa, a teraz sprawił, że będziemy mieli kolejne cztery lata - powiedział Tilson brytyjskiej gazecie.
Nie jest to odosobniony głos. Rozmówcy "Daily Telegraph" w Partii Demokratycznej podkreślali, że wiceprezydent Harris została zmuszona do przejęcia kampanii po "głęboko niepopularnym" prezydencie i miała kłopot z wypracowaniem odmiennego kierunku.
- Przeprowadziliśmy kampanię najlepiej, jak mogliśmy, biorąc pod uwagę, że prezydentem był Joe Biden. Joe Biden jest jedynym powodem dzisiejszej porażki Kamali Harris i Demokratów - powiedział, zastrzegając sobie anonimowość, jeden z doradców kandydatki portalowi Politico.
"Partia okłamała Amerykanów"
Według "Daily Telegraph" przedmiotem krytyki jest też ukrywanie przez partię "kondycji mentalnej" ustępującego prezydenta, która wyszła na jaw w czasie debaty z Trumpem oraz w szeregu popełnionych przez Bidena gaf, takich jak przedstawienie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego jako "prezydenta Putina".
Partia okłamała Amerykanów co do zdrowia i kondycji poznawczej prezydenta - ocenił w serwisie X wieloletni donator Partii Demokratycznej Bill Ackman, który przed tegorocznymi wyborami przeszedł do obozu Trumpa.
"Daily Telegraph" podkreśla, że spóźniona decyzja Bidena o wycofaniu się z wyścigu dała Harris tylko 107 dni od momentu, gdy została nominowana, do dnia wyborów.