Minister aktywów państwowych Jacek Sasin chce, by 50-procentowy podatek od nadzwyczajnych zysków zapłaciły wszystkie duże firmy w Polsce (jako pierwsza poinformowała o tym "Rzeczpospolita"), które skorzystały na zawirowaniach w światowej gospodarce i których tegoroczne marże są wyższe od średniej z lat 2018-19 oraz 2021 (rok 2020 ze względy na pandemiczny charakter ma nie być brany pod uwagę).
Chodzi o firmy, zarówno państwowe, jak i prywatne, krajowe oraz zagraniczne, które nie mieszczą się w definicji mikro-, małego lub średniego przedsiębiorcy (zatrudniają co najmniej 250 osób i osiągają roczne obroty w wysokości powyżej 50 mln euro lub posiadają aktywa o wartości powyżej 43 mln euro). Szacowane wpływy do budżetu z tytułu tej daniny wyniosą ok. 13,5 mld zł.
Z tych pieniędzy rząd PiS chce sfinansować rekompensaty za wysokie ceny energii dla samorządów i odbiorców chronionych - chodzi o szkoły, przedszkola, uczelnie, domy pomocy społecznej, organizacje pozarządowe, rodzinne domy pomocy, ochotnicze straże pożarne, szpitale, ośrodki zdrowia, kościoły, domy kultury czy noclegownie. Koszt tych dodatków oszacowano jednak na 5 mld zł.
Znamy szczegóły nowego podatku Sasina
"Dzięki wprowadzeniu daniny od zysków nadzwyczajnych dużych firm budżet państwa nie będzie na tej operacji stratny, a wręcz przeciwnie, w budżecie zostanie ok. 8,5 mld zł" - czytamy w dokumencie, do którego dotarł money.pl.
Według naszych ustaleń nie wiadomo jeszcze, czy podatek od nadmiarowych zysków będzie tylko jednorazowy, czy może zostanie z nami na dłużej jako coś na wzór drugiej stawki podatku CIT.
Jak udało się nam dowiedzieć, MAP proponuje firmom alternatywę - będą mogły zmniejszyć lub całkiem zniwelować podatek, przekazując nadmiarowe zyski na inwestycje kluczowe z perspektywy bezpieczeństwa państwa. Mowa o projektach dotyczących w szczególności produkcji energii, sieci przesyłowych i dystrybucyjnych, infrastruktury obronnej itp.
Ponadto resort aktywów proponuje, by przedsiębiorstwa zapłaciły podatek w dwóch transzach. Zaliczkę za pierwsze półrocze 2022 r. do końca tego roku, a za drugie - do kwietnia 2023. Ostateczne rozliczenie miałby nastąpić we wrześniu przyszłego roku, wówczas upłynie bowiem termin publikacji raportów finansowych za bieżący rok. W przypadku firm, których sytuacja płynnościowa jest trudna, przewidziane jest odroczenie terminu zapłaty podatku (dotyczy to zwłaszcza firm z sektora energetycznego i gazowego, które ustawowo są zobowiązane do zawierania transakcji za pośrednictwem giełdy).
Założenia do projektu ustawy, które mają posłużyć do wypracowania ostatecznego kształtu dokumentu, resort aktywów państwowych skierował w piątek do premiera Mateusza Morawieckiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podatek od nadmiarowych zysków po polsku
Na pomysł resortu aktywów państwowych jednoznacznie zareagowała polska giełda - indeksy się zaczerwieniły, a eksperci i analitycy nie szczędzili słów krytyki pod adresem propozycji podatkowej resortu Jacka Sasina.
Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion, napisał na Twitterze, że osobiście popiera wprowadzenie podatku od nadzwyczajnych zysków. Jak zauważył, Komisja Europejska proponuje, żeby firmy z sektorów ropy, gazu i węgla zapłaciły podatek w wysokości 33 proc. od nadzwyczajnych zysków osiągniętych w 2022 r. "Podstawą jest zysk wyższy o 20 proc. od średniego zysku z trzech poprzednich lat. Tymczasem u nas podstawą opodatkowania ma być osiągnięcie marży w 2022 r. wyższej od uśrednionej marży z lat 2018, 2019 i 2021" - zwrócił uwagę.
"Pytanie retoryczne: ktoś oszalał? Zamordować wszystkie średnie i duże firmy w sytuacji, kiedy i tak jest im bardzo ciężko? Mam nadzieję, że to tylko głupie propozycje, które przepadną. Koza, która zostanie wyprowadzona (jak w znanej powiastce)" - napisał ekspert.
Analityk Xeliona podkreślił, że jest za takim podatkiem, ponieważ są firmy w sektorze energii, których marże wzrosły tysiące razy. Według niego przedsiębiorstwa te powinny pomóc w zmniejszeniu cen energii. Rozciąganie tego podatku na całą gospodarkę jest jednak - jego zdaniem - "szkodnictwem gospodarczym".
PiS gra Janosika
Podobnego zdania jest Izabela Leszczyna z Platformy Obywatelskiej, była wiceminister finansów.
- To nie jest dobry pomysł. PiS po raz kolejny chce wyjąć pieniądze z kieszeni przedsiębiorców i jak zwykle udaje przy tym Janosika, mówiąc, że zabierze bogatym i rozda biednym. Tak nie będzie. Wiemy, co zrobili, gdy okradli samorządy z wpływów z PIT-u: utworzyli fundusz, który nazwali "Polski Ład" i rozdawali pieniądze samorządom związanym lub zarządzanym przez PiS - mówi posłanka w rozmowie z money.pl.
Podejście PiS uważa za typowo socjalistyczne. Przekonuje, że nie jest tak, że PO nie chce ograniczyć zysków firm energetycznych, bo - jak stwierdza - "one rzeczywiście są w Polsce w sposób absolutnie nieuprawniony bardzo wysokie".
Wiemy, że marże wzrosły horrendalnie, nieadekwatnie do kosztów. Mamy przecież polski gaz oraz polski węgiel i nie ma powodów, dla których polskie rodziny i polskie firmy miałyby płacić drakońskie ceny za te produkty. Nasi eksperci z Instytutu Obywatelskiego wyliczyli, że prąd może i powinien być po prostu tańszy. Jedna MWh dla firm nie musi być droższa niż 600 zł, a kWh dla gospodarstw powinna kosztować ok. 45 groszy - mówi Leszczyna.
Według naszej rozmówczyni, ceny regulowane powinny objąć także gaz. - Mamy urząd, który reguluje ceny energii i powinien wkroczyć do gry. Wtedy te pieniądze zostaną naprawdę w kieszeni najuboższych Polaków, bo zapłacą mniej. Takie rozwiązanie pozwoli też funkcjonować piekarniom i wszystkim innym firmom, które dziś stoją na skraju bankructwa z powodu wysokich cen energii – przekonuje.