Niskie bezrobocie, dobra sytuacja gospodarcza, informatyzacja i obcokrajowcy, którzy płacą składki w Polsce - w ZUS pieniędzy nie brakuje. Sytuacja jest tak dobra, że Zakład znów może oddać część budżetowej dotacji - wynika z informacji money.pl. Takiej serii w historii jeszcze nie było, ale szybko może się skończyć.
Zakład przez cały ubiegły rok nie wziął z budżetu blisko 11 mld zł. To równowartość np. pięciu Stadionów Narodowych lub finansowanie programu 500+ przez blisko pół roku. To również równowartość średniej rocznej emerytury dla 500 tys. seniorów.
I 2019 rok ZUS może zacząć podobnie, od wstrzymania części dotacji (w grę wchodzi zwykle 2-3 mld zł). Zakład pieniędzy nie dostanie, więc budżet ich nie wyda. - Wpływy na indywidualne rachunki składkowe w styczniu są o 1,7 mld zł wyższe niż przed rokiem. To potwierdza pozytywne trendy w zakresie w zakresie ściągalności składek - mówi money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Nastroje są dobre, ale jak dodaje Andrusiewicz, za wcześnie, by prognozować jak sytuacja będzie wyglądała w kolejnych miesiącach. - Na dziś żadnych zagrożeń w aspekcie wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych nie widać - dodaje.
Jak wynika z informacji money.pl, ewentualna decyzja o wstrzymaniu dotacji może zapaść w marcu. Tak stało się w ubiegłym roku. ZUS w tym zakresie nie jest ograniczony przepisami prawa - zarząd ZUS może wnioskować w każdym momencie.
Obawy o Ukraińców
Prezes Zakładu - prof. Gertruda Uścińska - w żartach przyznaje, że niektórych ta sytuacja może dziwić. Bo skoro ktoś nie chce pieniędzy, to jest to co najmniej podejrzane. 11 mld zł mniej było sporą ulgą dla budżetu. Można było albo inaczej zagospodarować środki, albo po prostu zaoszczędzić.
Dla Ministerstwa Finansów to zawsze doskonała informacja. Lada chwila jednak składkowe eldorado może się - przynajmniej częściowo - skończyć. Ubywa obcokrajowców, którzy chcą przyjeżdżać do Polski i pracować. To właśnie oni byli sporym wsparciem dla systemu. W polskich warunkach to głównie Ukraińcy.
Jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w ostatnim czasie liczba takich pracowników płacących składki spadła. Jeszcze w trzecim kwartale 2018 roku było ich 425 tys. Pod koniec roku ubyło ich blisko 5 tys. Dlaczego to ważne? Bo to pierwszy taki sygnał. Jeszcze w 2015 roku składki płaciło tylko 50 tys. Ukraińców. Przez trzy lata ta liczba rosła dynamicznie - blisko 10-krotnie. Właśnie mamy pierwszy od wielu lat spadek.
Ukraińcy w ciągu całego roku wpłacają blisko 4 mld zł do polskiego systemu emerytalnego. I warto dodać - zaledwie niewielka grupa pobiera już w Polsce świadczenie.
Liczba chętnych spada
Drugi sygnał? Liczba wydanych oświadczeń o zamiarze zatrudnienia cudzoziemca. Te trafiają do powiatowych urzędów pracy.
Jak wynika z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2018 roku nastąpił spory spadek. W 2017 oświadczeń było 1,7 mln - w 2018 już 1,4 mln. Dane przywołuje "Rzeczpospolita".
Ten wskaźnik nie jest jednak doskonały. Głównie przez firmy "podkręcające" dane. Jeszcze dwa lata temu w Polsce było sporo podmiotów, które rejestrowały tysiące oświadczeń i handlowały nimi na Ukrainie. Zatem ostateczna liczba "prawdziwych" oświadczeń w 2017 roku była nieznana, bo pracownicy nigdy do kraju nie trafiali. Jak informuje "Rzeczpospolita", wybierali na przykład lepiej płatne Czechy. Ale już sam spadek pokazuje kierunek.
Dane nie są dramatyczne. Kłopoty mogą się jednak zacząć, jak szerzej na Ukraińców drzwi otworzą Niemcy. A ci już pracują nad takimi rozwiązaniami, które przede wszystkim mają dotyczyć bardziej wykwalifikowanych pracowników. Szacunki mówią, że prawie 60 procent Ukraińców pracujących w Polsce chciałoby pracować w Niemczech.
- Powiedzmy to sobie wprost. Jak Niemcy otworzą swój rynek pracy, to nie będzie takiej siły, by zatrzymać Ukraińców w Polsce. Różnica, jeśli chodzi o zarobki, jest przecież gigantyczna - uważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP. Wtedy, zdaniem eksperta, nie będziemy mogli zrobić już nic. - Musztarda po obiedzie. Jak Ukraińcy wyjadą do Niemiec, to już ich nie skusimy na powrót - zaznaczał ekspert w rozmowie z money.pl.
Poza zarobkami, zdaniem Kozłowskiego, za Odrę mogą przyciągnąć inne rzeczy. - Większość Ukraińców pracuje u nas nie na podstawie zezwoleń na pracę, a na podstawie oświadczeń od pracodawców. A to oznacza, że mogą pracować 6 miesięcy - dodaje Kozłowski.
Inny czynnik ryzyka dla ZUS i budżetu? Sytuacja gospodarcza. I choć eksperci nie przewidują żeby do Polski dotarł kryzys, to wystarczy nam spowolnienie gospodarcze.
Jak wynika z informacji money.pl, Zakład Ubezpieczeń Społecznych dość dobrze analizuje wyniki gospodarcze… Niemiec. To najważniejszy partner gospodarczy Polski. Spowolnienie w Niemczech to z dużym prawdopodobieństwem spowolnienie nad Wisłą. Gdyby zaczął się realizować ten scenariusz, Zakład Ubezpieczeń Społecznych po prostu wykorzysta pełną dotację, którą ma zapisaną w tegorocznym budżecie.