Późnym wieczorem w noworoczny poniedziałek w wynikach wyszukiwania Google pojawiły się niepoprawne notowania głównych walut. Euro, według platformy Google Finance, było wyceniane na 5,9 zł (kurs zamknięcia w piątek to 4,37 zł), dolar na 5,37 zł (zamiast 3,93 zł), frank szwajcarski na 6,38 zł (zamiast 4,67), a brytyjski funt "odnotował" kurs 6,84 (zamiast 5 zł).
Na zamieszanie zareagował minister finansów. "Spokojnie. Ten kurs złotego, który sieje panikę to 'fejk' (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy" - napisał w mediach społecznościowych Andrzej Domański. We wtorek Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Cyfryzacji niezależnie od siebie zwróciły się do spółki Google z żądaniem wyjaśnień. Możliwe, że incydent wywoła daleko idącą reakcję rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ministerstwo Cyfryzacji reaguje na zamieszanie z kursem walut
Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski w rozmowie z money.pl przyznaje, że poniedziałkowy incydent to dowód na to, jak wielka odpowiedzialność ciąży na podmiotach publikujących dane istotne dla społeczeństwa.
- W przypadku zafałszowanych kursów walut opublikowanych w poniedziałek wieczorem wszystko jest w rękach Google. To prywatny podmiot, który współpracuje zapewne na podstawie jakichś umów z zewnętrznymi podmiotami - stwierdził.
Rzeczywiście, jak wynika z informacji podanych przez Google, za dane z rynku walut odpowiada firma Morningstar. Liczby te nie są weryfikowane przez spółkę.
Tutaj najważniejsza jest rzetelność. Mam wrażenie, że w przypadku tych kursów Google zabrakło jakiejś staranności. A to dowodzi, że trzeba zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka odpowiedzialność ciąży na tych, którzy te dane udostępniają - powiedział Krzysztof Gawkowski.
Rząd zmieni prawo?
Szef resortu cyfryzacji przyznał też, że ostatnie wydarzenia są kolejnym impulsem, który może przyspieszyć dyskusję na temat zmian w prawie.
W rządzie myślimy nad rozwiązaniami, które mają powodować, że kwestia fake newsów zostanie porządnie uregulowana. W taki sposób, żeby na tych, którzy publikują lub świadomie udostępniają fake newsy, ciążyła większa odpowiedzialność - stwierdził szef resortu cyfryzacji.
Jak wyjaśnił Gawkowski, w świecie zglobalizowanej informacji, odpowiedzialność za informację u tych, którzy ją udostępniają - i jeszcze czerpią z tego finansowe zyski - musi być bezsporna.
- Dlatego na pewno będziemy oczekiwali, żeby wielcy operatorzy brali odpowiedzialność za to, co publikują. Powinni szybko weryfikować dane i szybko eliminować błędy. Mam wrażenie, że w tej sytuacji reakcja Google była za wolna - stwierdził.
Zdaniem Gawkowskiego nie trzeba tworzyć nowych narzędzi, które będą ostrzegać przed fałszywymi informacjami. - Najpotrzebniejsza jest szybka reakcja. Ona musi spoczywać na tych, którzy te informacje udostępniają. Nasze oczekiwania na pewno będą zmierzać w tym w kierunku, żeby reakcje były szybsze oraz żeby precyzyjnie i szybko wyjaśniać, co było przyczyną podania nieprawdziwej informacji - stwierdził.
Serwisy internetowe muszą same rozwiązać ten problem. Ani rząd, ani ministerstwo nie wykształcą narzędzi do 'naprawiania' każdej nieprawdziwej informacji, która się poniesie w świat. Dzisiaj to są kursy, jutro może być to informacja o pogodzie, a pojutrze może być to informacja o tym, że na przykład przestały jakiś samolot został odwołany - mówi money.pl szef resortu cyfyrzacji.
Gawkowski wyraził przekonanie, że fałszywe informacje powinny być zwalczane. - Fake newsy nie tyle mogą być, ile są niebezpieczne. Mogą doprowadzić do sytuacji krytycznych, mogą powodować panikę, mogą wzbudzać złe emocje, powodować utraty majątków, prowadzić do zmian w zachowaniu każdego człowieka. Dlatego tak ważna jest rola operatorów, którzy powinni przykładać szczególną uwagę do weryfikacji informacji, również tych udostępnianych - stwierdził szef MC.
Reakcje na zamieszanie z kursem walut
Poniedziałek był dniem wolnym od pracy, dlatego kursów nie publikował Narodowy Bank Polski. Bank centralny sytuację skomentował we wtorek. "W związku z noworocznym zawirowaniem dotyczącym fikcyjnego kursu PLN na platformie Google, przypominamy, że sprawdzone i w pełni wiarygodne kursy Złotego publikuje na swojej stronie NBP" - czytamy we wpisie rzecznika NBP na platformie X.
We wtorek po wpisaniu w wyszukiwarkę Google fraz "USD" lub "EUR" wartości kursów walut się nie wyświetlały. Publikuje je google.com/finance.
"Funkcje wyszukiwania, takie jak wyświetlanie kursu wymiany walut, opierają się na danych z zewnętrznych źródeł. W przypadku zgłoszenia nieścisłości, kontaktujemy się z dostawcami danych, aby jak najszybciej skorygować błędy" - przekazało Google Polska redakcji money.pl w odpowiedzi na prośbę o stanowisko firmy.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl