Chiny kilka dni temu zatrzęsły się w posadach. Największy deweloper zajmujący się budownictwem mieszkaniowym odsłonił karty. Okazało się, że w pierwszej połowie roku poniósł aż 7 mld dol. strat. Country Garden przyznaje wprost - spółka nie sądziła, że kryzys będzie tak długi i głęboki. W efekcie spadku popytu - przede wszystkim na chińskiej prowincji - gigant nie był w stanie spłacić w sierpniu odsetek od obligacji. To niezbyt dobra informacja dla inwestorów. Łączne zobowiązania spółki są pokaźne, sięgają bowiem 200 mld dolarów.
Możliwe więc, że Country Garden podąża ścieżką innych przedstawicieli branży. Wcześniej wniosek o ochronę przed wierzycielami w amerykańskim sądzie złożył Evergrande. Firma jest utrzymywana przy życiu od końca 2021 kiedy to w zasadzie upadła, nie spłaciła bowiem swoich zobowiązań. Wywołało to lokalne tsunami, które pociągnęło na dno wiele mniejszych przedstawicieli branży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chińskie spowolnienie coraz głębsze
Krach tak wielkich firm zwiastowałby wielkie kłopoty dla całej chińskiej gospodarki, bo branża odpowiada za nawet 30 proc. PKB kraju. Tymczasem Państwo Środka, jak pisaliśmy, już "wrzuciło bieg jałowy". Eksport w lipcu spadł, w porównaniu z rokiem poprzednim, o 12,4 proc. (taki sam wynik odnotowano w czerwcu). Import skurczył się 12,4 proc. (co jest wynikiem znacznie gorszym od czerwcowego, który wyniósł 6,8 proc.). Tymczasem inwestycje w nieruchomości spadły w ciągu pierwszych sześciu miesięcy roku o 7,9 proc.
Z jednej strony te dane są powodem do obaw dla wielu innych krajów, bo spowolnienie w Chinach mogłoby pociągnąć za sobą w dół resztę świata. W tym Stany Zjednoczone. Z drugiej jednak strony gospodarcza zadyszka Chin jest uznawana za szansę w walce o globalną dominację.
Joe Biden o "tykającej bombie zegarowej"
USA i inne kraje Grupy G7 (Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Kanada i Japonia), mogą na kłopotach Państwa Środka zyskać. Tak wynika z rozmów przeprowadzonych przez agencję Bloomberg z pragnącymi zachować anonimowość urzędnikami z całego świata. Z rozmów tych wynika, że wizja Chin jako hegemona, który w nieco odległej przyszłości miałby wyprzedzić Stany Zjednoczone, stała się jakby bardziej mglista.
Prezydent USA nie omieszkał w jednym z letnich wystąpień wytknąć Chinom ich słabości. Gospodarkę określił jako "tykającą bombę zegarową". Za główne zagrożenia uznał zarówno poziom zadłużenia, jak i problemy demograficzne. I nie przesadził. Nagłówki głoszące, iż "Chińczycy nie chcą mieć dzieci" krążą w mediach od kilku dobrych lat. W styczniu władze przyznały, że w zeszłym roku populacja kraju zmniejszyła się o 850 tys. osób. Wciąż liczy ona 1,41 mld ludzi, ale pod tym względem na pierwszą pozycję mogą wkrótce wskoczyć Indie. Co do długu publicznego, to Chiny są w gronie trzech krajów (razem z Brazylią i Indiami), które odpowiadają za 30 proc. kwoty zadłużenia wynoszącej aż 92 biliony dolarów. Problemów jest oczywiście więcej - chociażby rosnące bezrobocie wśród młodzieży i młodych. Dla osób w wieku 16-24 lata wskaźnik osiągnął poziom ponad 21 proc. To rekord. Problem mają też osoby po czterdziestce. Podstawowe stanowiska w chińskiej służbie cywilnej są zarezerwowane dla osób "do lat 35".
Tak Zachód może skorzystać na kłopotach Chin
Kłopoty Chin nie muszą być chwilowe. Wprost przeciwnie, amerykańscy urzędnicy zastanawiają się, czy to już ten czas, w którym możemy mówić, że Chiny osiągnęły szczyt. Czy model chińskiej gospodarki "zaczyna się kończyć". Czy spowolnienie jest chwilowe, czy czeka nas cała era spowolnienia? Jedno jest pewne - Chiny nie poddadzą się bez walki i będą korzystać ze wszelkich dostępnych im narzędzi, by pobudzić gospodarkę. Rząd nie przygląda się sytuacji bezczynnie - na problemy branży deweloperskiej zareagował od razu i co rusz wdraża kolejne programy mające na celu zachęcić konsumentów do zakupów. W piątek zapowiedział kroki mające na celu wzmocnienie waluty, władze chcą też wprowadzić ulgi podatkowe.
Xi Jinping wraz ze swoją armią urzędników doskonale jednak wie, że nie może przesadzić ze wsparciem, bo to jest kosztowne. Jak zatem kraje G7 miałyby skorzystać na słabości Chin? Niektórzy amerykańscy urzędnicy twierdzą, że chińskie spowolnienie to efekt lekcji wyciągniętej z pandemii. Zachód zrozumiał, że musi być mniej zależny od swojego azjatyckiego partnera. I jeśli tę zmianę uda się utrwalić, będzie jedną z najważniejszych w ostatnich dekadach. Pytanie tylko, czy kraje Zachodu i Polska będą umiały tę okazję wykorzystać.