"Polska powinna jak najszybciej wejść do strefy euro" - tak brzmiała teza debaty oksfordzkiej, którą przeprowadzono w środę wieczorem w ramach cyklu Debata Zderzenia.
Celem debaty oksfordzkiej jest opowiedzenie się za jedną ze stron, nie jest to przedstawienie poglądów "jeden do jednego". Rozmówcy z góry mieli założone, czy opowiadają się za wejściem do strefy euro, czy też nie. Ich rolą było w trakcie sześciu minut przedstawienie jak najlepszych argumentów za daną ideą.
Po jednej stronie zasiadło troje zwolenników przyjęcia wspólnej do waluty (prof. Hanna Gronkiewicz-Waltz - była prezes NBP, dr Bogusław Grabowski - były członek Rady Polityki Pieniężnej oraz dr ekonomii Tomasz Kasprowicz), a po drugiej trzech przeciwników (Piotr Patkowski - podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, prof. Robert Gwiazdowski - dyrektor rady programowej Warsaw Enterprise Institute oraz Stefan Kawalec - były wiceminister finansów i współtwórca planu Balcerowicza).
Imperatyw polityczny w strefie euro
- Nie ma decyzji niepolitycznych. Nie tylko podejmowanych przez pojedynczy kraj, ale również grupę. Czy jest nadzór finansów, czy też nie, to też jest decyzja polityczna - powiedziała na samym początku Gronkiewicz-Waltz. W ten sposób była prezydent Warszawy podkreśliła, że na przyjęcie wspólnej waluty nie należy patrzeć jedynie przez pryzmat ekonomii.
Odniosła się również do suwerenności, a raczej jej braku, co część polityków uznaje za wynik przyjęcia euro.
Nikt nie mówi o utracie suwerenności, gdy stacjonują u nas obce wojska [amerykańskie czy brytyjskie - przyp. red.], a jej utratą byłyby te same banknoty. Tu chodzi o lęk przed utratą władzy, o to, że jest bank centralny, który dodrukuje pieniędzy. Tylko tyle i aż tyle - orzekła. Dodała, że mając swoją walutę, można "zatrudniać w banku centralnym różnych pociotków", a będąc w strefie euro, trzy największe banki są nadzorowane przez Europejski Bank Centralny. Wtedy zatrudnianie po znajomości nie jest możliwe.
W podobnym tonie wypowiadał się dr Grabowski. W jego opinii strefa euro "powstała z imperatywu politycznego, a nie ekonomicznego". Jednak silny imperatyw polityczny prowadzi do tego, że "nasze dzieło będziemy wzmacniać i poprawiać". - Tak jest ze strefą euro, która jest inną strefą, niż wtedy, gdy ją tworzono. Uczestniczą w niej inne gospodarki, bardziej do siebie dostosowane - ocenił ekspert. Dodał, że po krachu w Grecji stworzono europejski system ochronny, który przypomina Międzynarodowy Fundusz Walutowy dla strefy euro.
Wspólna waluta a bezpieczeństwo Polski
1 stycznia 2023 r. do strefy euro dołączyła Chorwacja, która jest 20. państwem Unii Europejskiej ze wspólną walutą. To oznacza, że jedynie kilka krajów wspólnoty nie przyjęło euro, w tym Polska.
- Strefa euro nie tylko istnieje, ale doskonali się w procedurach, sposobie oddziaływania ratunkowego. Polska niesamowicie się zbliżyła do niej. W 1989 r. mieliśmy 40 proc. średniounijnego PKB na mieszkańca, a teraz 2/3 niemieckiego i 3/4 francuskiego. Warszawa ma PKB na mieszkańca powyżej średniej unijnej. Imperatyw polityczny będzie się ewidentnie wzmacniał, co pokazuje wojna w Ukrainie, podział świata na część demokratyczną i autorytarną - tłumaczył dr Grabowski. Przyjęcie euro miałoby zwiększyć bezpieczeństwo Polski, tak jak robią to wojska krajów sojuszniczych na naszym terenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stefan Kawalec, który znalazł się w opozycji do postawionej tezy, porównał własną walutę do dylatacji w moście, szczeliny, która zapobiega m.in. odkształcaniu się budowli, a nawet jej zawaleniu. Swoja waluta z elastycznym kursem walutowym ma być takim amortyzatorem dla gospodarki. Tłumaczył również, że można rozwijać swoją gospodarkę oraz współpracę międzynarodową bez jednej waluty, tak jak robią to kraje skandynawskie i nordyckie. - W Szwecji jest mniejsze poparcie dla euro niż w Polsce. Po wybuchu wojny na Ukrainie pojawiły się głosy, żeby wstąpić do NATO, a nie strefy euro - mówił.
Dr Tomasz Kasprowicz ocenił, że przyjęcie euro pozwoliłoby zasiadać "przy jednym stoliku decyzyjnym". To miałoby poszerzyć nasze kompetencje i suwerenność. Oraz bezpieczeństwo.
- Żeby komuś się chciało umierać za Gdańsk, jak ktoś będzie miał tu wystarczająco dużo interesów, a temu euro niewątpliwie sprzyja, Tym chętniej za ten Gdańsk w razie czego umrze - podał jeden z powodów, dla których warto dołączyć "do rodziny euro". Zwłaszcza w kontekście wojny w Ukrainie.
Innego zdania był Piotr Patkowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i Główny Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych. Uznał, że Niemcy czy Holendrzy "nie umieraliby za Cetynię", będącą do 1918 r. stolicą Czarnogóry. - Nie chcemy też być jak Włosi, którzy od 20-30 lat są w stagnacji. Ich gospodarka nie rośnie.
Złoty ma zwiększać szansę w walce z inflacją
Piotr Patkowski wskazywał, że różnice w gospodarkach strefy euro są niższe niż w 2004 r., ale proces ich synchronizacji nadal postępuje. Jest to proces ciągły i raczej nieskończony.
Cała UE ma problem z inflacją, ta jest w dużej mierze importowana. Reakcja EBC powinna być inna dla Estonii, inna dla Hiszpanii. Między tymi krajami jest kilkanaście pkt procentowych różnicy. Natomiast Polska ze złotym ma możliwość stopami procentowymi i kursami walutowymi oddziaływać na politykę pieniężną i przez to modelować inflację - stwierdził Patkowski.
Przypomnijmy, że inflacja rok do roku w lutym 2023 r. w strefie euro wyniosła 8,5 proc. W Hiszpanii było to 6,1 proc. a w Estonii 17,6 proc. Natomiast inflacja w Polsce w lutym 2023 r. wyniosła 18,4 proc. rok do roku.
Polityk nawiązał do Słowacji, której PKB per capita "nie rośnie szybciej niż Polski". - To nie strefa euro decyduje czy państwo się szybciej bogaci lub ma silniejszą gospodarkę - wyjaśniał członek rządu.
Według danych Banku Światowego PKB per capita Słowacji w 2021 r. wyniosło 33,41 tys. dol. Od momentu wejścia do strefy euro w 2009 r. ta liczba wzrosła o ponad 10 tys. dol. W tym samym roku spadek PKB per capita wyniósł -5,6 proc., ale już w 2010 r. skoczył do 6,6 proc. Natomiast PKB Polski to ponad 38 tys. dol.
Dr Kasprowicz, opowiadając się za przyjęciem euro, przypomniał sytuację z 2008 r., gdy "Polska była zieloną wyspą". - Złoty tak się osłabił, że łatwiej było eksportować. W tym samym czasie Szwajcaria była w tragicznej sytuacji, jej waluta tak wystrzeliła na wartości, że kontrolować sytuację musiał bank centralny. Obecnie nasza inflacja jest jedną z wyższych w UE ze względów importowanych oraz nieodpowiedzialnej polityki fiskalnej i monetarnej. Własna waluta nie zawsze nas obroni w trudnych czasach. Czasem się uda jak w 2008 r., a czasem nie, jak w 2022 r. - podsumował.
Prof. Robert Gwiazdowski dodał, że "z powodów ekonomicznych powinniśmy gonić króliczka, czyli spełniać warunki przystąpienia do strefy euro, których jednak nie spełniamy." - Z powodów politycznych, dzisiejszych, wojennych też powinniśmy to dokładnie rozważyć, ale to jest argument polityczny, a nie ekonomiczny. Agresja Rosji na Ukrainę pokazuje, że w takiej sytuacji lepiej być w strefie euro - zaznaczył. I dodał, że powinien wziąć krzesło z grupy opozycyjnej w debacie i postawić je między obiema grupami.