Parlament Europejski przyjął pakiet ustaw wzmacniających zestaw narzędzi UE do walki z praniem pieniędzy i finansowaniem terroryzmu. Gdy jedna ze stron transakcji to przedsiębiorca, to płatności gotówkowe będą możliwe jedynie do kwoty 10 tys. euro.
Ponadto osoba płacąca gotówką powyżej 3 tys. euro za różne usługi czy produkty będzie poddana identyfikacji. Warto zaznaczyć, że nowe przepisy mają wejść w życie w 2027 r., a decyzja PE to jeden z etapów procedury, regulacje musi jeszcze zatwierdzić Rada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"O inwigilacji nie ma mowy"
Tuż po informacji o głosowaniu w PE pojawiły się jednak setki komentarzy czytelników twierdzących, że UE to "eurokołchoz". Niektórzy piszą też o inwigilacji oraz "stawianiu na pierwszym miejscu interesu banków".
- Od kilkunastu lat tracimy prywatność. Świadomie, gdy publikujemy zdjęcia na portalach społecznościowych i nieświadomie, gdy nasze telefony logują się do stacji bazowych lub spacerujemy po mieście i dla bezpieczeństwa nagrywa nas monitoring. Dlatego o inwigilacji nie ma mowy. Jest to wpisane w rozwój technologiczny - odpowiada na to Robert Łaniewski, prezes Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego.
O "wyolbrzymionych komentarzach" mówi też Aleksander Pawlak, prezes firmy Tavex, zajmującej się handlem metalami szlachetnymi i walutami w ponad 60 krajach.
Inwigilacja jest wykluczona, natomiast niepokojący dla obrotu gotówkowego jest obowiązek identyfikacji przy transakcjach powyżej 3 tys. euro. Sklepy budowlane czy z elektroniką mogą przy większych zakupach nie przyjmować już gotówki - ocenia.
Jego zdaniem to "powolne gotowanie żaby", żeby limity w przyszłości obniżyć.
- Już teraz w Polsce obowiązuje gotówkowy limit płatności w transakcjach między firmami w wysokości 15 tys. zł. Ustawa o Polskim Ładzie chciała zmniejszyć te limity do 8 tys. zł oraz wdrożyć limit dla konsumentów, natomiast społeczny sprzeciw sprawił, że rząd się z tego wycofał - przypomina rozmówca money.pl.
Na zakupy tylko z kartą?
Jak nowe przepisy mogą wyglądać w praktyce? Aleksander Pawlak wyjaśnia to na przykładzie zakupu drogiego telewizora w sklepie oraz remontu mieszkania.
Najprawdopodobniej sklep będzie musiał zatrudnić człowieka 'do walki z praniem pieniędzy', który będzie weryfikować klienta oraz zgłaszać transakcję do odpowiedniej instytucji. Cały proces mógłby potrwać kilka godzin, bo ktoś tę transakcję już po identyfikacji musi zaakceptować. Banki oraz instytucje finansowe mają to opracowane, to fundament naszego biznesu, ale dla sklepów to kolejny wydatek i utrudnianie pracy - uważa nasz rozmówca.
Podobnie sytuacja może wyglądać przy remoncie lub wykańczaniu mieszkania, co często kosztuje więcej niż 3 lub 10 tys. euro.
- Majster biorący 15 tys. zł za remont nie pierze pieniędzy. Teraz taki przedsiębiorca wystawia fakturę np. na 50 tys. zł, płaci podatki i urząd skarbowy wszystko wie. Natomiast przy płatności kartą majster musi wynająć terminal i liczyć się z tym, że pieniądze zostaną zaksięgowane dzień później. Żeby ominąć te przepisy, może dojść do dzielenia faktur, co jest równoznaczne z tworzeniem równoległej rzeczywistości i omijaniem przepisów - twierdzi prezes Taveksu.
Mniej krytyczny wobec zmian jest Robert Łaniewski.
- Handel z nowymi wymogami na pewno sobie poradzi, ale nie można wyolbrzymiać. Klienci nie przychodzą każdego dnia do sklepu i nie płacą za telewizor gotówką. Bezpieczniej jest zapłacić kartą lub wykonać przelew - ocenia.
Remonty często odbywają się bez formalnych dokumentów, nie jest to reguła, ale trzeba to jasno powiedzieć. Legalnie działające osoby fizyczne niczego nie muszą się obawiać - podkreśla.
Większe zakupy? "Większość nie używa gotówki"
Polskie limity dla przedsiębiorców są jeszcze bardziej restrykcyjne od tych wskazanych przez PE, na co zwraca uwagę Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Z perspektywy polskiego i europejskiego konsumenta nie są to fundamentalne zmiany. Europejski Bank Centralny wskazywał, że w latach 2019-2022 liczba dokonanych transakcji gotówkowych spadła z 72 do 59 proc. Przyspieszyła to pandemia, ale trend był widoczny wcześniej. Większość ludzi nie używa gotówki przy większych zakupach - podkreśla ekspert PIE.
Według raportu NBP o obrocie gotówkowym w Polsce w 2022 r. połowa badanych (50,9 proc.) wskazała, że częściej realizuje transakcje bezgotówkowo niż gotówkowo.
Natomiast z badań przeprowadzonych na zlecenie Taveksu wynika, że 38 proc. Polaków preferuje płatności gotówkowe. Jednak nawet jeśli Polacy wolą płacić bezgotówkowo, to kluczowa dla nich jest możliwość wyboru.
"Pomimo spadku udziału gotówki w transakcjach płatniczych około 50 proc. ankietowanych osób wskazało, że ważne lub bardzo ważne jest to, aby zawsze przy robieniu zakupów można było zapłacić gotówką, nawet jeśli na co dzień nie korzystają one z tego instrumentu" - czytamy w raporcie NBP.
Ograniczanie swobody i rezygnacja z gotówki nie wchodzi w rachubę. Wręcz przeciwnie. NBP opracował strategię obrotu gotówkowego, w Polsce myśli się o tym bardzo poważnie. Jako konsumenci musimy mieć prawo wyboru spośród różnych instrumentów płatniczych. Korzystamy z kart, Blika czy przelewów. Rynek sam zdecyduje, co jest dla niego najlepsze - mówi Robert Łaniewski.
Marcin Klucznik ocenia, że limity narzucone przez PE są na tyle wysokie, że mogą dotyczyć mniej niż 2 proc. transakcji gotówkowych. - Masa płatności gotówkowych w UE dotyczy niewielkich kwot. Z perspektywy zwykłego człowieka nic się nie zmieni. Także młodzi ludzie chcą mieć szansę płacenia gotówką, ale faktycznie rzadko z niej korzystają. Hipotetyczne odejście od gotówki może nastąpić, gdy po prostu się zdepopularyzuje - ocenia analityk PIE.
Banki wykorzystają moment?
Takiego scenariusza obawia się Aleksander Pawlak. Prezes Taveksu uważa, że tzw. transakcyjność gotówki może spaść. - Wejdziemy w spiralę. Im mniej dostępnej gotówki, tym częściej zapłacimy kartą. Możemy tego uniknąć, zwyczajnie nie wprowadzając takich regulacji - uważa.
Sam nie widzi jednak natychmiastowej groźby wycofania gotówki, ale sądzi, że limity z biegiem lat mogą być obniżane.
- Gwałtowne wycofanie gotówki spotkałoby się z bardzo dużym oporem społeczeństwa - podkreśla przy tym rozmówca money.pl.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl