– Gastronomia sprzedaje posiłki, dania na 8 proc. VAT, a jeżeli wcześniej towary kupowano na 5 proc. VAT, to do urzędu skarbowego przedsiębiorca odprowadzał różnicę podatku pobranego od klienta (należnego) a podatku naliczonego przy kupnie towarów, czyli zaokrąglając 8 minus 5 procent, czyli trzy procent do tej pory. Obniżenie VAT-u na żywność do zera procent powoduje to, że firma odprowadza całe 8 procent – mówi nam Sławomir Grzyb, sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zerowy VAT dla konsumentów, nie dla przedsiębiorców
W ubiegłym roku rząd pozwolił na wydłużenie stosowania zerowej stawki VAT na żywność. Stawką tą objęte pozostaną podstawowe produkty spożywcze, takie jak owoce, warzywa, mięso, nabiał czy produkty ze zbóż
Jak mówią w rozmowie z nami restauratorzy, jest to jeden z problemów branży. Wprowadzenie tej zmiany przez rząd nie tylko nie wyhamowało rosnących cen w tej kategorii, ale spowodowało, że utrzymują się one na wyższym poziomie, a zdaniem ekspertów – największy wzrost dopiero przed nami.
– Przed Wielkanocą te wzrosty przyspieszą, ze względu na rosnące ceny energii i gazu. Wzrosty mogą być nawet o 30-35 proc. – oceniła Monika Piątkowska, szefowa Izby Zbożowo-Paszowej z Ruchu Polska 2050 na antenie radia RMF FM.
Z kolei ekonomiści Credit Agricole podali, że tarcza antyinflacyjna na żywność, choć umożliwiła przejściowe obniżenie dynamiki cen, w długim okresie sprawi, że ceny w tej kategorii będą o około 1,6 proc. wyższe niż w scenariuszu, gdyby nie została ona wprowadzona.
Jak mówi nam Sławomir Grzyb, z punktu widzenia restauratora nic się nie zmieniło, teoretycznie kupuje żywność taniej o 5 proc., bo nie ma VAT-u, co oczywiście nie jest prawdą, bo żywność zdrożała. To, że nie ma VAT-u, to jest podobnie jak z cenami benzyny – bez znaczenia dla klienta ostatecznego, czy był VAT 8 proc., czy od nowego roku jest 23 proc. – kwota brutto została ta sama.
– Restauratorzy odprowadzają do Skarbu Państwa teraz większe kwoty z tytułu Deklaracji VAT-7, wcześniej płacili różnicę wynoszącą ok. 3 proc., a teraz 8 proc. Jeżeli cena brutto się nie zmieniła, to te opłaty wzrosły. Przedsiębiorcy nic na tej obniżce nie skorzystali, nawet jeżeli ceny brutto kupowanych towarów spadły o 5 proc. Co najwyżej mogli skorzystać indywidualni klienci sklepów, o ile ceny brutto spadły przy obniżce VAT, ale nie skorzystał ani restaurator, ani jego klient, bo żywność sprzedawana w restauracji była nadal na 8 proc. – mówi nam Sławomir Grzyb z IGGP.
– To dlatego restauratorzy czują się teraz pokrzywdzeni, nie mają żadnej korzyści, a nawet płacą więcej z tytułu rozliczenia Deklaracji VAT-7. Nie mogą sobie tej różnicy wrzucić w koszty – dodaje.
Postulat branży
Hanna Mojsiuk, Prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie, mówi w rozmowie z money.pl, że mowa obecnie o masowo wręcz upadających restauracjach. Jak podała, tylko w pierwszych dniach nowego roku to było blisko 10 lokali na Pomorzu Zachodnim.
– Restauratorzy mają duży żal, że obniżka VAT ich ominęła i zwiększyła finansową przepaść między nimi a hurtownikami i producentami. Oczekiwalibyśmy objęcia gastronomii 0 proc. VAT, ale niestety rządzący pozostają głusi na problemy gastronomii. Mamy nadzieje, że nowy zespół przy Rzeczniku MŚP będzie mieć w tym temacie szerszą siłę przebicia – komentuje dla money.pl Hanna Mojsiuk.
Tymczasem Sławomir Grzyb mówi o rozmowach, jakie toczą się na linii branża-rząd.
– Zależało nam na uproszczeniu procedury rozliczania tego podatku. Ministerstwo Finansów rozumie ten postulat, powiedziano nam, że chętnie by to ujednolicili i uprościli, ale jest to decyzja polityczna. Odesłano nas do premiera, ponieważ resort sam takich decyzji nie podejmie, a tym bardziej w roku wyborczym. Wszystko w rękach premiera i rządu, czy przejmie się losem małych i średnich przedsiębiorstw? Pozostaje nam zebranie 100 tys. podpisów pod projektem obywatelskim, który będzie musiał trafić pod obrady Sejmu, to jest nasz cel w tym roku – relacjonuje sekretarz generalny IGGP.
Najgorszy miesiąc dla branży
Ostatnio w rozmowie z money.pl menedżerka restauracji mówiła o zamknięciu 38 lokali na terenie Śląska i Małopolski. Północna Izba Gospodarcza w Szczecinie wskazała, że tylko na początku roku zamknęło się 10 restauracji, kolejni przedsiębiorcy masowo informują w serwisach społecznościowych o wygaszaniu swoich biznesów.
– Każdy walczy o przeżycie. Każdy większy rachunek za prąd, gaz czy ogrzewanie to likwidacja działalności. Styczeń jest najgorszym miesiącem dla branży. Wielu zaplanowało likwidowanie lokali na grudzień i styczeń – mówi nam Sławomir Grzyb.
Natomiast windykatorka z Grupy AVERTO, Małgorzata Marczulewska, mówi, że nawet wysoki przychód i dobre obroty w czasach wielkiej niepewności i szybujących do góry rachunków wcale nie gwarantują możliwości utrzymania się.
– Jeden z przedsiębiorców, z którymi miałam kontakt, generował przychody na poziomie powyżej 100 tysięcy złotych. Małe bistro, obiady domowe, środek sporego osiedla. Przy takich zarobkach generował kilka tysięcy złotych miesięcznie strat i zalegał ze spłatami zobowiązań i był zgłoszony do windykacji. Proszę sobie wyobrazić – biznes działa, klientów nie brakuje, kuchnia smakuje, a jednocześnie nie ma szans poprowadzić tego biznesu tak, by on zarabiał – opowiada Małgorzata Marczulewska w rozmowie z money.pl.
– Na pewno branżą znajdującą się pod "permanentnym ostrzałem" gospodarczym jest gastronomia. Objęta lockdownem w czasie pandemii i objęta wysokimi podwyżkami w czasie inflacji i kryzysu energetycznego. Na pewno wiele restauracji zbankrutuje, już teraz widzimy, że hurtownie i dostawcy starają się o windykacje. To niestety zwiastun trudnego roku dla całej branży – dodaje.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.