Po wyborach nowy Sejm przyjmie budżet państwa na 2024 r. Zdaniem konstytucjonalistów, nawet jeśli będzie to ta sama ustawa, która jest obecnie procedowana, przyszły rząd będzie musiał złożyć ją ponownie, a parlament uchwalić w ciągu czterech miesięcy.
Przepis ten, zdaniem byłego ministra finansów, a obecnie przewodniczącego Rady Programowej Instytutu Finansów publicznych prof. Pawła Wojciechowskiego, powoduje, że nowy rząd będzie zmuszony do pracy nad starym projektem, utworzonym jeszcze w bieżącej kadencji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Media bez pomocy
- Przygotowana przez PiS ustawa na 2024 r. to budżet pożegnalny. Nie wiadomo tylko, czy będzie on pożegnalny dla PiS, czy dla opozycji - zastanawia się w rozmowie z money.pl prof. Wojciechowski, dodając, że "być może dlatego ma on tak wiele braków, które można uzupełnić w trakcie prac w Sejmie już po wyborach".
Ekspert przypomina, że od tego, kto będzie tworzył przyszły budżet państwa (a raczej go poprawiał) zależy m.in. los mediów publicznych. PiS nie wpisał w tym roku do ustawy rekompensaty abonamentowej dla TVP oraz dla Polskiego Radia. Od 2020 r. nadawcy publiczni otrzymywali co roku po prawie 2 mld zł. To koło ratunkowe dla ich finansów.
Przypomnijmy: rekompensata abonamentowa była do tej pory kompetencją ministra finansów, który na wniosek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) przekazywał publicznym mediom papiery skarbowe jako rekompensatę za utracone wpływy m.in. z opłat abonamentowych.
W ustawie na 2022 r. zaznaczono, że wartość tych papierów ma wynieść 1,995 mld zł. W obecnym projekcie ustaw budżetowych tego zapisu już nie ma.
Jak wyliczył portal wirtualnemedia.pl, rekompensata stanowiła ponad połowę budżetu TVP. W ubiegłym roku przychody publicznego nadawcy telewizyjnego co prawda wzrosły o 7,2 proc. do kwoty 3,25 mld zł, ale znacząco wzrosły też koszty - o 21,7 proc., wynosząc 3,12 mld zł.
W przypadku TVP zysk netto finalnie wyniósł 3,89 mln zł. I to przy rekompensacie na poziomie 1,71 mld zł oraz 330 mln zł z opłat abonamentowych. W tym roku TVP spodziewa się już straty na poziomie co najmniej 171 mln zł.
Z kolei Polskie Radio wypracowało w 2022 r. przychody na poziomie 354 mln zł, ale strata sięgnęła prawie 20 mln zł. Rozgłośnia otrzymał od KRRiT 159,95 mln zł z opłat abonamentowych i 125,92 mln zł w ramach rekompensaty. Stanowiło to 80,58 proc. budżetu nadawcy.
Zdaniem prof. Wojciechowskiego, jeśli w przyszłorocznym budżecie media publiczne nie otrzymają wsparcia, "czeka je konieczność restrukturyzacji lub popadnięcie w długi". Wpływy z reklam nie wystarczą na pokrycie wydatków.
Jeśli walkę wyborczą wygra PiS, będziemy mieli kontynuację obecnej polityki - rząd będzie mógł dodać do projektu brakujące zapisy, lub nowelizować ustawę w ciągu roku podatkowego. Tak właśnie było w 2020 r., kiedy rządzący dosypali mediom publicznym 1,95 mld zł już w trakcie roku podatkowego.
Ministerstwo Finansów nie wyklucza powtórki sprzed trzech lat. Pieniądze miałyby pochodzić z rezerwy głównej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Również w przypadku, gdyby to opozycja przejęła władzę, media publiczne "się nie wykrwawią", chociaż czeka je pewnie przymusowe odchudzanie.
- Nie sądzę, by opozycja chciała likwidować media publiczne, a tym grozić będzie odebranie im rekompensat - mówi nam jeden z ekspertów, prosząc o anonimowość. Przypomina, że media publiczne są narzędziem, które będzie służyło także nowej władzy.
Budżet pożegnalny i ryzykowny
Prof. Wojciechowski zwraca z kolei uwagę, że wysłany do Rady Dialogu Społecznego projekt budżetu na przyszły rok różni się pod wieloma względami od projektów z lat poprzednich. Jego zdaniem premier Morawiecki mógł przestraszyć się zarzutów o niegospodarność i dokonał próby konsolidacji finansów, które były wyrzucane do funduszy pozabudżetowych, a których gwarantem jest Skarb Państwa.
Pieniądze pozyskiwane w tych funduszach są droższe w obsłudze niż dług generowany bezpośrednio przez Skarb Państwa. Płacimy za to dodatkowo kilka miliardów złotych rocznie.
Zdaniem głównego ekonomisty Konfederacji Lewiatan, Mariusza Zielonki, największy problem z budżetem na 2024 r. nie dotyczy braku rekompensaty dla mediów publicznych. Znacznie większym problemem jest to, że dokument opiera się na nierealnych założeniach dotyczących m.in. dochodów państwa, w tym szczególnie wzrostu podatku VAT, który jeszcze w tym roku ma wynieść 35 mld zł w stosunku do roku 2022.
Nie wiem, co musiałoby się stać w gospodarce, aby z nadwyżki VAT wynoszącej około 8 miliardów złotych, którą mieliśmy do końca lipca bieżącego roku, przeskoczyć do 35 miliardów na koniec 2023 roku - mówi Zielonka.
Ekonomista dodaje, że przyszły rząd - bez względu na to, kto go utworzy - zacznie sprawowanie władzy z obciążeniem w postaci deficytu budżetowego na poziomie 4,5 proc. PKB. W ocenie Zielonki nikt nie odważy się zredukować wydatków na obronność i ochronę zdrowia. Zostaje zatem przygotowywanie się na tzw. twarde lądowanie, czyli procedurę nadmiernego deficytu, którą najprawdopodobniej Komisja Europejska w stosunku do Polski uruchomi. To z kolei oznacza twardą dyscyplinę wydatkową i ostre cięcia, np. wydatków socjalnych oraz ryzyko niespełnienia obietnic wyborczych.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl