Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Konkrety niezałatwione, czyli upadek ambicji PiS
Pomysły PiS słyszeliśmy już w ciągu tego tygodnia. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że są podsumowaniem spraw niezałatwionych przez osiem lat rządów. Rewitalizacja osiedli za 10 mld zł rozłożone na 10 lat to zupełnie nie ta skala ambicji i potrzeb, co zakończony klęską program Mieszkanie Plus czy powracające postulaty o wydatkowanie na cele mieszkaniowe 1 proc. PKB (ok. 20 mld zł rocznie).
Podobnie obiecywanie lepszych posiłków w szpitalach czy waloryzacji 500+ do 800+ nie zwiastuje "Polski naszych marzeń", ale raczej marzeń niezrealizowanych lub tracących dynamicznie na wartości.
W jakimś sensie nowością ze strony Jarosława Kaczyńskiego jest zapowiedź wprowadzenia emerytur stażowych. Tylko czy można nowością nazwać inicjatywę Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych z 2010 r.? Od tamtej pory powstały kolejne warianty, między innymi Solidarności i wreszcie prezydenta Dudy, który w 2021 r. złożył go do laski marszałkowskiej. Dlaczego projekt prezydenta z PiS przez dwa lata leżał w zamrażarce Sejmu, gdzie większość ma PiS?
Konsternacja jest tym większa, że w lipcu podczas posiedzenia Podkomisji stałej ds. polityki społecznej posłowie zarówno Lewicy, jak i Koalicji Obywatelskiej apelowali o rozpoczęcie prac nad projektami. A prace są w tym temacie niezbędne, bo galimatias emerytalny przyprawia o zawrót głowy. Mamy z jednej strony emerytury pomostowe, które przestały być przecież pomostem i dołączyły jako element stały systemu; z drugiej strony na rynku pracy zdewastowanym śmieciówkami i fikcyjnym samozatrudnieniem trudno "złapać", co właściwie liczymy do emerytury stażowej. Bo w niektórych projektach do stażu pracy liczy się przecież i zasiadanie w radach nadzorczych.
W sytuacji zapaści demograficznej, w jakiej już całkiem oficjalnie znajduje się Polska, reformy emerytalne trzeba prowadzić z głową. Niech kieruje nami myśl, że każda osoba zdolna i chętna do pracy – w być może lżejszej czy w innej branży – odesłana na emeryturę to porażka społeczeństwa.
Bo i emerytura będzie niższa przez krótszy okres składkowy, i brak pracy uderza w społeczne poczucie sensu i skraca życie. Zaś dla wykonujących ciężką, wpływającą na zdrowie pracę istotnie warto wprowadzić coś w rodzaju świadczeń przedemerytalnych za staż pracy.
Kluczowe jest tu jednak rozróżnienie katalogu takich prac, aby nie liczyć tak samo pracy górnika, kierowcy ciężarówki czy sprzedawczyni w sklepie z pracą akademicką (w której zagrożeń dla zdrowia mamy nieporównanie mniej).
Wszystko to zmusza do zapytania: dlaczego PiS odwleka te propozycje na kolejną kadencję, skoro wiele z nich jest gotowych od lat? Wygląda to już nawet nie jak brak ambicji, ale szantażowanie Polaków: wybierzcie nas, to wyciągniemy cukierki trzymane latami pod ladą.
Ambitny zwrot na państwo i usługi publiczne
Koalicja Obywatelska czekała z kolei długo z prezentacją swojej listy 100 propozycji programowych, w skład których weszły też propozycje środowisk społecznych jak choćby Agrounii. Tak długa lista spraw wymagałaby niesamowitego talentu menedżerskiego do "załatwienia" w 100 dni. Dlatego warto zauważyć, jakie priorytety postawił w swoim otwierającym przemówieniu Donald Tusk. To przede wszystkim kwota wolna od podatku podniesiona do 60 tys. zł, korzystniejsze zasady dla przedsiębiorców, szereg reform dla ochrony zdrowia i edukacji oraz minimum 30 proc. podwyżki dla nauczycieli i 20 proc. dla budżetówki.
Regularnie w badaniach opinii Polacy wskazują ochronę zdrowia jako temat najważniejszy, pilnie wymagający zmian – a jednak rzadko staje się on wiodącym tematem sporu politycznego. Jednak jak zauważają eksperci i ekspertki Polskiej Sieci Ekonomii, ochrona zdrowia, edukacja i czas poświęcony na wypoczynek to w istocie nie koszty, ale inwestycje w ludzi, w regenerację społeczeństwa. Bez niej gospodarka wkrótce się zatnie, bo model III RP oparty o niskie koszty pracy oraz tanie państwo unikające inwestycji wyczerpał swój potencjał rozwoju.
Akcent postawiony na usługi publiczne sygnalizuje dostrzeganie przez KO strukturalnych problemów oraz zauważenie grupy pracowników najbardziej pokrzywdzonej przez inflację, która nie mogła liczyć na stosowne waloryzacje pensji.
W zakresie ambicji propaństwowych propozycje Koalicji Obywatelskiej i Lewicy są właściwie zbieżne, przy czym Lewica jest ambitniejsza w temacie praw większości pracujących Polaków. To choćby postulaty wzmocnienia Państwowej Inspekcji Pracy czy skracania tygodnia pracy. Warto odnotować, że w kolejnym roku spadku udziału płac w PKB i realnego ubożenia pracowników, ich interesy zostały wreszcie dostrzeżone i mogą stać się podstawą do szerokiego sojuszu politycznego.
"Ale skąd na to…"
Nie można jednak uciekać od rozmowy o tym jak sfinansować te pomysły. Nie po to, by straszyć "drugą Grecją" i innymi urojeniami analfabetyzmu ekonomicznego, ale dla klarowności i transparentności debaty. Jeżeli sama podwyżka kwoty wolnej proponowana przez KO to koszt ok. 45 mld zł, a dodamy do tego wprowadzenie "kwoty wolnej" w podatku Belki i zmniejszenia VAT, to skala ubytków budżetowych robi się imponująca. Z drugiej strony mamy nowe potrzeby wydatkowe, szczególnie na płace, inwestycje energetyczne, dopłaty do kredytów i pomoc społeczną.
Gdyby podobną skalę ambicji pokazał PiS, środowisko KO szybko okrzyknęłoby go rozdawnictwem i pogłębianiem "dziury budżetowej". To oczywiście nieprawda, nieważne kto jest po stronie ambicji a kto po stronie krytycznej. Możliwości pożyczkowe polskiego państwa są niezłe, relacja długu publicznego do PKB jest dosyć niska i w trendzie spadkowym, a koszt emisji długu wyznacza nasza własna, sterowana przez NBP stopa procentowa – a nie "wiarygodność" jak twierdził podczas konwencji Donald Tusk. Koalicja Obywatelska zresztą to wie, bo na liście 100 konkretów znajduje się, ogłoszony przez Izabelę Leszczynę, konkret nr 79: obligacje antyinflacyjne, czyli emisja długu publicznego. Te obligacje zakupią polscy obywatele, a więc nasze oszczędności spotkają się z nowymi aktywami.
To rodzi pytanie: po co KO nakręcało histerię wokół stanu finansów publicznych, skoro będzie finansować własny program tak samo? Szkody w braku zaufania do państwa trudno naprawić, a i tak po sukcesie 500 plus nikt nie wierzył najbardziej zatwardziałym ortodoksom ekonomicznym.
Ambicje na przyszłość
W natłoku konwencji i programów często umykają postulaty bardziej złożone lub wymagające eksperckiej wiedzy. Bez echa przeszedł interesujący raport polityków Lewicy "Cyfrowe państwo. Strategia dla Polski", choć cyfryzacja dziś powinna być podstawą programu każdej partii. Z głosami krytyki spotyka się propozycja Michała Kołodziejczaka, by wymagać kontraktacji ponad połowy polskich produktów, choć posługując się kluczem "śladu węglowego w transporcie" łatwo zrozumieć logikę rozwiązania. Spore zainteresowanie budzi pomysł "społecznego nadzoru" nad Lasami Państwowymi, sugerujący demokratyzację zarządzania na wzór proponowanych przeze mnie Społecznych Rad Nadzorczych.
Trudno uniknąć wrażenia, że na lekko ponad miesiąc przed wyborami politycy obudzili się i serwują nam odgrzewane konkrety, niektóre leżące latami w sejmowej zamrażarce, podlane sosem nowych ambicji. To może wystarczyć do wygranej, ale naprawdę zasługujemy chyba na więcej.
Ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i dyrektor zarządzający CoopTech Hub. Wykładowca, doktorant Akademii Leona Koźmińskiego