Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ministerstwo Finansów ogłosiło, że obniżona stawka VAT na żywność nie będzie po 31 marca 2024 r. przedłużona. Oznacza to, że jedna z najistotniejszych tarcz osłonowych, wprowadzonych za rządów Prawa i Sprawiedliwości w celu ograniczenia skutków wysokiej inflacji, ulegnie likwidacji.
W praktyce oznacza to, że za wiele podstawowych produktów spożywczych, takich jak nabiał, mięsa, oleje, zapłacimy w sklepach więcej, a różnicę odczujemy właściwie z dnia na dzień.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po inflacji, po tarczy
Resort finansów w opublikowanym komunikacie, uzasadniającym podjętą decyzję, powołuje się na najnowsze odczyty inflacji oraz prognozy dynamiki cen żywności objętej przejściową stawką VAT 0 proc.
Mówiąc prościej: inflacja nie jest już zabójcza (poniżej 4 proc. rok do roku), a ceny żywności, z miesiąca na miesiąc, nie powinny już istotnie wzrastać.
"Uwalanie" CPK zupełnie bez finezji [OPINIA]
Można więc zdjąć podatkową osłonę. Gdy ją bowiem wprowadzano na początku 2022 r., odczyt inflacji był na poziomie 9,2 proc. Ministerstwo zauważa, że utrzymywanie zerowej stawki VAT na żywność jest kosztowne dla budżetu państwa.
Jeśli bowiem przez ponad dwa lata obywatele kupowali najpopularniejsze produkty żywnościowe "bez VAT-u", koszt tej nadzwyczajnej obniżki ponosiło polskie państwo - poprzez niepobieranie pieniędzy, które "po prostu się należały".
Wzmożenie polityczne
Jak było łatwo przewidzieć, decyzja o likwidacji tarczy osłonowej na żywność spotkała się z kiepskim przyjęciem.
Politycy opozycji gardłują, że oni obniżyli VAT na żywność, a rząd Tuska, tuż po dojściu do władzy, chce puścić obywateli z torbami, wprowadzając drożyznę w sklepach.
Politycy obozu władzy w obronie decyzji są, najdelikatniej mówiąc, nieśmiali. Gdzieniegdzie ktoś zauważy, że to przecież za rządów PiS-u pojawiła się wysoka inflacja i ówczesne władze kiepsko radziły sobie z jej utemperowaniem.
Jakiś poseł cichutko powie, że nie można utrzymywać zerowej stawki na żywność w nieskończoność. W mediach społecznościowych przeciwnicy rządu jacyś tacy odważniejsi się zrobili. Zwolennicy – okopani na własnej połowie wybierają atak z kontry.
Rządzący zdają sobie sprawę z tego, że podjęli niepopularną decyzję. I że każda jej obrona to stąpanie po cienkiej linie, z której łatwo spaść w otchłań.
Czas decyzji
Czy jednak decyzja niepopularna równa się decyzji złej? Nie mam w sobie tyle śmiałości, by tak jednoznacznie stwierdzić.
W ostatnich latach wprowadzono wiele tarcz osłonowych. I dobrze, bo skokowe wzrosty cen dla gorzej sytuowanych obywateli mogły być zabójcze. Kiedyś jednak trzeba te nadzwyczajne tarcze zlikwidować. W przeciwnym razie należałoby je uznać za coś oczywistego, za codzienność. A zerowy VAT na żywność oraz sztuczne dopłacanie przez państwo m.in. do kosztów energii, jakkolwiek to brzmi, nie jest naturalne.
Kilka tygodni temu Ryszard Petru, poseł Polski 2050, zszokował opinię publiczną, twierdząc, że ceny prądu nie powinny być zamrożone do końca 2024 r. (zgodnie z obecnym założeniem ceny mają być zamrożone do końca czerwca).
Ja zaś wtedy napisałem, że Petru ma rację.
Tym bardziej, że polityk wspomniał o tym, że potrzebny będzie okres przejściowy w powrocie do przywrócenia cen rynkowych dla gospodarstw domowych. Ewentualnie można też, zdaniem Petru, pomyśleć o państwowym wsparciu dla najbardziej potrzebujących pomocy. Ale, co podkreśla parlamentarzysta, nie może być tak, że "państwo do wszystkiego i każdemu dopłaca".
- Jeśli zamrozimy na kolejne pół roku, to znów między grudniem a styczniem będzie pytanie, co zrobimy od przyszłego roku - zauważył Petru. I przecież wszyscy doskonale wiemy, że właśnie tak by było. Nie ma dobrego czasu na podwyżki.
Rosół z Jandą i Pietrzakiem
Niezależnie od tego, czy decyzja rządu jest słuszna, czy niewłaściwa, bez wątpienia to jedna z najtrudniejszych decyzji politycznych do podjęcia. Dla wielu obywateli mniej istotne jest bowiem to, kto jest prokuratorem krajowym, czy w lasach jest zgoda na wycinkę, czy jej nie ma, bądź czy w TVP bryluje Jan Pietrzak czy Krystyna Janda. Ważniejsze jest to, ile będzie trzeba zapłacić w sklepie za mleko, jajka, warzywa, mięso i olej.
To normalne, bo najpierw chcemy zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, by w drugiej kolejności przejmować się tym, co faktycznie jest istotne, ale jednak bezpośrednio nas nie dotyka.
Nawet bowiem Jan Pietrzak/Krystyna Janda (skreślić według uznania) jacyś tacy sympatyczniejsi się wydają przy rosołku, który dobrze wchodzi i gdy nie trzeba się martwić, czy jest dokładka.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski