Dyskusja o globalnym podatku cyfrowym toczy się od lat. Pomimo wielokrotnego zwracania uwagi na konieczność zmuszenia gigantów technologicznych do opłacania podatków, wciąż nie udało się wypracować rozwiązania, które zyskałoby aprobatę wszystkich zainteresowanych państw.
Mowa o niemałych pieniądzach. Zgodnie z raportem z grudnia 2018 r., opracowanym przez Warsaw Enterprise Institute, wprowadzenie podatku od usług cyfrowych przyniosłoby do budżetu naszego kraju od 370 mln zł do 470 mln zł rocznie. Ostatnie sugestie płynące z Ministerstwa Finansów mówiły o kwocie nawet pięciokrotnie wyższej.
Cyfrowy podatek to w tym wypadku domena państw unijnych, ale pomysł by wprowadzić globalne daniny we wszystkich krajach pojawia się coraz częściej. Ostatnio za sprawą globalnego CIT.
Państwa zaczęły bowiem dostrzegać, że wielkie korporacje z łatwością obchodzą jeden system podatkowy, by iść do innego dużo korzystniejszego. Walka trwa więc o to, kto da niższy procent. Efekt? Pieniędzy od największych nie widzi niemal nikt.
Polski Instytut Ekonomiczny w najnowszym raporcie wskazał, że światowe wpływy z CIT są co roku uszczuplane o nawet 240 mld dol. na skutek transferowania zysków do rajów podatkowych. Absurd? Mało powiedziane. Gospodarka światowa rośnie, majątki najbogatszych puchną, wyceny spółek biją rekordy na światowych giełdach. A podatki od nich są coraz mniejsze.
Pojawił się więc pomysł, który uzyskał już wstępną akceptację największych krajów, także USA, by wprowadzić jedną minimalną stawkę CIT, np. na poziomie 15 proc. A to nie jedyne globalne podatki rozważane przez gospodarcze potęgi.
PIE wylicza więc: globalny podatek majątkowy to w skali świata 289 mld dol. rocznie, globalny podatek klimatyczny (dla firm odpowiadających za emisję gazów cieplarnianych) – 279 mld dol. rocznie, globalna minimalna stawki CIT - 127 mld dol. rocznie.
Ostatni dzwonek
Wątpliwości co do tego, że system podatkowy powinien się dostosować do globalnego świata, nie ma dr hab. Dominik J. Gajewski, profesor nadzwyczajny, kierownik Zakładu Prawa Podatkowego Szkoły Głównej Handlowej.
- Coraz więcej państw, już nie tylko egzotycznych, ale i w sercu Europy, staje się inteligentnymi rajami podatkowymi z zerową stawką albo śmiesznie niską, mniej niż 0,5 proc. Daje to holdingom międzynarodowym pole do unikania opodatkowania. Przyszedł ewidentny czas na globalne podatki i państwa muszą się z tym zmierzyć, zaakceptować to – mówi.
Jak dodaje, wszelkie dotychczasowe działania, które zmierzały do tego, by duże korporacje zmusić czy zachęcić do płacenia podatków spełzły na niczym. - Na politykę globalnych podatków jest ostatni dzwonek – podkreśla ekonomista.
COVID-19 przyspiesza dyskusje
Dyskusję na temat globalnych podatków przyspieszył COVID-19.
- W stronę globalnych podatków idziemy od kilku dobrych lat. W 2012 r. kraje G20 i OECD powołały projekt BEPS. Jego zadaniem było uszczelnienie międzynarodowego systemu podatkowego i pomoc państwom w egzekucji podatkowej - mówi Łukasz Błoński, analityk działu strategii PIE.
- Drobne na początku harmonizacje pojedynczych elementów systemów podatkowych szybko przeistoczyły się w pomysły globalnych danin takich, jak cyfrowy podatek czy minimalny CIT. COVID-19 tylko przyśpieszył ten trend - dodaje.
Pandemiczny rok przyniósł niespotykaną akumulację kapitału, ale też bardzo nadwyrężył budżety państw, których znaczenie zostało uwypuklone w ubiegłym i bieżącym roku.
- Społeczeństwa oczekują konkretnych działań, takich jak zapewnienie opieki zdrowotnej czy pomoc w utrzymaniu aktywności ekonomicznej. Odbudowa gospodarek po pandemii i zapewnienie wysokiej jakości usług publicznych pociągają za sobą konieczność egzekucji podatkowej. Ta może być naprawdę skuteczna jedynie wtedy, gdy w systemie nie będzie luk. Stąd konieczność globalnych podatków - podkreśla ekspert z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
W pojedynkę nie mamy szans
Paweł Wojnowski, doradca podatkowy w firmie Taxologika , twierdzi, że globalne podatki są nieuniknione.
- Przykłady poszczególnych nacji, w tym Polski, pokazują, że samodzielne próby uzyskania należności podatkowych od gigantów międzynarodowych, którzy dysponują często budżetami porównywalnymi do niejednego państwa, nie są efektywne. Tu można wskazać na podatek u źródła. Nasz fiskus nie ma wyboru, aby dorównać innym. Chcąc uszczknąć coś dla siebie z tego tortu, musi przyłączyć się do walki z unikaniem opodatkowania - twierdzi.
Co to jest podatek u źródła?
Podatek u źródła jest tu rzeczywiście ciekawym przykładem. W skrócie jego idea polega na tym, by firmy nie transferowały swoich zysków do innych krajów bez podatku. Metod jest tu całe mnóstwo, np. opłaty za licencję płacone przez spółkę córkę do głównej firmy.
Jak to działa? Firma X ma swoją filię w Polsce. Za używanie swojego logo nakazuje jej się więc płacić 100 mln zł rocznie, choć de facto wartość tej marki to 5 mln zł. 95 mln zł idzie jednak do centrali X bez podatku. Podatek u źródła miał zapobiegać takim mechanizmom, ale sprawa jest tak zawiła, że kraje już wiedzą, że każde prawo podatkowe można tu obejść. Albo uderzy one w legalnie działające firmy.
Odpowiedź na ten problem może być tylko jedna: globalne podatki. Tych będzie więc zapewne coraz więcej.