Analiza EY poświęcona polskiemu rynkowi hazardu online pokazuje jasno: jakkolwiek udział szarej strefy w internetowym rynku zakładów bukmacherskich i kasyn maleje, to poziom szarej strefy w ujęciu nominalnym rośnie.
W efekcie państwo, z roku na rok, coraz więcej traci wskutek nieodprowadzonego podatku od gier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bez podatku
- Raport renomowanej, międzynarodowej firmy doradczej EY oraz specjalnie opracowany model ekonometryczny do badania szarej strefy na rynku gier hazardowych online potwierdza, że sektor ten w połowie jest w rękach międzynarodowych graczy świadczących usługi poza polskim prawem - twierdzi Paweł Sikora, prezes stowarzyszenia Graj Legalnie.
To podmiot powiązany z częścią legalnie funkcjonujących firm bukmacherskich, którego zadaniem jest zwalczanie tych przedsiębiorców, którzy nad Wisłą działają nielegalnie. Raport EY, już kolejny poświęcony rynkowi hazardu online, powstał właśnie na zlecenie stowarzyszenia.
A dlaczego w ogóle mowa o firmach działających legalnie i nielegalnie?
Otóż zgodnie z ustawą o grach hazardowych, ktoś, kto umożliwia organizowanie gier hazardowych, w tym obstawianie w Polsce tzw. zakładów wzajemnych - zazwyczaj rezultatów wydarzeń sportowych - a nie ma zezwolenia polskiego ministra finansów, prowadzi działalność przestępczą.
Firmy posiadające zezwolenie płacą też w Polsce podatki. Te, które zezwolenia nie posiadają, podatków płacić nie chcą. Polski podatek jest tak skonstruowany, że nalicza się go od uzyskanego przychodu, czyli w praktyce od każdego obstawionego zakładu. Stawka wynosi 12 proc.
Teoretyczna poprawa
W 2017 r. ustawodawca uznał, że trzeba zwalczyć szarą strefę na rynku hazardu online. Sytuacja była na tyle absurdalna, że ok. 90 proc. rynku było w rękach nielegalnie świadczących usługi firm.
Wymyślono więc m.in. nakazanie operatorom telekomunikacyjnym blokowanie domen internetowych służących do organizowania nielegalnych gier.
I o ile nowelizacja z 2017 r. wyraźnie poprawiła sytuację w sektorze, to nadal nie można uznać, że problem szarej strefy został zażegnany. Legalna część branży od lat apeluje o wprowadzenie bardziej zdecydowanych działań wobec firm działających poza polskim prawem, w tym skuteczniejsze blokowanie nielegalnych witryn internetowych oraz płatności na ich rzecz - wskazuje Paweł Sikora.
Kierowane przez niego stowarzyszenie zauważa, że w krajach takich jak np. Malta czy Wielka Brytania funkcjonują specjalne organy regulacyjne (UKGC - Wielka Brytania, MGC - Malta) skupione wyłącznie na licencjonowaniu, regulowaniu, kontrolowaniu i wspieraniu osób i podmiotów prowadzących działalność hazardową. W Polsce zaś służba celno-skarbowa, która odpowiada za walkę z nielegalnym hazardem, boryka się z brakami kadrowymi.
Rynek w rękach nielegalnych
Najnowszy raport EY - jak wierzą przedstawiciele branży hazardowej - ma na celu otworzyć oczy urzędnikom i politykom. Ci ostatni bowiem zazwyczaj chwalą się rezultatami nowelizacji sprzed pięciu lat w ujęciu procentowym, ale zdają się nie dostrzegać, że w wartościach nominalnych jest gorzej, a nie lepiej.
Z opracowania EY wynika, że szara strefa tylko w 2021 r. wygenerowała 27,7 mld zł obrotów, co stanowiło 51 proc. ogółu obrotów. Legalna część branży kasyn i zakładów bukmacherskich online wygenerowała w tym czasie 26,6 mld zł obrotu, podczas gdy legalne podmioty na stacjonarnym rynku osiągnęły obroty na poziomie 7,4 mld zł (1,5 mld zł bukmacherzy oraz 5,9 mld zł kasyna).
Przychody netto szarej strefy wyniosły 1,5 mld zł - daje to 33,3 proc. przychodów całego rynku online.
Z raportu wynika też, że Skarb Państwa w 2021 r. - wskutek działalności nielegalnie funkcjonujących na polskim rynku firm - nie pobrał 782 mln zł z tytułu podatków od gier.
Niepokojący eksperyment
Money.pl we wrześniu 2022 r. sprawdził, jak funkcjonują ograniczenia stworzone przez polski rząd mające uniemożliwić obstawianie zakładów bukmacherskich w portalach tzw. nielegalnych bukmacherów.
Obejście tych ograniczeń - od momentu zalogowania się na stronie bukmachera do sprawdzenia, czy mamy wygrane pieniądze na polskim rachunku bankowym - zajęło 48 minut.
Bez trudu trafiliśmy na stronę dużej firmy bukmacherskiej, która w Polsce działa nielegalnie - wystarczyło wpisać jej nazwę w Google.
Potem z łatwością wpłaciliśmy środki na założony rachunek u bukmachera, mimo że teoretycznie powinno to być skomplikowane.
Wystarczyło skorzystać z usługi wirtualnego portfela. Bezproblemowa okazała się także wypłata środków - najpierw z rachunku u bukmachera do naszego wirtualnego portfela, a następnie na rachunek bankowy w polskim banku.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy i pokazaliśmy im efekt naszego eksperymentu, przyznali, że państwowe ograniczenia są właściwie martwe.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski