Dziś zaprezentowano projekt reformy podatkowej, będący częścią Polskiego Ładu. O szczegółach pisaliśmy już w money.pl, dlatego postanowiliśmy zapytać o zdanie ekspertów.
– 2-3 złote miesięcznie to nie jest duża strata – mówi w rozmowie z money.pl Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Tyle, według szacunków ekonomistów, wyniosą dodatkowe obciążenia osób zarabiających 11-13 tys. zł brutto miesięcznie. Zresztą nawet w tej grupie znajdą się osoby, które wspomniane 2-3 zł zyskają, ze względu na podniesienie kwoty wolnej od podatku - tłumaczy.
– Realne straty fiskalne odczują osoby zarabiające powyżej 13 tys. zł brutto miesięcznie. Nietrafione są głosy, które mówią, że zmiany podatkowe uderzą w klasę średnią. Zauważmy, że posłowie czy wiceministrowie nie odczują zmian, a chyba są klasą średnią. Zmiany dotyczą górnego decyla dochodowego – mówi Piotr Arak.
– 2-3 złote miesięcznie to nie jest duża strata – mówi w rozmowie z money.pl Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Tyle – według szacunków ekonomistów wyniosą dodatkowe obciążenia osób zarabiających 11-13 tys. zł brutto miesięcznie. Zresztą nawet w tej grupie jest znajdą się osoby, które zyskają – ze względu na podniesienie progu podatkowego z 85 tys. zł do 120 tys. zł.
– Realne straty fiskalne odczują osoby zarabiające powyżej 13 tys. zł brutto miesięcznie. Nietrafione są głosy, które mówią, że zmiany podatkowe uderzą w klasę średnią. Zauważmy, że przykładowo wiceministrowie zarabiają mniej niż wynosi próg zmian. Reformy zmniejszą dochody 10 proc. najlepiej zarabiających w Polsce – mówi Piotr Arak.
Dodaje, że w przedziale 11-13 tys. są też osoby, które minimalnie zyskują. Ale tu też mówimy o kwotach rzędu kilku złotych, to wynika z podwyższenia drugiego progu podatkowego.
- Dla osób z zarobkami powyżej 13 tys. zł wartości składek na zdrowie są wyższe, ale rosną tylko o 3 punkty procentowe w porównaniu do status quo. Nie jest to rewolucja, jak wiele osób to przedstawia, zmiana ma charakter ewolucyjny – mówi Piotr Arak.
Dodaje, że dla większości osób na umowach o pracę i części firm zmieni się wiele, ale w sensie pozytywnym, bo zapłacą mniej podatków. Dla większości górnego decyla dochodowego zmiany nie będą dotkliwe. Zyskać może za to gospodarka – bo w kieszeniach 90 proc. podatników zostanie ok. 10 mld złotych. Te pieniądze zostaną przeznaczone na konsumpcję i napędzą gospodarkę w 2022 r.
Z kolei dr Sławomir Dudek z Forum Obywatelskiego Rozwoju zwraca uwagę, na nieścisłości i zagrożenia płynące z nowych rozwiązań podatkowych. Przypomina, że klasa średnia ma nie stracić, ale jest to efekt specjalnej ulgi.
- Ulgi wyliczanej według bardzo skomplikowanego wzoru. I tak naprawdę nie wiemy dziś, jak ona zadziała. Poza tym mówimy o rozliczeniu rocznym, po uwzględnieniu ulgi. Miesięcznie zapłacimy więc większe podatki, nadpłatę dostaniemy dopiero w 2023 roku. Choć nie wiemy jeszcze, jak zadziała ten mechanizm – mówi w rozmowie z money.pl Dudek.
Przypomina o jeszcze jednej istotnej sprawie – tzw. "Polski Ład" oznacza deficyt finansów państwa w wysokości 70 mld złotych. Na tę sumę ktoś będzie musiał się zrzucić, bo nie wiadomo skąd ją wziąć.
- Domniemana luka VAT sfinansowała jedynie połowę wydatków na 500+. Okazało się, że wpływy z podatków nie były tak duże, jak zakładano. Skończyło się na podnoszeniu opłat, o których minister Kościński mówił, że nie są podatkami. Efekt znamy, bo obciążenia wzrosły, pojawiły się nowe daniny – przypomina dr Dudek. Jak pisaliśmy w money.pl, lista jest długa, obejmuje m. in. daninę deszczową, recyklingową, emisyjną, solidarnościową.
- Ludzie za piątkę Kaczyńskiego zapłacili – podkreśla. Dodaje, że nie sfinansowano jej z innych źródeł, ale naszych podatków. Tylko że po wyborach.
Podkreśla, że podczas obecnie trwającego tournée polityków PiS po tzw. Polsce powiatowej, ciągle powtarzane są slogany, że na nowych rozwiązaniach stracą ludzie zarabiający "25 tysięcy".
- Takich ludzi jest w Polsce jeden promil. I to nie oni sfinansują "Polski Ład". Obawiam się, że granica "bogactwa" zostanie szybko obniżona – mówi dr Dudek. A wydatków będzie sporo – 12 tysięcy na drugie i kolejne dziecko, mocne dofinansowanie służby zdrowia etc.
- Rząd więc albo tego nie zrealizuje, albo zrealizuje kosztem podniesienia podatków. Bogatsi jeszcze zapłacą. Po wyborach – przestrzega ekonomista.