Skutki wzrostu cen zaczynamy odczuwać każdego dnia, robiąc zakupy w sklepie i płacąc wyższe rachunki. Odzwierciedlają to najnowsze dane GUS. Już w lipcu inflacja w Polsce wzrosła do 5 proc. w skali roku i była najwyższa od dekady. W sierpniu padł nowy rekord – inflacja wzrosła do 5,5 proc. Był to zarazem najwyższy wskaźnik od 20 lat.
Jednak we wrześniu tempo wzrostu cen okazało się jeszcze wyższe i wyniosło aż 5,8 proc. w skali roku - wynika ze wstępnych danych GUS.
- Wzrost cen jest tak wysoki, że firmy, które planują np. otwieranie nowych sklepów, muszą szybko korygować budżety, bo nie nadążają za wzrostem cen materiałów i robocizny. W efekcie ci, którzy planowali np. otwarcie trzydziestu sklepów otworzą tylko trzy - mówi Agnieszka Sudomirska-Glicner właścicielka Glicner Property Consulting, odpowiedzialna m.in. za rozwój sieci Konsimo.
Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, potwierdza, że wysoka inflacja mocno dotyka przedsiębiorców, którzy i tak są obciążeni mnogością danin. - Płacimy już m.in. podatek od handlu, podatek galeriowy i opłatę cukrową. Do tego dochodzi wzrost cen energii i surowców oraz kosztów transportu - wylicza Renata Juszkiewicz. Jej zdaniem rekordowa inflacja, największa od 20 lat, wpływa bezpośrednio na nastroje konsumentów, co przekłada się na sytuację przeciętnego obywatela.
Sytuację może pogorszyć zapowiadane przez rząd w ramach Polskiego Ładu wprowadzenie podatku minimalnego, który również będzie dotyczyć handlowców. - Podatek minimalny uderzy zwłaszcza w segment nisko marżowy, w efekcie wiele małych hurtowni upadnie, co może przyczynić się do dalszego wzrostu cen. Obawiam się więc w efekcie narastania inflacyjnej spirali cen - dodaje Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu.
Gospodarka zaczyna się przegrzewać
Niestety eksperci obawiają się, że w kolejnych miesiącach lepiej nie będzie, a październiku czeka nas kolejna inflacyjna niespodzianka.
Czytaj też: Inflacja – co warto o niej wiedzieć?
- W tym momencie NBP zachowuje się, jakby się nic nie działo. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że bank centralny zakłada, że od kolejnego miesiąca inflacja przestanie rosnąć - komentuje prof. Witold Orłowski. Jego zdaniem najbardziej niepokojący jest zwłaszcza drastyczny wzrost cen żywności, tym bardziej że jeszcze pół roku temu żywność nie drożała w takim tempie.
- Znajdujemy się w niebezpiecznym momencie nakręcania inflacyjnej spirali. Za tę sytuację odpowiedzialność ponosi też rząd, który prowadzi politykę nakręcania wzrostu płacy nominalnej, co jest motywowane politycznie - twierdzi ekspert.
Według niego nakręca to sztucznie popyt i powoduje, ze gospodarka zaczyna się przegrzewać. - Trudno powiedzieć jak to się wszystko skończy. Prawdziwy problem zacznie się w momencie, gdy wzrost inflacji doprowadzi do osłabienia złotego - wyjaśnia. Jego zdaniem może dojść wówczas do nakręcania inflacyjnej spirali, co jest dużym zagrożeniem dla gospodarki.
Państwo spłaca długi z naszych kieszeni
Z kolei ekonomista Marek Zuber uważa, że rząd nie może się tłumaczyć tym, że w innych krajach inflacja też rośnie. - W Polsce inflację od kilku lat napędzają rosnące koszty pracy i ceny energii oraz podatki. To są czynniki, których nie ma np. w Niemczech, czy w USA. W dodatku kolejne wzrosty cen są jeszcze przez nami. Spirala inflacyjna jest więc bardzo prawdopodobna - ocenia.
Według niego skutki obecnych zaniechać ze strony rządu i NBP odczujemy wszyscy. - Problem w tym, że koszty walki z wyższą inflacją w przyszłości będą większe, niż gdyby podjęto je teraz - dodaje.
Dlaczego rząd zwleka z interwencją? Okazuje się, że wysoka inflacja jest w krótkim czasie dla rządu korzystna, ponieważ zwiększa dochody do budżetu państwa (szczególnie z podatku VAT i składek do ZUS-u) i zmniejsza wartość długu publicznego. - Realna wartość zadłużenia państwa na początku 2021 r. będzie z tego tytułu niższa na koniec roku aż o 83 mld zł - wyjaśnia prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
Jego zdaniem inflacja obniża realną wartość długu publicznego. BCC podaje, że przy wzroście cen o 5,5 proc. rocznie, wartość długu, która na koniec czerwca wyniosła 1,4 bln zł, zmalała w ciągu roku o 77 mld zł.
- Te 77 mld zł to podatek inflacyjny, który płacą posiadacze oszczędności, głównie w postaci depozytów bankowych i gotówki, czyli przede wszystkim gospodarstwa domowe, a także przedsiębiorstwa - dodaje ekspert BCC.
Wygląda więc na to, że przy wysokiej inflacji państwo zaczyna oddawać dług publiczny z naszych kieszeni. W praktyce więc wszyscy płacimy nowy podatek, czyli daninę inflacyjną. - Utrzymywanie inflacji na wysokim poziomie to jednak polityka ryzykowna, niebezpieczna na dłuższą metę - ostrzega Stanisław Gomułka.
Jego zdaniem, aby nie dopuścić do wysokiej inflacji, w pewnym momencie NBP będzie musiał podnieść stopy procentowe. - Jeśli podwyżki będą tak duże, jak było to w Stanach Zjednoczonych i w Europie w latach 2007-2008, to wrośnie w Polsce ryzyko kryzysu finansowego, obejmującego nie tylko finanse publiczne i sektor bankowy, ale także całą gospodarkę - prognozuje.