Kto zapłaci za diagnostykę, leki i procedury medyczne nieubezpieczonych, których nie pokryje ze swojego budżetu Ministerstwo Zdrowia? Pytania mnożą się wraz z pojawieniem się kolejnych zakażonych koronawirusem.
Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia ok. 1,5 mln Polaków nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego. W grupie tej wiele osób to najprawdopodobniej te, które wyjechały za granicę, które pracują na czarnym rynku (np. z obawy przed egzekucją komorniczą nie są nigdzie deklarowane) i wykonujący wolne zawody na umowach o dzieło. Są również wśród nieubezpieczonych najubożsi i osoby bezdomne (chociaż w przypadku tych ostatnich o ich ubezpieczenie dbają zwykle pracownicy ośrodków pomocy społecznej).
Jesteście bezpieczni!
Czy te wszystkie osoby mogą liczyć na bezpłatne leczenie w przypadku podejrzenia zakażeniem koronawirusem? - Każdy będzie leczony pod kątem zakażenia koronawirusem za darmo - mówi dobitnie rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Wątpliwości co do tego pojawiły się m.in dlatego, że w uchwalonej niedawno specustawie, nie ma przepisu, który wprost by się do tej grupy osób odnosił. Eksperci wskazują jednak, że prawo do bezpłatnego leczenia osób nieubezpieczonych wynika z innej ustawy, mianowicie “O zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi” z 2008r. Obie ustawy, ta o chorobach zakaźnych i specustawa, mówią o tym, że każdy pacjent, który choruje na jedną z 50 wymienionych w załączonym do specustawy katalogu chorób, jest diagnozowany i leczony bezpłatnie ze środków resortu zdrowia.
Choroby towarzyszące
Co jednak, gdy zakażeniu wirusem COVID19 towarzyszy inna ciężka choroba? To właśnie osoby z cukrzycą, chorobami układu krążenia, schorzeniami autoimmunologicznymi czy upośledzoną odpornością typu AIDS, są w grupie najwyższego ryzyka i grożą im najpoważniejsze powikłania w przypadku zakażenia koronawirusem.
Żadna z wymienionych wyżej ustaw nie mówi o bezpłatnym leczeniu takich właśnie chorób współistniejących. A ich opanowanie może być kluczowe dla przebiegu zakażenia i choroby. I może być też bardzo drogie.
Tymczasem ryczałt, który szpitale dostaną z resortu zdrowia za opiekę nad chorymi z koronawirusem, to 100 zł za dzień za tzw. zwykłe łóżko i 200 zł za łóżko respiratorowe. Czy taka kwota wystarczy, by pokryć koszty dodatkowych badań, leki i zabiegi u ciężko chorych osób?
Nie ma zmartwienia?
Zgodnie z aktualnymi przepisami, za procedury niedotyczące bezpośrednio zakażenia koronawirusem zapłaci szpitalom NFZ. Czy zapłaci też za nieubezpieczonych?
Urzędnicy centrali NFZ nie chcą wypowiadać się oficjalnie na ten temat, ale uspokajają i odsyłają do ustawy "O świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych" z 2004 r, a konkretnie do art. 35. Mówi on, że pacjentowi przyjętemu do szpitala w stanie nagłym zapewnia się bezpłatnie leki i wyroby medyczne, jeżeli są one konieczne do wykonania świadczenia. Jeśli więc przypadek zostanie zakwalifikowany jako nagły i pilny, pacjent nie poniesie żadnych kosztów leczenia.
Dmuchać na zimne
Najbardziej zdezorientowani w gąszczu niejednolitych przepisów są Polacy powracający do kraju po dłuższej nieobecności. Na polonijnych forach internetowych ludzie wymieniają się informacjami dotyczącymi kontrowersyjnych decyzji i postępowania z epidemią zagranicznych władz.
Chodzi głównie o Wielką Brytanię i Holandię, dopiero niedawno tamtejsze władze wprowadziły bardziej restrykcyjne ograniczenia w kontaktowaniu się i przemieszczaniu obywateli. Część osób pisze wprost, że obawia się o swoje i bliskich zdrowie i woli ten trudny czas przeczekać w Polsce, gdzie liczba zakażonych jest dużo niższa niż na Wyspach czy w Niderlandach.
Przezorny zawsze ubezpieczony
Ci, którzy pracują tam w szarej strefie, rekomendują sobie po powrocie do kraju wizytę w urzędach pracy w celu zdobycia ubezpieczenia zdrowotnego. W gdańskim urzędzie pracy na razie wielkich tłumów powracających jeszcze nie ma.
- W listopadzie 2019 r. wśród wszystkich osób włączonych do ewidencji znajdowały się 53 osoby powracające do Polski, co stanowiło 5 proc. ogółu zarejestrowanych. W styczniu liczba powracających uległa zmniejszeniu i wyniosła już 25 osób (2,2 proc. wszystkich zarejestrowanych), zaś wg wstępnych danych za okres tylko od 1 do 16 marca br. zarejestrowało się 55 osób powracających, czyli 9,3 proc. ogółu - podaje dane Łukasz Iwaszkiewicz, rzecznik prasowy GUP.
Inaczej jest w Krakowie. Tam liczba osób rejestrujących się od chwili ogłoszenia pandemii w Polsce wzrosła o 30 proc. - Do chwili ogłoszenia, że mamy koronawirusa w Polsce, mieliśmy po 80 do 100 rejestracji dziennie, teraz jest to w granicach 130-140 osób, a trzeba brać pod uwagę, że mamy ograniczoną możliwość rejestracji ludzi, bo urząd pracuje w innym trybie. Przyjmujemy zgłoszenia drogą internetową oraz wystawiliśmy przed urząd specjalną skrzynkę, do której można wrzucać dokumentny - mówi Waldemar Jakubas, z-ca dyrektora Grodzkiego Urzędu Pracy w Krakowie.
W najbliższych tygodniach urzędnicy z Krakowa spodziewają się jeszcze większego oblężenia. Trudno jest im jednak oszacować, ilu spośród petentów to będą powracający, bo wiele osób nie przyznaje się, że pracowała na czarno za granicą. Jedno jest pewne - Sezon na bezrobocie dopiero się zaczyna - mówi smutno Jakubas.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl