- W tej chwili tworzymy grupę roboczą w ramach PIU, która zajmie się tematem zdrowia. Określimy, co i w jakim terminie chcielibyśmy zrobić. Następnie zaczniemy rozmowy z Ministerstwem Zdrowia, co jest możliwe do realizacji. Na pewno w pierwszej kolejności chcielibyśmy ustawowo zdefiniować pojęcie dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego - mówi money.pl Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU).
Niewydolny system zdrowotny
Wszystkie kraje europejskie mają problem z finansowaniem ochrony zdrowia. Niewydolność zarówno systemu publicznego, jak i prywatnego wynika przede wszystkim ze wzrostu cen świadczeń zdrowotnych i dramatycznie rosnących kosztów leczenia starzejącego się społeczeństwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej aktualne dane o wydatkach zdrowotnych dotyczą 2022 r. Według wstępnych szacunków GUS wydatki bieżące na ochronę zdrowia w wyniosły wówczas 205,6 mld zł (stanowiły 6,7 proc. PKB) i były wyższe niż w 2021 r. o około 36,1 mld zł (w odniesieniu do danych wstępnych za 2021 r., które wyniosły 169,4 mld zł).
Wzrost wydatków zaobserwowano zarówno w przypadku wydatków publicznych, jak i wydatków prywatnych. Publiczne wydatki bieżące na ochronę zdrowia wyniosły w 2022 r. – 154 mld zł i były o 31,2 mld zł wyższe niż w 2021 r., a ich udział w PKB wyniósł 5 proc. Natomiast bieżące wydatki prywatne zwiększyły się o 5 mld zł i wyniosły w 2022 r. 51,6 mld zł.
Na wzrost prywatnych wydatków bieżących na ochronę zdrowia wpływ miało m.in. zwiększenie bezpośrednich wydatków gospodarstw domowych, które wyniosły 37 mld zł, czyli o 3,3 mld (9,9 proc.) więcej niż w roku 2021.
Ze wstępnych danych GUS wynika, że w 2022 r. padł historyczny rekord: wydatki Polaków na prywatną opiekę medyczną przekroczyły 50 mld zł. Wzrost wydatków prywatnych na usługi zdrowotne świadczy o ograniczonej dostępności do publicznej ochrony zdrowia.
Komplementarny system zdrowotny
Kraje Europy Zachodniej radzą sobie z tym problemem na różne sposoby. Na przykład w Holandii państwo pełni rolę regulatora i określa podstawowy, obowiązkowy zakres świadczeń, a rolę płatników pełnią ubezpieczyciele. Obywatel może zdecydować, z którego płatnika chce korzystać i komu płacić składki.
Stworzenie takiego systemu zajęło Holendrom 20 lat i jest to rewolucja nie do wdrożenia w Polsce, ponieważ wymaga wieloletniego konsensusu politycznego - uważa prezes PIU.
Są też inne modele. - We Francji poprzez ograniczenie koszyka świadczeń finansowanych z publicznych pieniędzy stworzono pole dla prywatnych podmiotów, w tym dla ubezpieczycieli. Rozbudowano też system współpłacenia za świadczenia opieki zdrowotnej, które można ubezpieczyć. Dzięki temu system publiczny i prywatny się uzupełniają - wskazuje nasz rozmówca.
W Polsce odprowadzamy obowiązkowo składkę zdrowotną na NFZ i kupujemy ubezpieczenie lub abonament medyczny, bo chcemy dostać się do lekarza szybciej. Rzecz w tym, że kolejki są coraz dłuższe, a potrzeby finansowe coraz większe. Gdybyśmy przeszli na model komplementarny, gdzie część usług gwarantuje system publiczny, a część prywatny, zdaniem prezesa PIU moglibyśmy łatwiej poradzić sobie z tymi problemami.
Przyjrzyjmy się leczeniu zaćmy. Decydując się na operację finansową z publicznych pieniędzy, pacjentowi przysługuje "standardowa" soczewka i nawet gdyby chciał dopłacić do soczewki lepszej jakości, to nie może tego zrobić. Aby podnieść standard soczewki, trzeba wykonać operację w prywatnej klinice i zapłacić za całość - wskazuje problem prezes Prądzyński.
I dodaje: - Tak samo to działa przy zabiegu wstawiania rozrusznika serca. Pacjent na NFZ jest skazany na średniej jakości "volkswagena" i nie może dopłacić do "mercedesa". Przykłady można mnożyć. Pacjenci mają odczucie płacenia "podwójnie". Często godzą się z tym, ale oczekują w zamian jakichś preferencji podatkowych, co budowałby poczucie sprawiedliwości społecznej.
Warto też dodać, że w polskim systemie mamy już zjawisko współpłacenia - dotyczy ono na przykład leków i od dawna ma społeczną akceptację.
30 lat zaniedbań w życiówce
W przypadku ubezpieczeń na życie grupa robocza PIU chce pójść śladem krajów Europy Zachodniej, gdzie obowiązują różne zachęty podatkowe dla tego rodzaju produktów, dzięki czemu rynek się rozwija. Prace nad regulacją, którą następnie przestawi rządowi, opracuje w drugiej kolejności, po regulacji dotyczącej zdrowia.
W Polsce przez 30 lat nie zrobiliśmy nic, żeby te ubezpieczenia sprzedawały się lepiej - podkreśla przedstawiciel branży ubezpieczeniowej.
Jak wskazuje, zachęty podatkowe mogą być naprawdę różne. W ubezpieczeniach grupowych ulga może być podwójna. Pracodawca bowiem mógłby zaliczyć opłaconą pracownikowi polisę w koszty uzyskania przychodu i obniżyć sobie w ten sposób podatek. Pracownik zaś mógłby być zwolniony z podatku dochodowego w związku z korzyścią majątkową, jaką ma dzięki ubezpieczeniu grupowemu.
Dalej, polisy na życie z elementem inwestycyjnym, które są jedną z niewielu metod długoterminowego oszczędzania dla osób o niskich i średnich dochodach, mogą być bardziej popularne dzięki właśnie ulgom podatkowym, co ma miejsca na Zachodzie.
Oczywiście wspólnie z ministerstwem finansów musimy się zastanowić, jak bardzo uszczupliłoby to dochody państwa. Nie chodzi tylko o to, żeby ubezpieczyciele więcej zarabiali. Ubezpieczenia na życie są wyjątkowym wehikułem kapitału długoterminowego. W Europie Zachodniej właśnie po to stworzono dobre warunku pod rozwój tego rynku, żeby kapitał ulokowany w tych produktach był kotwicą dla gospodarki. Kapitał bankowy czy ten ulokowany w papierach wartościowych jest bardzo podatny na wszelkiego rodzaju kryzysy i cykle gospodarcze - porównuje prezes PIU.
Na koniec 2023 r. ubezpieczyciele w Polsce zarządzali lokatami o wartości 186,7 mld zł (43 mld euro).
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl