Spór w rządzie w sprawie kredytu 0 proc. trwa. Mimo sprzeciwu Lewicy i Polski 2050, pomysł wciąż forsują głównie politycy PSL. Czy dopłaty do kredytów mają sens i czy nie doprowadzą, jak w przypadku poprzednich programów mieszkaniowych, do wzrostu cen nieruchomości? Przedstawiciele partii politycznych tworzących koalicję rządzącą mają na ten temat różne zdania, dlatego wciąż nie wiadomo, czy program wejdzie w życie.
Kolejne dni nie przybliżają nas do rozstrzygnięcia sporu. Jest wręcz odwrotnie. W czwartek wybuchła burza po wypowiedzi Jacka Tomczaka, wiceministra rozwoju i technologii.
W długofalowej polityce mieszkaniowej Polacy inwestują w mieszkania m.in. po to, żeby uciekać ze środkami przed inflacją - stwierdził w trakcie obrad sejmowej Komisji Infrastruktury.
- Założenie jest takie, że nie stracą, czyli że ceny rosną. Nie mamy w tym roku żadnych instrumentów wsparcia dla młodych i rodzin w zakresie kredytowym, a ceny wzrosły bardzo podobnie. W ubiegłym roku było to 9 proc., w tym jest to już 7 proc. - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tomczak przekonywał, że rządzący "mają ograniczony wpływ na ceny". - Możemy temu przeciwdziałać, dostarczając większą liczbę mieszkań. W ten sposób możemy zapchać tę dziurę, która wynosi przynajmniej 1,5 mln mieszkań i jest główną przyczyną wzrostu cen - powiedział wiceminister.
Słowa te wzburzyły internautów. "Oczekujemy wyjaśnień, dlaczego program kłamliwie ma wspierać młodych skoro celem jest ochrona kapitału inwestujących w nieruchomości" - pisze jeden z komentujących.
Inny pyta: "Czyli powtarzana przez ministra Tomczaka fraza 'dobro polskich rodzin' już jest nieaktualna? Teraz będzie "dobro polskich filpperów, spekulantów i deweloperów". "On wprost mówi, że ceny mieszkań mają rosnąć, bo ludzie poinwestowali w nieruchomości" - brzmi kolejny wpis. Inny komentujący dodaje: "To piękne pokazuje, że niektórym wystarczy pozwolić mówić i sami przedstawiają swoje prawdziwe intencje". Jakub nie dowierza i zastanawia się: "Istnieje szansa, że oni nie wiedzieli, że jest to nagrywane i będzie udostępnione?".
Użytkownicy platformy X szybko przypomnieli też tekst "Gazety Wyborczej, która w marcu tego roku ujawniła, że Tomczak rozmawiał z właścicielami firm deweloperskich z Poznania o wsparciu finansowym jego kampanii wyborczej. Początkowo wiceminister nie zaprzeczył tym informacjom, przyznając, że "zna wielu przedsiębiorców z tej branży". Po kilku godzinach jednak na drodze autoryzacji Tomczak zmienił zdanie, a informacje o spotkaniach z deweloperami nazywał "kompletnymi bzdurami i insynuacjami" - czytamy w dzienniku.
W pierwszym roku działania koszt programu to 500 mln zł
11 września minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk informował, że środki na budownictwo społeczne, kredyt "na start" i budownictwo własnościowe "są uwzględnione w przyszłorocznym budżecie". Według wstępnych szacunków pierwszy rok funkcjonowania programu kredytowego w przyszłym roku kosztowałby nieco ponad 500 mln zł i "nie jest to dominująca kwota ze środków przeznaczonych na mieszkalnictwo w przyszłym roku, w kwocie blisko 4,5 mld zł".
Według informacji resortu finansów, w projekcie budżetu na 2025 r. na budownictwo mieszkaniowe przewidziano środki w kwocie 4,28 mld zł, z czego 1,6 mld jest w rezerwach.
Powódź zatopi program mieszkaniowy? "Protestuję"
Za projekt ustawy ws. kredytu mieszkaniowego odpowiada MRiT. Według wcześniejszych zapowiedzi, nowy kredyt mieszkaniowy, zastępujący Bezpieczny Kredyt 2 proc. i rodzinny kredyt mieszkaniowy, ma zapewnić finansowe wsparcie w formie dopłat do rat. Zgodnie z propozycją warunkiem uzyskania dopłat w ramach projektu miałoby być spełnienie kryterium dochodowego, które oparto o pierwszy próg podatkowy, czyli roczny dochód na poziomie 120 tys. zł brutto.
W środę ogłoszono, że "w obecnej sytuacji środki z kredytu 'na start' zostały przesunięte dla powodzian". Minister rozwoju został zapytany w TVN24 czy w takim razie po powodzi prace nad rządowym projektem kredytu, trafią do szuflady. - Zdecydowanie protestuję. Uważam, że potrzeby mieszkaniowe dzisiaj Polaków każą, by tego problemu nie odsuwać. Połowa Polaków w wieku 25-35 lat nie ma szans na własne mieszkanie - stwierdził Paszyk.