To nagranie obiegło cały świat. W 2023 r. Javier Milei stanął przed białą tablicą i odrywał od niej karteczki z listami ministerstw "na wylocie". Jak powiedział, tak zrobił. W ciągu niecałego roku rządów libertarianin zlikwidował połowę z 18 ministerstw, zwolnił dziesiątki tysięcy urzędników oraz ograniczył wydatki budżetowe.
Jeszcze zanim został prezydentem, podczas jednego z wieców we wrześniu ubiegłego roku, Milei wymachiwał piłą łańcuchową, obiecując przycięcie aparatu urzędniczego. Kilka dni temu odwiedzającej jego kraj premierce Włoch Giorgii Meloni podarował nawet figurkę, przedstawiającą jego podobiznę dzierżącą w rękach piłę.
Milei zmiany wprowadził, przekazując części uprawnień z Kongresu do władzy wykonawczej, dzięki czemu mógł wprowadzać dekrety. Inflacja w Argentynie w ujęciu miesięcznym spadła z 25,5 proc. w grudniu 2023 r. do 2,7 proc. w październiku. W ujęciu rocznym - zaznaczmy - wynosi 193 proc., lecz w kwietniu rdr sięgała 290 proc.
Terapia szokowa pomogła zamknąć deficyt budżetowy, ale pogłębiła recesję i pogorszyła sytuację finansową wielu rodzin. Odsetek ubóstwa wzrósł z 42 do 53 proc. Według "Newsweeka" poniżej ubóstwa znalazło się 70 proc. nauczycieli. JP Morgan podniósł jednak prognozę dla Buenos Aires na 2025 r. i szacuje, że gospodarka wzrośnie o 8,5 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fatalna sytuacja argentyńskiej gospodarki, to "efekt lewicowych rządów", po których nowa administracja "odziedziczyła ubóstwo" - twierdzi Milei. Na prezydenta Argentyny z podziwem patrzy Musk. "Ku ekscytującej i inspirującej przyszłości" - napisał w serwisie X we wrześniu po spotkaniu z Argentyńczykiem. Milei to pierwszy zagraniczny przywódca, z którym spotkał się prezydent-elekt Trump.
O tym, czy USA podążą drogą Argentyny, rozmawiamy z amerykanistą Rafałem Michalskim.
Czy USA podąży drogą Argentyny?
Piotr Bera, dziennikarz money.pl: Javier Milei mówi do Elona Muska, żeby "poszedł na całość" i uruchomił swoją piłę łańcuchową i ciął wydatki publiczne. Uda mu się?
Rafał Michalski: Do likwidacji agencji federalnej potrzebna jest podstawa ustawowa. Już Ronald Reagan chciał likwidować Departament Edukacji. To samo mówili G.W. Bush i w 2016 r. Trump. Nikomu nie udało się tego zrobić, a Kongres od lat jest podzielony i duże reformy na poziomie zamykania departamentów czy agencji są rzadkością. A jeśli coś zamykano to w celach konsolidacji. Trump ma związane ręce.
Cięciami ma zajmować się DOGE, czyli "departament wydajności państwa" pod kierownictwem Muska i biznesmena Viveka Ramaswamy'ego.
Nie wiemy, w jakiej formie będzie działać. Nie słychać, żeby Trump planował wprowadzenie ustawy nadającej DOGE jakieś kompetencje. Jeśli jej nie będzie, to Musk i Ramaswamy będą jedynie doradcami.
Obaj twierdzą, że będą wolontariuszami. To będzie think-tank przy Białym Domu?
I tu jest kolejny problem. Zmiany w agencjach muszą nastąpić z poziomu departamentu. Pieniądze trafiają do nich i agencji, a ich władze przekazują je odpowiednim biurom. W tej sytuacji Musk musiałby wpływać na sekretarzy, żeby ci wprowadzali jego sugestie. Na podstawowym poziomie DOGE dużej władzy mieć nie będzie. Ale musimy pamiętać, że gdy Trump mówi o zmniejszeniu rządu, to ma na myśli centralizację władzy. W czasie pierwszej kadencji Trump zderzył się z proceduralną ścianą. Zauważył, że w wielu aspektach nie ma władzy jako prezydent, ponieważ ta jest rozbita pomiędzy agencjami.
Na przykład?
FBI ma biuro radcy prawnego, tak samo Departament Sprawiedliwości (DS). Wielokrotnie biuro FBI wydawało dla agentów inne opinie wiążące niż DS. Trump zauważył, że korzystając z FBI mierzył się z tym, że jego sekretarz sprawiedliwości William Barr razem z biurem radcy prawnego DS wydawali opinię dla niego korzystną. Natomiast FBI wydawało opinię niekorzystną. Dlatego konserwatywny think-tank Heritage Foundation ogłosił, że chce likwidacji biura radcy FBI, bo ma paraliżować DS. Rząd jest bardzo duży, w wielu miejscach nieefektywny, ponieważ nie było federalnego planu na reorganizację.
Skrajnym przykładem jest Departament Zdrowia (DZ). Robert Kennedy Jr, który ma zostać nominowany na sekretarza, zapowiedział, że chce wprowadzić zdrową żywność dla dzieci bez metali ciężkich. W DZ funkcjonuje FDA i w jej ramach mieści się kolejna agencja CFSAN badająca żywność. Jeżeli CFSAN nie zbada danego produktu i nie wyda opinii, że jest niezdrowy, to FDA ma związane ręce i nic nie może zrobić. A CFSAN jest skrajnie nieefektywne. W 2018 r. Trump wprowadził tam komisarza, który miał przejąć część obowiązków agencji. I wtedy FDA będzie mogła działać.
Nie udało się.
Prawnicy CFSAN uznali, że to nielegalne odebranie kompetencji przysługującej agencji. Doszło do chaosu w kluczowym dla zdrowia departamencie. Wszystko z powodu przeregulowania rządu federalnego. Musk i Trump, mówiąc o zmniejszeniu rządu, mają na myśli centralizację władzy. Wiedzą, że wielu dużych reform wprowadzić się nie da, bo władza jest rozbita i pracują dla niej urzędnicy, którzy nie zawsze Trumpa popierają. Jeśli dojdzie do centralizacji, to więcej będą mogli zrobić sekretarze stojący na czele departamentów. Ale to nie wszystko.
Proszę kontynuować.
W listopadzie 2020 r. Trump próbował masowo zwolnić urzędników cywilnych. Nie udało mu się, bo przegrał wybory z Bidenem. Gdyby wygrał, to byłaby sprawa w sądzie federalnym, bo Trump wydał rozporządzenie wykonawcze, które nazywamy załącznikiem F. Obecnie urzędnika można zatrudnić na podstawie konkursu lub mianując. Kodeks pracy chroni takie osoby i nie można ich zwolnić, jeśli nie przedstawi się przykładu rażącego uchybienia lub nie przeprowadzi długiego procesu zwolnienia z odwołaniem się od takiej decyzji włącznie. Trump wymyślił, że do załącznika F doda kolejną kwalifikację - urzędników mających wpływ na politykę publiczną. Oni nie byliby chronieni Kodeksem Pracy. W taki sposób mógłby przekwalifikować tysiące osób i je zwolnić. Wprowadził to rozporządzenie, ale wstrzymała je przegrana w wyborach. Pewnie teraz to powtórzy i sprawa trafi do sądu federalnego. I nie wiadomo, jaki będzie wyrok.
Joe Bidenowi nie zależało na deregulacji?
Próbował, tak samo Barack Obama, który osiągnął w tej materii kilka sukcesów. Spodziewam się, że Trump spróbuje przenosić biura z jednego departamentu do drugiego i w ten sposób wpłynie na liczebność urzędników.
Musk chce zlikwidować nawet 400 agencji federalnych.
Jest ich ok. 430. Część tych mniejszych i pozaustawowych może zostać zlikwidowana. Ale te agencje mają jeszcze swoje biura, o których Amerykanie nigdy nie słyszeli, a powstały np. w latach 80. do realizacji konkretnego celu. Dotąd nikt ich nie zlikwidował. Pod koniec XIX w. stworzono Radę ds. Herbat, gdyż obawiano się jakości importowanej żywności. Parzono herbatę, testowano ją i decydowano, czy można wprowadzić ją do obrotu. Tę agencję zlikwidowano po 100 latach. W czasie zimnej wojny powstało biuro kontroli zbrojeń w Departamencie Stanu. Zajmowało się amerykańsko-radzieckim wyścigiem zbrojeń i przetrwało do 2005 r.
Rządy stanowe wydają audyty na temat agencji stanowych i tutaj co rok widzimy listę istniejących tylko na papierze jednostek. Zbierają się raz w roku tylko po to, żeby uchwalić nowe władze, które nic więcej nie robią.
Przypomina to wymianę stanowisk w radach nadzorczych wśród polskich samorządowców.
To dobra analogia. W USA tak jest szczególnie na Południu - w Teksasie czy Alabamie. 100 lat temu przy okazji rewolucji infrastrukturalnej – budowaniu kolei i sieci dróg - powstało wiele komisji, które istnieją do dziś, bo nikt nie może ich usunąć bez podstawy ustawowej. I tu znów wracamy do polaryzacji i podziałów w Kongresie, gdzie nie było woli do wprowadzenia zmian, bo przecież taka agencja może się kiedyś przyda.
Hasła o zmniejszeniu rządu trafiają na podatny grunt, bo obywatele widzą, że podczas kryzysu rząd federalny jest niewydolny. Od trzech lat FDA bada obecność metali ciężkich w mleku dla niemowląt i nie ma żadnej decyzji, a organizacje zewnętrzne już dawno informowały, jakie produkty są skażone i które należy wycofać z rynku. Miną lata, zanim FDA wyda jakąkolwiek decyzję. W 2012 r. Obama poprosił FDA o wprowadzenie norm jakości wody wykorzystywanej w rolnictwie, co nastąpiło w 2022 r. Pięć lat wcześniej doszło do epidemii eboli w USA, kilkaset osób trafiło do szpitali. FDA poinformowało, że źródłem skażenia jest woda wykorzystywana w rolnictwie.
Wydaje się to niespójne. Trump mówi o niewydolności państwa i jednocześnie chce skonsolidować władzę centralną.
Chce z Waszyngtonu sprawniej zarządzać krajem i jest przekonany, że może to zrobić. Ma mandat społeczny, obywatele liczą, że w końcu będą wiedzieć, kto jest za co odpowiedzialny.
Mówi się o przeniesieniu części agencji z Waszyngtonu na Środkowy Zachód – np. do Detroit. To miałoby obniżyć koszty działalności oraz pojawiłyby się nowe miejsca pracy. Byłby to element decentralizacji.
To dwa procesy, które na pierwszy rzut oka się wykluczają, ale one się dopełniają. Mowa o centralizacji władzy w stolicy i jednocześnie decentralizacji ustrojowej w wybranych tematach. Trump uważa, że rząd federalny powinien całkowicie odsunąć się i oddać jurysdykcję władzom stanowym np. w kwestii środowiska, energetyki i edukacji. Trump chce mieć narzędzia do wprowadzania zmian, ale z drugiej strony ich zakres byłby mniejszy. W wizji konserwatywnej w ten sposób państwo się zmniejsza. Trump mówi o silnym prawie imigracyjnym i zamknięciu granicy, ale równocześnie w ostatnich latach popierał władze Teksasu, żeby Sąd Najwyższy nadał uprawnienia stanowe w kwestii egzekwowania tego prawa, bo dziś to jurysdykcja federalna.
Natomiast samo przeniesienie agencji byłoby niezwykle trudne. Trzeba to sfinansować, mowa o przeprowadzce tysięcy pracowników z rodzinami. Do tego lobbyści działają w Waszyngtonie i mieliby utrudnioną pracę. Czy można zwolnić urzędnika, jeśli nie chce się przeprowadzić? Znów wracamy do załącznika F. Może jakimś kierunkiem jest Alabama, która stara się, żeby przenieść do tego stanu większość Dowództwa Kosmicznego. Wyobrażam sobie, że początkowo rząd federalny tworzyłby filie biur w różnych stanach.
Załóżmy, że Trumpowi uda się doprowadzić do masowych zwolnień. Ucierpieć na tym mogą lokalni politycy, bo pracę stracą ich wyborcy - także republikanie.
Jest wielu republikanów mających powiązania z demokratami. W 2010 r. w Dakocie Północnej odkryto złoża ropy naftowej. Ten stan jest drugim po Teksasie największym producentem ropy w USA. Spadło bezrobocie, inflacja w dół i wzrosła stopa życia. Obecnie to bardzo bogaty region i dochodzi do migracji wewnętrznej. Przyjeżdżają pracownicy z całego kraju i zaczęło brakować mieszkań. Powstały dzielnice namiotowe, firmy wydobywcze stawiają własne miasteczka i wynajmują pokoje.
Republikanie są otwarci na programy finansowania mieszkań proponowane przez Bidena oraz rozwiązania związane z ochroną środowiska, gdyż z powodu zanieczyszczeń spada jakość życia w miasteczkach znajdujących się niedaleko złóż. Gubernator Dakoty Północnej ma zupełnie inne podejście do środowiska niż Trump i jeśli Waszyngton zacznie obcinać fundusze, to będzie protest.
Czyli zwalniać oraz ciąć budżet można, ale nie w moim regionie. Chyba że Trump nie będzie liczyć się z partyjnymi dołami.
Trump w pierwszej kadencji nie rozumiał, że punkt widzenia republikanów w terenie jest inny niż w Waszyngtonie. Jeb Bush, został gubernatorem Florydy, głosząc hasło zielonego stanu. Floryda korzysta z programów środowiskowych. Również tutaj obcięcie funduszy nie zostanie dobrze przyjęte.
Gdzie Musk z Trumpem będą szukać oszczędności?
Nikt tego nie wie, chociaż Musk postawił tezę, że uda się zaoszczędzić 2 bln dol. - 500 mld dol. rocznie. Żeby zyskać tylko 2 mld dol., trzeba zamknąć duże agencje.
Czy Trump, tak jak Milei, będzie mógł stanąć przed tablicą i wyrzucić całą listę ministerstw czy departamentów do kosza?
Nie, ale może blokować lub opóźniać wypłaty środków budżetowych poprzez biuro zarządzania i budżetu Białego Domu. Jeżeli ustawa mówi, że należy sfinansować program X, to prezydent jako władza egzekucyjna nie ma prawa nie wykonać zobowiązania ustawowego. Być może razem z Muskiem postawią tezę, że departament Y nie spełnia swojej ustawowej funkcji, więc nie otrzyma pieniędzy. Musi jednak być ostrożny. W 2026 r. są wybory gubernatorskie i do Kongresu.
Jeśli zaszarżuje, to straci część wyborców?
Trump nie może doprowadzić do przegranej Republikanów w wyborach. Ma dwa lata na działanie, ale nic nie jest takie proste, jak to wynika z wpisów Muska w serwisie X. Im większa rewolucja, tym większe wątpliwości prawne. A trzeba wziąć pod uwagę wydarzenie roku w USA.
Czyli?
Sąd Najwyższy zniszczył funkcjonującą od 30 lat administracyjną doktrynę Chevron, co ustawi politykę federalną na dekady. Ta doktryna pozwalała agencjom federalnym wprowadzać regulacje bez upoważnienia Kongresu, jeśli cel ustawy nie był sprzeczny z planowanymi działaniami (i nie byłoby to rażące wykroczenie). Tak było w przypadku polityki środowiskowej. Teraz agencje nie mają pola do interpretacji - SN rozpoczął proces deregulacji państwa. Firmy mogą pójść do sądu i podważyć każdą regulację, która nie jest wprost ujęta w prawodawstwie, a mogła być w prawie przez 30 lat.
SN, z powołanymi przez Trumpa sędziami, przyszedł mu z pomocą. Jeżeli agencja nie ma wpisanych jasnych uprawnień niepodlegających interpretacji, to ich nie posiada. Z dnia na dzień okazało się, że nie ma prawa dotyczącego kryptowalut, bo dotychczasowe regulacje nakładały same agencje finansowe na podstawie doktryny Chevron. To samo jest ze środowiskiem, prawem spadkowym i AI. Będzie chaos. Być może za trzy lata sędziowie w szeregu istotnych procesów zadecydują o regulacjach na wiele lat. Jeśli podzielony Kongres nie dojdzie do konsensusu, to albo korporacje będą naciskać na agencje, albo zwiększy się rola sądów – i to one będą tworzyły prawo na najbliższe dekady.
Można być pewnym, że USA to będzie zupełnie inny kraj w 2028 r., niż jest nim teraz.
Już w 2026 r. może być inny. Na Trumpie spoczywa olbrzymia odpowiedzialność.
Rozmawiał Piotr Bera, dziennikarz money.pl