- Jeśli ktoś chce jeździć samochodem elektrycznym, który się bardzo ładnie pali, to może. I pewnie takich ludzi będzie więcej, ale to nie może być przymus - mówił prezes PiS na konwencji partii w Tomaszowie Mazowieckim.
W jej trakcie PiS zaprezentowało swój program, z którym idzie do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Zbudowano go na siedmiu punktach "tak dla...". Jednym z nim jest "tak dla wolności" - jak podkreślił Jarosław Kaczyński - w różnych dziedzinach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
UE stawia na auta elektryczne
Prezes PiS przekonywał, że "mamy do czynienia z gigantyczną operacją, zmierzającą nie do ochrony klimatu, a do tego, by zmienił się układ finansowy". Dodał jednak, że "nie zna się na tym", "ale jest mnóstwo dowodów".
Unia Europejska przyjęła kierunek, w którym samochody w pełni elektryczne mają zastąpić auta osobowe i lekkie dostawcze z silnikami spalinowymi. Służyć ma temu tzw. zakaz aut spalinowych od 2035 r. W praktyce będzie można dalej jeździć już wyprodukowanymi autami z konwencjonalnym napędzie, sprzedawać i kupować je z drugiej ręki albo sprowadzać z zagranicy. Przepisy mają jednak sprawić, by produkowanie nowych takich aut w UE było nieopłacalne dla producentów.
Mateusz Morawiecki, jeszcze jako minister w rządzie Beaty Szydło, zapowiadał w 2017 r., że do 2025 r. po polskich drogach będzie jeździć milion samochodów elektrycznych. Rząd Prawa i Sprawiedliwości podjął z kolei decyzję o budowie polskiego samochodu elektrycznego - Izera.
Jak to jest z pożarami aut elektrycznych?
Według stanu na koniec kwietnia 2024 r. po polskich drogach jeździ 57 tys. 958 aut z silnikami elektrycznymi (BEV) i 53 tys. 817 hybryd plug-in (PHEV). Co jakiś czas media obiega informacja o pożarze auta elektrycznego i akcji strażaków, którzy przez wiele godzin schładzają baterie we wraku "elektryka". Przykładem był wart około miliona złotych Lucid Air, który spłonął pod koniec ubiegłego miesiąca.
Jak przekonują eksperci, samo gaszenie pożaru auta elektrycznego, trwa tyle samo, co w przypadku samochodu spalinowego. Jednak do takich akcji potrzebny jest kontener wypełniony wodą, aby schłodzić baterie trakcyjne "elektryka" - i to właśnie pochłania najwięcej czasu. Ponadto wody z kontenera nie można ot tak wylać, trzeba ją wypompować w wyznaczonym miejscu, aby nie doszło do skażenia środowiska.
Ubezpieczyciele podkreślają z kolei, że auta elektryczne to wciąż niewielki ułamek polskiego parku samochodowego. Dawid Korszeń z Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta w rozmowie z money.pl nie miał wątpliwości, że wpływ rosnącej liczby aut elektrycznych na rynek ubezpieczeń komunikacyjnych będzie znikomy jeszcze przez kilka lat.
- Jeśli jednak liczba tych aut na polskich drogach drastycznie wzrośnie, z pewnością będzie to miało wpływ na wysokość składki. Określenie, jaki on będzie w przyszłości, jest w tym momencie porównywalne z wróżeniem z fusów - zaznaczał.