Jak pisaliśmy wiele razy w money.pl, ceny paliw po wyborach parlamentarnych zaczęły wyraźnie rosnąć. Co ciekawe, z europejskich danych wynika, że w sąsiednich krajach dzieje się odwrotnie. Mimo tego najtaniej - poza Polską - jest na Malcie.
W piątek (27 października) głos w sprawie sytuacji na polskich stacjach zabrał Orlen. Biuro prasowe koncernu zaakcentowało przede wszystkim pozycję Polski w europejskim rankingu. Jak dodano, jest to zasługa firmy.
"Ceny paliw w Polsce niezmiennie pozostają jednymi z najniższych w Europie, a niski poziom cen na krajowym rynku detalicznym jest w dużym stopniu efektem polityki stabilizacji cen" - zakomunikował Orlen.
Koncern jednocześnie zaznaczył, że "działa w sposób rynkowy", co jest odpowiedzią na zarzuty - nie tylko ze strony opozycji, ale i ekspertów - o sterowanie cenami paliw, aby ułatwić rządowi Zjednoczonej Prawicy wygranie wyborów parlamentarnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orlen ostrzega, że źle się dzieje z cenami ropy
Co będzie dalej? Orlen informuje, że sytuacja na rynku w ostatnim czasie się mocno zmienia.
"We wrześniu i na początku października sytuacja na rynku globalnym wskazywała na spadek cen paliw gotowych, spowodowany między innymi stagnacją gospodarczą w krajach konsumujących najwięcej paliw, dodatkową podażą paliw i ropy naftowej oraz wysokim poziomem zapasów" - informuje Orlen.
Z drugiej strony koncern zwraca uwagę na to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Tendencja spadkowa została przerwana przez wojnę między Izraelem a palestyńskim Hamasem. Rynki ewidentnie obawiają się dalszej eskalacji.
"Według spółki, wojna palestyńsko-izraelska wywołała obawy o możliwość rozszerzenia się konfliktu na inne kraje regionu, czego efektem może być znaczące ograniczenie podaży ropy i paliw gotowych na rynek. Od tego czasu notowania ropy naftowej i paliw gotowych znalazły się w tendencji wzrostowej i już teraz powróciły do poprzednich poziomów" - informuje spółka.
Co się stanie na Bliskim Wschodzie?
Zdaniem Orlenu zaostrzenie konfliktu "będzie w kolejnych miesiącach wpływać na notowania ropy naftowej i paliw, w znaczący sposób ograniczając możliwość ich spadku a w niekorzystnym scenariuszu – powodując ich gwałtowny wzrost".
Co więcej, koncern dodaje, że sytuację na Bliskim Wschodzie "bierze pod uwagę i odpowiednio do tego dostosowuje ceny oferowanego paliwa".
Goldman Sachs dodaje natomiast, że "w podstawowym scenariuszu, zakładającym brak niekorzystnych wydarzeń, konflikt na Bliskim Wschodzie nie zmieni znacząco cen ropy i gazu".
W ocenie globalnego banku mało prawdopodobny jest scenariusz, w którym następuje poważne ograniczenie dostaw z powodu blokady cieśniny Ormuz, którą przepływa 17 proc. globalnej produkcji ropy i 19 proc. LNG. W takim jednak wypadku - ktorego prawdopodobieństwo oszacowano na 1 proc. - ceny ropy w ciągu miesiąca wzrosłyby o 20 proc., a ceny gazu w Europie znalazłyby się w przedziale 120-200 euro za MWh - twierdzi Goldman Sachs.