Historia fabryki w Jaworzynie Śląskiej sięga 1860 r. Po II wojnie światowej zakład został znacjonalizowany, a w 1954 r. otrzymał nazwę "Karolina". Do niedawna była to ostatnia fabryka porcelany w województwie dolnośląskim - w 2023 r. ogłoszono przeprowadzenie zwolnień grupowych w wałbrzyskiej fabryce "Krzysztof", która działała 200 lat.
13 lutego Sąd Rejonowy w Wałbrzychu ogłosił upadłość Zakładów Porcelany Stołowej "Karolina" i otworzył postępowanie upadłościowe.
Od tego czasu działa syndyk. Przez chwilę jeszcze prowadzono sklep, ale następnie został zamknięty. W sumie zwolniono ponad 180 osób - wyjaśnia money.pl Ireneusz Besser, przewodniczący Krajowej Sekcji Ceramików i Szklarzy "Solidarność".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kilkadziesiąt milionów za porcelanę?
Do zakładu porcelany wkroczył syndyk. Do końca sierpnia ma pojawić się wycena zakładu, a następnie zostanie ogłoszony przetarg na sprzedaż przedsiębiorstwa.
- Syndyk prowadzi ostrożną wycenę, ma na nią pół roku. Następnie wniosek z wyceną trafi do sądu, gdzie po akceptacji cały zakład zostanie wystawiony na sprzedaż. Zakład jest przygotowany do produkcji, nie sprzedano ani jednej maszyny, wcześniej za kilka milionów złotych postawiono nowe piece. Wycena może wynieść 30-40 mln zł - takie są wierzytelności zakładu - ocenia Besser.
Związkowiec dodaje, że "jeszcze jest nadzieja" - wierzy, że historia "Karoliny" potrwa dłużej niż 163 lata.
Pali się świeczka w "Karolinie", są tam duże aktywa, które pozwalają na produkcję. Syndyk uruchamia doraźną produkcję np. masy lejnej pod klientów, którzy składają zamówienia - podkreśla nasz rozmówca.
Jego zdaniem sytuacja "Karoliny" zaczęła się znacząco pogarszać w 2022 r. Dwa lata temu zadłużenie zakładu miało być znacznie niższe.
- To było kilka milionów wymagalnych długów do spłacenia m.in. Urzędowi Skarbowemu, ZUS-owi i opłat za rachunki za gaz - mówił nam w lutym związkowiec. - Nie chciano z nami rozmawiać, jaki jest plan inwestycyjny, jak można naprawić tę sytuację - dodał.
Dziś podkreśla, że na sytuację zakładu wpłynęły rosnące ceny energii, szczególnie gazu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zeszłoroczną awarię w stacji gazowej, należącej do Zakładów Porcelany "Karolina".
- Branża przeżywa bardzo trudny czas, a wybuch jeszcze pogorszył sprawę. Przywożono gaz LNG cysterną i jakoś starczyło do produkcji. Ale nie ma co ukrywać, że nowy inwestor musiałby wydać kolejne kilka milionów złotych, żeby ten gaz dociągnąć. I do tego zmierzyć się z konkurencją ze wschodu. Chiny zalewają Europę tanią porcelaną słabej jakości. Nawet 80 proc. porcelany w Europie pochodzi z Azji, gdzie przedsiębiorstwa mogą być subsydiowane przez państwo. My mamy certyfikaty, musimy być ekologiczni, a tam? To nieuczciwa konkurencja - przekonuje związkowiec.
Koniec po wielu latach pracy
W ostatnim etapie zwolnień w "Karolinie" podziękowano ok. 120 pracownikom. Pensje okrojono nawet o 40 proc. Zatrudnieni zarabiali ok. 3,2 tys. zł netto, ale otrzymywali 1,2 tys. zł. W grudniu ubiegłego roku wypłaty otrzymali w ratach.
- Na koniec zostali jedynie desperaci z 30-, 40-letnim stażem, którym brakowało kilku lat do emerytury - zaznacza Ireneusz Besser.
Wiele osób kwalifikowało się do zasiłku przedemerytalnego, z którego skorzystało kilkanaście kobiet. Inni, przede wszystkim panie, znalazły zatrudnienie w świdnickiej, świebodzickiej czy wałbrzyskiej strefie przemysłowej.
Część załogi dojeżdżała do "Karoliny", chociaż mieli bliżej domu lepiej płatną pracę. Ale po wielu latach w jednym zakładzie myśli się o dopracowaniu kilku lat do emerytury. Nagłe zmiany nie dla wszystkich są łatwe. Zresztą problem w Jaworzynie pogłębił się - pracę ma stracić kolejne 120 osób z PKP CargoTabor - uważa Besser.
Jedną z osób, które były wierne "Karolinie" przez wiele lat, jest Katarzyna Chmielowiec. Po blisko 40 latach sama odeszła w czerwcu zeszłego roku, tuż przed falą zwolnień.
- Ostatnie dwa lata pracy to był koszmar. Źle nas traktowano, w końcu sama odeszłam. Niedługo później ogłoszono upadłość, więc wyprzedziłam fakty. Przepracowałam tam prawie 40 lat i brakuje mi czterech lat do emerytury. Obecnie opiekuję się niepełnosprawnym dzieckiem w przedszkolu, miałam dodatkowe szkolenia. Umowa jest na czas określony, ale nie było wyjścia. W jaki sposób żyć z zasiłku przedemerytalnego? - pyta kobieta.
Nasza rozmówczyni twierdzi, że wiele innych pań pracujących w "Karolinie" jest w trudnej sytuacji. - Brakuje im kilku lat do emerytury, a pracodawcy nie chcą zatrudniać takich osób. Zaraz wskoczą w okres ochronny, do tego są schorowane po pracy na produkcji. Jak pracodawca zobaczy PESEL, to tylko się skrzywi - uważa Chmielowiec.
Nadzieja? Nie dla wszystkich
Jej zdaniem nawet znalezienie potencjalnego inwestora nie spowoduje, że zakład znów zatętni życiem i "Karolina" wznowi produkcję, zapominając o przeszłości.
- Inwestor musiałby zbudować sieć gazową po wybuchu z ubiegłego roku. Bez tego nic na dłuższą metę się nie opłaca. Może gdyby nie doszło do wybuchu, to wszystko wyglądałoby inaczej? - zastanawia się była pracownica "Karoliny". - Jaką ludzie mieliby pewność, że z nowym inwestorem wszystko wróci do normy, że będą przedłużane umowy? To nie była łatwa praca. Tony talerzy przerzucało się ręcznie, do tego pakowanie, malowanie. Serce się zostawiło w tym zakładzie i trochę boli, gdy widzi się, jak wszystko niszczeje - wspomina nasza rozmówczyni.
- Pomimo przeciwności losu wierzę, że uda się uratować porcelanowe dziedzictwo Dolnego Śląska, ale bez pomocy państwa czy urzędu marszałkowskiego nic z tego nie będzie. Możemy wziąć jednak przykład z Huty Krosno, gdzie syndyk przez 28 miesięcy prowadził firmę i ją oddłużył - zwolniono część załogi, ale produkcji nie wstrzymano, a teraz pracuje tam 1,5 tys. ludzi. Pytanie, czy odnajdzie się odważny inwestor - podsumowuje Ireneusz Besser.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl