Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Polski Instytut Ekonomiczny opublikował opracowanie, z którego wynika, że z naszą dzietnością jest znacznie, znacznie gorzej niż demografowie przewidywali zaledwie dwa lata wcześniej. Eksperci z PIE powołują się przy tym na opracowywany przez ONZ World Population Prospects. W tysiącach tabel tego dokumentu możemy znaleźć informacje na temat dzietności na świecie, w poszczególnych jego regionach, krajach oraz w poszczególnych grupach państw agregowanych pod względem dochodu.
Problem dzietności w Polsce
Ostatnie opracowanie zostało opublikowane w lipcu 2022 roku (raport jest tworzony co dwa lata, niebawem można więc się spodziewać kolejnej edycji). Zbierało ono historyczne dane od 1950 do 2021 roku i prognozowało trendy demograficzne aż do 2100. Według predykcji ONZ w Polsce w 2022 miało urodzić się 354 tys. dzieci, a w roku kolejnym, czyli w 2023 - 424 tys.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile urodziło się naprawdę? W 2022 - 305 tys., a w 2023 - 272 tys. W tym drugim przypadku - jak zaznacza Główny Urząd Statystyczny - była to najniższa wartość od zakończeni II wojny światowej. Taką liczbę urodzeń ONZ prognozował dla Polski dopiero na rok... 2055. Dzietność natomiast z jaką mieliśmy do czynienia, czyli wskaźnik poniżej 1,20 również był historycznym rekordem. Taka wartość nie była przewidywana dla naszego kraju przez ONZ-owskich demografów... nigdy.
Zanim przejdziemy dalej, trzeba powiedzieć dwa słowa o tym, czym jest ów odmieniany w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki współczynnik dzietności. Jest on liczbą dzieci, przypadającą na jedną kobietę, gdyby kobiety przez całe swoje życie rodziły z taką częstotliwością, jak rodzą w danym roku. Aby to zliczyć, krajowe urzędy statystyczne sprawdzają, ile dzieci rodziły kobiety w poszczególnych rocznikach.
Zastępowalność pokoleń w Polsce
Tak zwana zastępowalność pokoleń, czyli wartość współczynnika dzietności gwarantującego, że w danym społeczeństwie ludzi ani nie będzie ubywać, ani nie będzie przybywać, gwarantuje wskaźnik na poziomie 2,1. Oznacz to, że - statystycznie - 100 kobiet powinno urodzić 210 dzieci.
Skąd ta dodatkowa dziesiątka? Część dzieci po prostu nie dożyje wieku rozrodczego. Jako, że dzietność poniżej zastępowalności pokoleń cechuje nasz kraj od początku lat 90-tych, to już widoczne są tego efekty. Według Głównego Urzędu Statystycznego liczba Polaków kurczy się od mniej więcej 2012 roku. Właśnie od tego momentu, z wyjątkiem niewielkiego wzrostu w 2017 roku, więcej naszych rodaków umiera, niż się rodzi.
A skąd ostatnia zapaść demograficzna w naszym kraju? Dzieci, które rodziły się w 2022 i 2023 roku, były poczęte w czasach pandemii, kryzysu gospodarczego, a te rodzone w 2023 również konfliktu zbrojnego dziejącego się tuż za naszą granicą. Nic dziwnego, że w momencie zagrożenia zdrowia (Covid-19), szalejących podwyżek cen towarów i zagrożenia rosyjskimi bombami młodzi odkładali swoje decyzje prokreacyjne.
ONZ tworzy swoje prognozy z pewnym wyprzedzeniem, analitycy nie mogli więc wiedzieć, jak potoczą się sprawy związane z wojną i inflacją w 2022 i na początku 2023 roku. To wyjaśnia część rozjazdu między przewidywaniami a rzeczywistością.
Jako jednak, że w ostatnich miesiącach mamy do czynienia ze stabilizacją sytuacji za naszą wschodnią granicą (ten rodzaj stabilizacji jest oczywiście marnym pocieszeniem dla Ukrainy), ze spadkiem tempa wzrostu cen oraz z gwałtownym wzrostem pensji (w ostatnich miesiącach odnotowujemy najwyższe podwyżki dla pracowników w potransformacyjnej historii!) sytuacja demograficzna powinna nieco się poprawiać.
To problem nie tylko Polski. Świat się wyludnia?
Jest w tym wszystkim jednak jeden szkopuł. Otóż niska dzietność ma tendencję do napędzania samej siebie. W jaki sposób? Jeśli młode kobiety rodzą dużo dzieci, to wytwarza się cała kultura sprzyjająca... rodzeniu dzieci. Młodzi ludzie siłą rzeczy więcej o dzieciach rozmawiają, oddają się rozrywkom, które są w jakiś sposób z owymi dziećmi związane. W sytuacji przeciwnej, kiedy dzieci jest mało, kobiety, które rodzą trafiają na swego rodzaju "ostracyzm".
Nie chodzi bynajmniej o to, że ktoś je negatywnie ocenia. Chodzi o to, że w przypadku kiedy ich znajomi nie mają dzieci, to młodzi rodzice wypadają z kulturowego obiegu. Nie mogą chodzić do kina wtedy, kiedy tylko zechcą, nie mogą wyskoczyć do knajpy w każdej chwili, nie mogą tez pojechać na weekend kiedy tylko mają ochotę (i pieniądze). Ogranicza ich dziecko. Owa obawa przed wypadnięciem z kręgu znajomych, jak i sama ograniczona "widoczność" dzieci w towarzystwie młodych ludzi, zniechęca niektórych do powiększania rodziny. To rzadko omawiany aspekt niskiej dzietności, a warto sobie z niego zdawać sprawę.
Wiele osób twierdzi, że niska dzietność jest wynikiem pewnych zaniedbań systemowych ze strony państwa. Owszem, inwestycje w pewne usługi publiczne, jak i w lepiej dostępne mieszkania mogłyby podwyższyć współczynnik dzietności. Jednak - jak już pisałem - niska dzietność to domena coraz większej liczby krajów. Niemal wszystkie rozwinięte gospodarki zmagają się z tym problemem.
Według wspomnianego raportu ONZ, uśredniona dzietność dla tak zwanych krajów o wysokim dochodzie (czyli najzamożniejszych państw świata) wynosiła w 2021 roku 1,56. Jak widać, to nie ekonomia jest problemem. Jeśli natomiast spojrzymy na dane dla całego świata, to w 2021 r. wynosiła ona 2,32 i była na granicy zastępowalności pokoleń.
Dlaczego na granicy, skoro wyżej pisałem, że wspomnianą zastępowalność gwarantuje współczynnik na poziomie 2,1? Ponieważ miara ta odnosi się do krajów wysokorozwiniętych. Globalnie jednak, z uwagi na wyższą śmiertelność dzieci i młodzieży w krajach biednych, współczynnik dzietności musi być nieco wyższy.
Globalny brak zastępowalności pokoleń
Eksperci w PIE zaznaczają, że według niektórych opracowań już globalnie mamy do czynienia z brakiem zastępowalności pokoleń. A tendencja spadku dzietności szybszego niż w prognozach ONZ dotyczy nie tylko naszego kraju, ale wielu innych państw (co prawdopodobnie w ostatnich latach ma związek z wspomnianymi pandemią i globalną inflacją). Jeżeli trend by się utrzymał, to populacja ludzka osiągnęłaby maksymalną liczebność w latach h60-tych XXI wieku, a nie - jak prognozuje Organizacja Narodów Zjednoczonych - tuż przed końcem stulecia.
A dlaczego, mimo, że być może już mamy do czynienia z globalną dzietnością poniżej zastępowalności pokoleń, populacja będzie jeszcze co najmniej kilka dekad rosnąć? Ponieważ wciąż rośnie oczekiwana długość życia. Zwłaszcza w krajach rozwijających się. Netto więc wciąż nas przybywa.
Czy da się coś zrobić z tym negatywnym trendem? I tak, i nie. "Tak", ponieważ wiemy, że lepsze usługi publiczne takie jak dostępne i dobrej jakości żłobki, czy polityka mieszkaniowa skrojona pod rosnące aspiracje młodych mogą nieco podnieść współczynnik dzietności. "Nie", ponieważ niemal żaden zamożny kraj w zasadzie nie uporał się z problemem niskiej dzietności. Wydaje się, że z tym wyzwaniem po prostu będziemy musieli żyć.
Autorem jest Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"