We wtorek rolnicy z całego kraju znów blokują miasta i wsie. Bo mają dość tańszych i ich zdaniem gorszej jakości produktów rolnych ze wschodu. Do tego uważają, że Bruksela chce im dopiec Zielonym Ładem, np. próbą wprowadzenia transformacji ciągników na mniej emisyjne. Szacuje się, że w całym kraju jest co najmniej 100 blokad. Ale może być ich więcej.
Zbigniew Stajkowski, wiceprezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej, mówi, że "obawia się prowokacji" uderzających w samych rolników. Protesty na granicy trwają od tygodni, a tylko w ostatnich dniach widział, jak anonimowi dla rolników ludzie "przyjeżdżali na granicę i coś nagrywali". - Ktoś inny zbezcześcił polską flagę - relacjonuje.
To potęguje wrażenie chaosu i niepewności. - Jest mętlik, ale jestem optymistą i wierzę, że uda się znaleźć zgodne z prawem rozwiązanie problemu ukraińskiego importu - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rolnicy chcą sprawdzać, co wjeżdża do Polski
Wtorkowe strajki to zapowiedź wzmożonej aktywności rolników żądających zmian. Wiesław Gryn ze Stowarzyszenia "Oszukana Wieś" kilka dni temu mówił na spotkaniu u ministra rolnictwa, że trwa "wojna gospodarek".
Polacy oskarżają Ukraińców o zniszczenie lokalnego rynku, a ci odpowiadają, że Polacy - protestując - wspierają Rosję. Ukraińscy rolnicy żalą się, że w tej sytuacji nie zarabiają, a przecież na wojnę potrzebna jest każda hrywna.
Do strajku włączy się Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR), która przygotowuje się do kontroli społecznej na granicy z Ukrainą. Prawdopodobnie od 26 lutego rolnicy będą sprawdzać, co wjeżdża do Polski ze Wschodu.
KRIR spodziewa się, że atmosfera może stać się jeszcze bardziej gorąca. Zwłaszcza że Ukraińcy sami zapowiedzieli akcje protestacyjne na granicy z Polską.
- Będziemy rozmawiać z resortem rolnictwa, żeby wzmocnić obecność służb. Nie mamy uprawnień do kontroli, ale będziemy patrzeć, czy jest interwencja i w jaki sposób jest przeprowadzana. Planujemy ruszyć z nadzorem społecznym w poniedziałek (26 lutego - przyp. red.) - zapowiada prezes KRIR Wiktor Szmulewicz.
Szczegółowy plan ustalimy 22 lutego. Będziemy działać rotacyjnie, żeby ciągle ktoś był na przejściach granicznych. Nie jesteśmy od organizowania protestów, ale nasza mrówcza praca poszła na marne. Politycy nie dotrzymali słowa, rząd od dawna mówi, że wszystko monitoruje, a tak nie jest - dodaje Zbigniew Stajkowski z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Na granicę czujnym okiem zerka Kreml, któremu konflikt między Polską i Ukrainą jest na rękę. Szmulewicz zapewnia, że zdaje sobie z tego sprawę.
- Chcę uspokoić atmosferę. To nie Ukraina jest winna, tylko Putin. On rozpętał wojnę. Dlatego będę wnioskować o wprowadzenie embarga i kontyngentów (puli zezwoleń wydawanych na dany rok kalendarzowy - przyp. red.) na całą rosyjską żywność. Teraz Putin siedzi i klaszcze, bo widzi tę kłótnię, a jego żywność jedzie do UE - mówi money.pl.
Przypomnijmy, że eksport żywności z Rosji na rynki światowe nie jest objęty restrykcjami.
"Propaganda wykorzystuje protest rolników"
W jaki sposób Moskwa może wykorzystać niezgodę między sojusznikami?
- Rosjanie obserwują naszą infosferę i wykorzystują zjawiska korzystne z ich perspektywy. Uwiarygadniają je radykalnymi wypowiedziami polskich polityków. Propaganda wykorzystuje protest rolników i wzmacnia narrację w samej Rosji, że Ukraina to państwo upadłe, pozbawione wsparcia z Zachodu i wkrótce przegra. Rosjanie słyszą, że zwycięstwo jest tuż-tuż i dlatego mają popierać wojnę. A wygrana ustabilizuje nastroje społeczne - wyjaśnia dr Michał Marek, specjalista od dezinformacji z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dr Marek monitoruje to, co dzieje się wokół protestów rolniczych. Mówi o "wyjątkowej aktywizacji rosyjskiej agentury" i "przejściu do ofensywy". I dodaje, że rosyjska propaganda wychodzi też poza kraj - przede wszystkim do korzystających z Telegrama Ukraińców.
W tej narracji Polacy to zdrajcy, którzy odwrócili się od Kijowa. Celem jest zniszczenie pozytywnego wizerunku naszego narodu, który pomógł Ukrainie tuż po wybuchu wojny - tłumaczy nasz rozmówca.
Rosyjska narracja pojawiła się na protestach. Nawet jeśli jednostkowo, to rzuca się w oczy.
"1943 - Ukraińskie ludobójstwo na narodzie polskim. 2023 - ekonomiczna rzeź Ukraińców na narodzie polskim" - napisano na jednym z transparentów na przejściu granicznym w Medyce.
Podobnych haseł będzie prawdopodobnie więcej.
- Ten tydzień będzie wyjątkowy. Czeka nas intensyfikacja prowokacji Moskwy wykorzystującej protest rolników. Dlatego rolnicy powinni być świadomi tej sytuacji, nie powinni akceptować radykalnych haseł. Jeśli na proteście pojawia się nieznana im osoba głosząca np. hasła o "ludobójstwie", którego mają obecnie dokonywać Ukraińcy na Polakach, to organizatorom powinna zapalić się czerwona lampka - mówi wprost dr Marek.
Na co rolnicy powinni zwracać uwagę?
Gdy ktoś zacznie popychać innych i nawoływać do przemocy. W tej sytuacji trzeba od razu odsunąć takiego człowieka od protestu, dla dobra samej sprawy. W innym razie strajk rolników będzie oceniany jako czysto rosyjska prowokacja. W tym momencie Moskwa już wykorzystuje protesty do działań informacyjnych sprzecznych z interesem Polski - podkreśla badacz.
Spodziewa się większej liczby prowokatorów, którzy "przyjadą na 30 minut, zrobią zdjęcia i wyjadą".
- Przejawy takich działań mogą być realizowane na zlecenie podmiotu zagranicznego - mówi ekspert UJ.
Antyukraińskie komentarze zalewają też internet. I nie sposób wśród nich odróżnić wpisów z prawdziwych i fałszywych kont.
- Rosyjska agentura wpływu uruchomiła machinę rosyjskojęzycznych źródeł, botów i fanpejdży. Poprzez internetowych trolli pompuje się przekaz i narrację rozwijaną oraz rezonowaną przez Polaków, którzy świadomie podjęli się współpracy z Rosją lub robią to w celu osiągnięcia partykularnych interesów. Ten ostatni element jest bardzo widoczny - blogerzy promują rosyjski przekaz, bo jest modny. Zaistnieją medialnie, ale świadomie lub nie, ignorują zagrożenie wynikające z promowania tez zbieżnych z przekazem Kremla - uważa dr Marek.
Zbigniew Stajkowski z WIR mówi, że jest zaniepokojony zdecydowanie antyukraińskimi nastrojami. Sam odcina się od skrajnych haseł.
Nawet na naszych stronach czytam wpisy, żeby Putin zrobił porządek z Ukraińcami. To są złe wpisy, robią złą robotę. Tak być nie powinno - kwituje.
W podobnym tonie wypowiada się Wiesław Gryn. - Najbardziej niebezpieczne są antyukraińskie nastroje w kraju. Prorosyjskie hasła prawdziwym rolnikom chwały nie przynoszą - mówi money.pl.
Rolnicy zapewniają, że chcą ustabilizować sytuację na rynku, a nie walczyć z Ukrainą. Ale emocje mogą wziąć górę.
"Polski towar zaczyna być niesprzedawalny"
Gryn "ostrzegał" ministra rolnictwa, że dojdzie do eskalacji, jeśli sytuacja nie zostanie rozwiązana.
- Trudno będzie opanować te emocje. Do tego cały czas spadają ceny zbóż, polski towar zaczyna być niesprzedawalny. Trzeba szybko działać, dać rolnikom światełko w tunelu. Bez tego z granicy nie zejdziemy. Nie chcemy wyjść na pieniaczy, ale bez konkretów trudno rozmawiać - podkreśla Wiesław Gryn, który niedawno na spotkaniu z ministrem Czesławem Siekierskim stwierdził, że szef resortu rolnictwa "już jest pod Waterloo, po Stalingradzie i czeka Dunkierka".
- Jeśli minister nie zadziała, to będzie musiał się ewakuować z ministerstwa, a tego byśmy nie chcieli - puentuje Gryn w rozmowie z money.pl.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl