Konfederacja chce wprowadzenia dwóch stawek podatków - 12 proc. i 19 proc. Bezpartyjni Samorządowcy, którzy ogłosili swój start w wyborach parlamentarnych, postanowili podbić tę stawkę.
Zerowy PIT ma pomóc im dostać się do Sejmu
Proponujemy zerowy PIT, bo to oznacza natychmiastową podwyżkę dla pracujących Polaków. Państwo nie może łupić i grabić swoich obywateli. Obecny system podatkowy, za który odpowiada PiS i premier Morawiecki, doprowadzi za chwilę do dramatycznego zadłużenia kraju i drugiego Bangladeszu - przekonuje w rozmowie z money.pl Bohdan Stawiski z Bezpartyjnych Samorządowców.
Działacz nawet nie ukrywa, że Bezpartyjni już się szykują na wyborcze starcie z Konfederacją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- My jesteśmy wiarygodni, bo już na poziomie samorządów udowodniliśmy, że dbamy skutecznie o sprawy mieszkańców. Konfederaci chcą jedynie władzy dla siebie i swoich rodzin. Widać wyraźnie po listach wyborczych, na których znajdują się żony, wujkowie, stryjowie i "szwagry" Bosaka i Mentzena, że tak naprawdę ta partia jest mentalnym klonem PO i PiS - dodaje Stawiski.
- Niektórzy zarzucają nam, że zerowy PIT jest nierealny. Tymczasem dochody z PIT-u w 2022 roku to około 68 mld zł, a planowana w przyszłorocznym budżecie kwota na 800 plus to prawie 80 mld zł. Polski budżet stoi VAT-em - wylicza Krzysztof Maj członek zarządu województwa dolnośląskiego z Bezpartyjnych Samorządowców.
Bezpartyjni zarzekają się jednak, że z programu 500 plus nie zamierzają rezygnować.
- Nie jesteśmy za tym, żeby Polakom zabierać to, co było już dane, ale prawdą jest, że jesteśmy przeciwnikami źle pojętego rozdawnictwa. Obecnie obserwujemy pełno wypaczeń sztandarowego programu PiS. Pytanie, czy jego rozszerzanie jest celowe, przecież główny cel, czyli wzrost przyrostu naturalnego, nie został zrealizowany - mówi w rozmowie z money.pl Katarzyna Suchańska, radna miasta Kielce.
Dzięki zerowemu PIT-owi Polacy otrzymają wynagrodzenia wyższe o 15-20 procent każdego miesiąca. Nie z jałmużny państwa, nie na koszt pracodawcy, ale z własnych, ciężko zarobionych i wypracowanych pieniędzy - przekonuje radna.
- Rząd ma rezerwy i o tym wie, co roku znajduje miliardy, żeby "rozdać" samorządom w postaci tekturowych czeków, a my nie chcemy tekturowego państwa - dodaje w rozmowie z money.pl Krzysztof Maj.
I przypomina, że samorządy, które mają udział we wpływach z podatku PIT, na tym nie stracą, bo kolejnym postulatem Bezpartyjnych jest udział samorządów w podatku VAT.
Bon edukacyjny i bezpłatna komunikacja
Bezpartyjni Samorządowcy chcą także uruchomienia bezpłatnej komunikacji miejskiej i regionalnej, która byłaby finansowana z budżetu państwa. Przekonują, że takie rozwiązania zostały już wprowadzone w Kaliszu, w całym powiecie lubińskim, Bełchatowie, a także Otwocku.
Bezpłatny i sprawnie zorganizowany transport publiczny, to otwarcie na tych, którzy dotychczas byli wykluczeni z korzystania z niego. Dzięki choćby kolei regionalnej, ludzie także z mniejszych miejscowości, mogą dojeżdżać do pracy lub szkoły. Otwierają się dla nich nowe rynki pracy i dobrej edukacji - przekonują samorządowcy.
Bezpartyjni chcą wprowadzić także bony edukacyjne w wysokości 1200 zł rocznie na każde dziecko.
- Mamy 4,7 mln uczniów, więc koszt programu tok ok. 5,6 mld zł rocznie. Tymczasem na telewizję publiczną wydajemy blisko 3 mld zł, te pieniądze warto lepiej zagospodarować - przekonuje w rozmowie z money.pl Dariusz Kacprzak, zastępca burmistrza Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy.
Samorządowcy chcą, aby bon edukacyjny funkcjonował na podobnych zasadach co bon turystyczny.
Rodzice nie dostawaliby pieniędzy do ręki, ale będą one szły za uczniem. Środki będzie można przeznaczyć na dodatkowe zajęcia, które pozwolą rozwijać talenty i umiejętności, dzięki temu więcej zarobią też nauczyciele. Pieniądze będą mogły być także przeznaczone na wizyty u lekarzy specjalistów - dodaje Dariusz Kacprzak.
"Ludzie wolą oryginały od podróbek"
- My jesteśmy zainteresowani elektoratem zmian, mniej lub bardziej radykalnych, ale zmian. Ten elektorat już sformatowaliśmy, odkrywając i promując przed laty Pawła Kukiza. Teraz do tego elektoratu poza Konfederacją nikt nie prowadził kampanii. Wchodzimy do gry. Będziemy walczyć o to, aby to od nas wiele zależało w przyszłym Sejmie - przyznaje szczerze w rozmowie z money.pl lider Bezpartyjnych Samorządowców Robert Raczyński.
Do kogo będzie im bliżej, jeżeli dostaną się do Sejmu?
Na Dolnym Śląsku rządzimy z PiS-em, ale już w Lubuskim z PO. Poprzemy tych, którzy poprą nasz program i będą chcieli zmian, to proste. Będzie liczył się wynik - przyznaje prezydent Lubina.
- Demokracja polega na tym, że każdy ma prawo wybrać ofertę wyborczą, jaka mu odpowiada. Cieszę, że środowiska samorządowe przejmują elementy naszego programu i próbują zdobyć w ten sposób poparcie. To pokazuje, że nasza oferta jest po prostu dobra - przekonuje w rozmowie z money.pl poseł Konfederacji Krzysztof Bosak.
- Naśladownictwo jest najwyższą formą uznania, dlatego cieszę się, że nasz program jest szeroko popierany. Jednak nie mam wątpliwości, że ktoś mógłby dać się nabrać i wybrać Cezarego Przybylskiego zamiast Sławomira Mentzena. Ludzie wolą oryginały od podróbek, zwłaszcza gdy ich cena jest taka sama - tak ofensywę Bezpartyjnych komentuje wrocławski radny Robert Grzechnik, który będzie "jedynką" na liście Konfederacji do Sejmu w okręgu jeleniogórsko-legnickim.
Kim są Bezpartyjni Samorządowcy?
Bezpartyjni Samorządowcy wywodzą się z Dolnego Śląska. W 2014 r. część działaczy stowarzyszenia Obywatelski Dolny Śląsk (Robert Raczyński - prezydent Lubina, Piotr Roman - prezydent Bolesławca) założyła własny ruch, po tym, jak Rafał Dutkiewicz, ówczesny prezydent Wrocławia, zdecydował się na koalicję z Platformą Obywatelską.
Bezpartyjni Samorządowcy szybko znaleźli wyrazistego lidera. To oni stoją za sukcesem Pawła Kukiza, którego przygoda z polityką zaczęła się właśnie na Dolnym Śląsku. Jego postawa jako kandydata, który sprzeciwiał się systemowi i partiom politycznym, doskonale wpasowała się w strategię samorządowców.
Został on wówczas jednym z wojewódzkich radnych z ramienia Bezpartyjnych Samorządowców, ale to był dopiero początek. W 2015 r. w wyborach na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej zdobył ponad 20 proc. głosów. I choć polityczne drogi Bezpartyjnych Samorządowców i Pawła Kukiza po tym sukcesie rozeszły się, to ci pierwsi nie ukrywali już swoich ambicji politycznych.
Po ostatnich wyborach samorządowych znów było o nich głośno, bo to za ich sprawą Platforma Obywatelska straciła władzę na Dolnym Śląsku, czyli w swoim bastionie. Bezpartyjni zawiązali koalicję z PiS-em, z którym rządzą do dziś.
Bezpartyjni Samorządowcy zapowiedzieli już, że wystartują w najbliższych wyborach parlamentarnych, jako partia polityczna.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl