Adam Więckowski to przedsiębiorca, jego rodzinna firma prowadzi sklepy w galeriach handlowych. Ma ich 19, zatrudnia 70 osób. Mimo zapowiedzi rządu o pomocy dla zamkniętych sklepów, żadne wsparcie finansowe mu się nie należy.
- Nie łapię się na pomoc z tarczy 6.0, jak wielu innych. Mamy spory problem, jeśli chodzi o kontakt z rządem, po drugiej stronie jest ściana. Zarówno ja, jak i Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług, kierowaliśmy wiele pism do ministerstwa rozwoju, do Pawła Borysa z PFR-u. Bezskutecznie – mówi Więckowski w rozmowie z money.pl.
W czym leży problem? W kodach PKD. Polska Klasyfikacja Działalności (czyli PKD) to podział działalności gospodarczych realizowanych przez wszystkie polskie firmy. Swoje branże, opisane kodem, wybiera się w trakcie zakładania firmy. Można wybrać kilka, ale zawsze jeden musi być wiodący.
Kod PKD 47.71Z obejmuje prowadzenie sprzedaży w niewyspecjalizowanych sklepach, między innymi, w zakresie odzieży, mebli, kosmetyków, biżuterii, zabawek czy artykułów sportowych. Natomiast kod PKD 46.16.Z obejmuje działalność agentów zajmujących się sprzedażą wyrobów tekstylnych, odzieży, wyrobów futrzarskich, obuwia i artykułów skórzanych.
W przypadku Adama Więckowskiego wiodącym PKD jest 46.16Z. Sklepy należące bezpośrednio do firm matek, mają PKD 47.71Z. Kodu Adama nie ma w tarczy, drugi jest.
- Ten problem dotyczy niestety bardzo wielu agentów handlowych, ponieważ praktycznie wszystkie "franczyzowe" sieci handlujące odzieżą, obuwiem czy biżuterią tak naprawdę działają właśnie w modelu agencyjnym. Jeżeli rząd nie zmieni swojego stanowiska (a wszystko na to wskazuje), to chyba jedyną możliwością uzyskania pomocy przez agentów będzie zwrócenie się do organizatorów sieci, aby ci podzielili się z nimi wsparciem uzyskanym w ramach tarczy. I to będzie dla organizatorów sieci prawdziwy test wiarygodności ich deklaracji o budowaniu z ich agentami handlowymi partnerstwa biznesowego na długie lata – mówi w rozmowie z money.pl Andrzej Krawczyk, partner w Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych. Jego firma zajmuje się profesjonalnym doradztwem dla franczyzobiorców i franczyzodawców.
Ilu firm dotyczy problem?
W Polsce jest prawie 500 galerii i centrów handlowych. W każdej działa przynajmniej kilkadziesiąt sklepów, w największych – po ok. 200. Zdecydowana większość z nich musiała się zamknąć po raz trzeci.
- Sytuacja jest taka, że mamy trzeci lockdown. Za drugi i trzeci nie dostaliśmy ani grosza rekompensaty. W listopadzie ponieśliśmy pełne koszty – podatki, ZUS, wynagrodzenia, bo byliśmy przekonani, że otrzymamy pomoc. Deklaracje rządu były przecież takie, że pomoc dla nas będzie. To miała być kwestia czasu, bo potrzebne było zebranie w Sejmie, konsultacje z Komisją Europejską – mówi Adam Więckowski.
Tym samym głosem mówią inni przedsiębiorcy.
- Prowadzimy z mężem około 70 salonów odzieżowych, z tego połowa w galeriach wielkopowierzchniowych, które w listopadzie zostały zamknięte i ponownie teraz w grudniu i styczniu są zamknięte. Tym samym nasze salony odzieżowe w tych galeriach działające na zasadzie franczyzy również były i będą zamknięte. Nasz główny kod PKD niestety nie znalazł się na liście kodów, które mogą ubiegać się dofinansowanie z tytułu poniesionych strat i spadku obrotów – mówi Monika Miszkurka, właścicielka firmy sprzedającej głównie odzież dżinsową.
Dodaje, że bez pomocy w formie tarczy finansowej nie uda się jej utrzymać wszystkich miejsc pracy.
- Sytuacja jest dla nas bardzo krzywdząca, ponieważ stosujemy się do rozporządzeń, a w zamian nie otrzymujemy pomocy, która się nam należy i pomoże zachować miejsca pracy. Nie rozumiemy kompletnie, dlaczego rząd nie chce uznać naszego kodu PKD przy przyznawaniu środków z tarczy finansowej, skoro faktycznie ponieśliśmy straty i możemy to w każdej chwili udowodnić – mówi Miszkurka.
Dochodzi do takich sytuacji, że w galerii handlowej obok siebie są dwa sklepy. I jeden ("flagowy", prowadzony przez markę) dostanie wsparcie, drugi (w którym produkty danej marki sprzedaje agent, czyli franczyzobiorca) - nie.
- Przez to tracimy też w oczach pracowników, bo część osób słyszy, że handel jest przecież ujęty w tarczy i myśli, że my dostajemy na nich pieniądze i im żałujemy. Nie żałujemy, my nie dostajemy ani grosza z powodu PKD – mówi Więckowski.
Więckowski na razie płaci pracownikom z oszczędności i własnej kieszeni. Ale nie da rady długo tak ciągnąć – bo zapłacenie całej załodze, wraz z kosztami ZUS-u i kosztowałoby go, lekko licząc, ćwierć miliona złotych.
– Nikt pracy nie stracił, zresztą skutecznie odstraszają od tego zasady z pierwszej tarczy – trzeba albo utrzymać zatrudnienie, albo oddać pieniądze – mówi.
Problem jest znany Rzecznikowi MŚP, który również apeluje do rządu o odpowiednie zmiany.
– Pisaliśmy do premiera Gowina w sprawie nowelizacji ustaw w tym zakresie, gdyż dyskryminuje to część przedsiębiorców. Ponadto - tarcze, jeśli chodzi o wymienione kody PKD, są dziurawe. Wsparcie dostaną właściciele sklepów z odzieżą, ale sklepy z zabawkami czy elektroniką już nie, choć wszystkie te sklepy są zamknięte w galeriach. Apeluję od dawna, by odejść od wsparcia po PKD i po prostu pomagać wszystkim, których spadki są wyższe niż 70 proc. – mówi w rozmowie z money.pl Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
Tuż po uruchomieniu Tarczy 6.0 wicepremier Gowin zapowiedział, że tarcza branżowa i finansowa zostaną poszerzone o dodatkową pulę kodów PKD. Na razie jego resort nie odpowiada na pytania, które kody zostaną uwzględnione. Czekamy także na wyjaśnienia ze strony Polskiego Funduszu Rozwoju, o które poprosiliśmy w środę wieczorem. Opublikujemy je niezwłocznie po otrzymaniu.