Money.pl zwrócił się do resortu finansów z pytaniem o koszt wdrożenia pomysłu zmian w składce zdrowotnej autorstwa Polski 2050. Twarzą projektu jest poseł Ryszard Petru. Autorzy zapowiadają, że ubytek w kasie Narodowego Funduszu Zdrowia w przyszłym roku wyniósłby 15 mld zł, co ich zdaniem można zasypać oszczędnościami m.in. w budżetowych funduszach. Wstępne szacunki MF - podawane nieoficjalnie, zanim został pokazany projekt ustawy - mówiły nawet o 38 mld zł. Ale ostateczny szacunek ministerstwa jest jeszcze większy. Jak ustaliliśmy, mowa aż o 68,7 mld zł w 2025 r.
Prawie 7 mln osób straciłoby na reformie
"Na reformie traci ok. 6,9 mln osób (są to głównie emeryci i renciści oraz ubezpieczeni w danych ZUS o niskich przychodach), a zyskuje 18,7 mln osób. Skutki zostały policzone na miesięcznych indywidualnych danych ubezpieczonych/podatników z 2023 roku waloryzowanych na 2025 rok" - wskazuje resort finansów w przesłanej nam odpowiedzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co ciekawe, podobne wyliczenia przedstawił niedawno Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych. "Projekt obniżenia składki NFZ zaproponowany przez Polskę 2050 kosztuje cztery razy więcej, niż podali autorzy (nie 15 mld zł, a ponad 60 mld zł). W rezultacie dziura w NFZ nie będzie duża, będzie gigantyczna, ok. 350 mld zł w latach 2025-2027. Ten projekt trzeba natychmiast wycofać i dać ekspertom do przeliczenia. Tak nie można tworzyć prawa" - zaalarmował Dudek w serwisie X.
Skąd tak wysokie koszty? Jak podkreśla MF, wynikają one przede wszystkim "z rezygnacji z rozliczenia rocznego składki przy narastającym w ciągu roku progu. Projekt wprowadza zbieg tytułów do ubezpieczenia zdrowotnego, co w praktyce oznacza opłacanie składki tylko z jednego tytułu, co również przekłada się na zwiększone koszty".
Trzy zjawiska
Oznacza to wystąpienie co najmniej trzech zjawisk. Pierwsze dotyczy tych, którzy mogą na reformie stracić. To realne, ponieważ ustawa wprowadza składkę ryczałtową w wysokości 300 zł, którą mają płacić osoby zarabiające nie więcej niż 85 tys. zł brutto rocznie. Przykładowo, obecnie osoba pracująca na niepełną część etatu i zarabiająca 3 tys. zł płaci 233 zł składki, czyli o 67 zł mniej niż proponuje Polska 2050. W przypadku etatowców "do tyłu" na propozycji Polski 2050 będą wszyscy z miesięcznym wynagrodzeniem poniżej 3850 zł.
Podobnie będzie w przypadku emerytów. Obecnie minimalna emerytura to 1780,96 zł brutto, a składka od niej to 160,2 zł. Otrzymujący tyle emeryci byliby stratni na propozycji Polski 2050 o blisko 140 zł. Wyższą składkę zapłaciliby wszyscy emeryci, których świadczenie przekracza 3333 zł. Podobnie jest także w przypadku umów zleceń i innych form wynagradzania, w których kwoty pensji są na tyle niskie, że składka naliczona od nich będzie niższa niż 300 zł.
Szef klubu Polska 2050 Mirosław Suchoń przekonuje, że intencja jest inna. - Założenia do zmian przewidują, że osoby z wynagrodzeniem czy świadczeniem poniżej minimalnej pensji będą płaciły 9-procentową składkę, więc nic dla nich się nie zmieni. To powoduje, że nikt na składce nie traci, a wręcz wszyscy powinni zyskać - podkreśla Suchoń.
Kolejna kwestia to sposób wyliczania składki i brak jej rocznego rozliczenia. Zwraca na to uwagę Sławomir Dudek. Jak tłumaczy, zgodnie z założeniami ustawy ryczałtowa składka zdrowotna rośnie z 300 zł do 525 zł, kiedy łączny przychód ubezpieczonego przekracza 85 tys. zł, a następnie do 700 zł miesięcznie, jeżeli łączny przychód przekroczy 300 tys. zł.
Płatnik składki co miesiąc będzie sprawdzał wynagrodzenie brutto pracowników od początku roku i jeśli w danym miesiącu przekroczy ono próg, to za ten miesiąc będzie płacona wyższa składka zdrowotna. Czyli najpierw będzie płacona składka w kwocie 300 zł, a po przekroczeniu progu 85 000 zł już 500 zł. Ponieważ jednak w systemie ma nie być rocznego rozliczenia składki, to nie będzie szansy na korektę składki w górę.
"Rażąco błędne" wyliczenia
Zdaniem Dudka to powoduje, że obliczenia kosztów projektu są "rażąco błędne". Jak zauważa, autorzy projektu w opisie ustawy wskazali, że "pracownik zarabiający dwukrotność wynagrodzenia przeciętnego (tj. 14310,96 zł) zgodnie z propozycją będzie płacił składkę w wysokości 525 zł". Ale zdaniem Dudka to niewłaściwe założenie, bo będzie on przez pięć miesięcy płacił 300 zł, a dopiero od czerwca 525 zł. Jego średniomiesięczna składka w skali roku wyniesie 431 zł, czyli ok. 20 proc. mniej, niż napisali autorzy ustawy.
W przypadku osoby zarabiającej przeciętne wynagrodzenie, czyli 7155 zł miesięcznie, różnica między postulowaną składką w kwocie 525 zł a średnią wyliczoną z całego roku to aż 40 proc. Do tego projekt Polski 2050 proponuje zbieg tytułów - składka będzie płacona co do zasady od jednego wynagrodzenia. A dziś osoba pracująca na etacie i dorabiająca w innej firmie, np. na umowie zlecenie płaci składkę zdrowotną i w jednym, i w drugim miejscu.
Likwidacja zbiegów to rozwiązanie promujące ludzi przedsiębiorczych i aktywnych, którzy np. podejmują się dodatkowych zajęć - tłumaczy pomysł Mirosław Suchoń.
Kolejne rozwiązanie, którego skutki mogą uderzyć w finansowanie NFZ (być może nawet wbrew intencjom autorów projektu) to zapis, według którego podstawą do obliczenia składki jest podstawa wymiaru na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Obecnie też jest nią wspomniana podstawa, ale dopiero po odliczeniu składek na emerytury i renty.
Będą zmiany w projekcie?
Zdaniem jednego z naszych rozmówców konstrukcja zapisana w ustawie powoduje, że etatowcy o najwyższych zarobkach nie zapłacą najwyższej stawki składki w kwocie powyżej 300 tys. zł, ponieważ wcześniej zacznie działać trzydziestokrotność przeciętnego wynagrodzenia, czyli pułap, po którego przekroczeniu przestaje się płacić składki emerytalne i rentowe. W tym roku to 234 720 zł.
Szef klubu Polska 2050 nie wyklucza korekt w projekcie. - To są rzeczy, które można dopracowywać. Jesteśmy otwarci na dyskusję i taka jest intencja projektu. Wyszliśmy z nim, bo mimo że to zobowiązanie przedwyborcze i z umowy koalicyjnej, to nie widzieliśmy ze strony Koalicji Obywatelskiej intencji do realizacji tego postulatu. Teraz, kiedy wyszliśmy z pomysłem korzystnym dla ludzi ciężko pracujących, to różnymi drogami próbują podważać naszą inicjatywę - zaznacza Mirosław Suchoń.
Resort finansów, dokonując wyliczeń dotyczących skutków wdrożenia pomysłu jednego z koalicjantów, poniekąd niemal storpedował ten projekt, zwłaszcza gdy wychodzi na to, że sami projektodawcy mocno niedoszacowali kosztów budżetowych.
Skoro z uwagi na koszty (40-50 mld zł) wciąż nie są pewne losy sztandarowej obietnicy wyborczej Koalicji Obywatelskiej, tj. podniesienia kwoty wolnej od podatku z 30 tys. do 60 tys. zł, to trudno się spodziewać, by była wola do realizacji propozycji Polski 2050. Jest ona nie dość, że kosztowna, to jeszcze zgłoszona jako kontrpropozycja do pomysłu dwójki ministrów związanych z KO: szefa MF Andrzeja Domańskiego i minister zdrowia Izabeli Leszczyny.
Pozostałe pomysły
Projekt Polski 2050 zakłada wprowadzenie trzech poziomów składki ryczałtowej w zależności od poziomu dochodu. Najniższa stawka wynosi 300 zł, jeżeli łączna kwota przychodu, wynagrodzenia, uposażenia lub świadczeń w roku kalendarzowym nie przekracza kwoty 85 tys. zł. Stawka średnia to 525 zł, jeżeli łączna kwota przychodu, wynagrodzenia, uposażenia lub świadczeń w roku kalendarzowym przekracza kwotę 85 tys. zł, ale nie przekracza 300 tys. zł. Wreszcie 700 zł, jeżeli łączna kwota przychodu, wynagrodzenia, uposażenia lub świadczeń w roku kalendarzowym przekracza 300 tys. zł.
Polska 2050 jako pierwsza odpowiedziała na marcową propozycję reformy składki zgłoszonej przez KO. Swoje pomysły wkrótce ma ogłosić Lewica - jak pisaliśmy, formacja idzie w kierunku likwidacji składki i wprowadzenia w jej miejsce podatku zdrowotnego, pobieranego zarówno w PIT (9 proc.), jak i CIT (również 9 proc., choć Lewica zaznacza, że tu stawka jest "negocjowalna"). Nad swoimi propozycjami pracują także ludowcy, choć na razie nie odsłaniają kart. Z zapowiedzi PSL wynika jedynie, że celem jest przywrócenie możliwości częściowego odliczania składki zdrowotnej w rozliczeniu podatkowym, tak jak miało to miejsce jeszcze przed wprowadzeniem Polskiego Ładu.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl