- Po analizie bezpieczeństwa podjęliśmy decyzję o zmianie godziny naszych rejsów z Warszawy do Bejrutu we wtorek i w środę - przekazał Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT. Jak dodał, wtorkowy lot z godz. 21.50 zostanie przesunięty na środę na godz. 5.50. Podobnie będzie ze środowym rejsem.
Przypomnijmy, że w poniedziałek ze względu na eskalację walk na pograniczu izraelsko-libańskim, Lufthansa, Air France i inne linie lotnicze odwołały loty do i z Bejrutu, który jest jedynym międzynarodowym portem w Libanie.
Na tym się nie skończyło. Lufthansa, Swiss i Eurowings zawiesiły połączenia z Libanem do przyszłego poniedziałku (5 sierpnia). Co zrobią polskie linie? - Odnośnie do lotów w pozostałe dni decyzję będziemy podejmować na bieżąco analizując sytuację w Libanie - powiedział rzecznik LOT-u.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak z Libanu na Wzgórza Golan
Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest napięta, odkąd 7 października ubiegłego roku atak terrorystyczny na Izrael przeprowadziła palestyńska organizacja Hamas. Bezpośrednią konsekwencją jest wojna w Strefie Gazy, która m.in. zakłóca międzynarodowy handel przez Morze Czerwone.
Trwają rozmowy nad forsowanym np. przez USA, Egipt i Katar zawieszeniem broni, ale obie strony wciąż nie doszły do porozumienia, wskutek czego giną kolejni cywile. Walki trwają nie tylko w Strefie Gazy.
W sobotę (29 sierpnia) z Libanu wysłano rakiety na Wzgórza Golan, sporny region uważany za swój przez Syrię i Izrael, ale będący od lat 60. XX w. pod władaniem Tel Awiwu. O atak na miasto Madżdal Szams, w którym zginęło 12 druzyjskich dzieci i nastolatków, oskarżono wspieraną przez Iran organizację Hezbollah, choć ta się do niego przyznała.
Tel Awiw zapowiedział mocny odwet, co było powodem odwołania lotów do Libanu. W napięciu na rozwój wypadków czeka też rynek paliw. Ceny ropy wzrosły w poniedziałek, choć następnie wróciły spadki.
Możliwa dalsza eskalacja na Bliskim Wschodzie
Marek Matusiak z Ośrodka Studiów Wschodnich zauważa, że wśród Izraelczyków brakuje poparcia dla otwarcia kolejnego frontu. Dużej wojny na Bliskim Wschodzie nie chcą też Stany Zjednoczone.
Koordynator projektu "Izrael-Europa" w OSW powołał się na statystyki, według których od początku wojny w Strefie Gazy w październiku doszło do ponad 7 tys. ataków z obydwu stron libańsko-izraelskiej granicy, przy czym zdecydowana większość ataków wyszła ze strony Izraela w stronę Libanu i Hezbollahu.
- Wiele wskazuje na to, że może nastąpić eskalacja, natomiast po stronie Izraela występuje wiele ograniczeń i przeciwwskazań. Jakaś odpowiedź Izraela pewnie nastąpi, ale czy będzie wielka wojna, trudno stwierdzić - powiedział Matusiak w rozmowie z PAP.
Ekspert zaznaczył jednak: - Izrael prowadzi wojnę w Strefie Gazy od października i jest to najdłuższa wojna w jego historii od 1948 r. To powoduje wyczerpanie jednostek, zużycie amunicji, ponadto znaczna część społeczeństwa chciałaby, by ta wojna się zakończyła.