O magazynach gazu mówi się ostatnio wiele w kontekście naszego bezpieczeństwa energetycznego. Przypomnijmy, rząd cały czas zapewnia, że mamy je wypełnione w 100 proc. Niestety, na tle innych krajów pojemność polskich magazynów jest niewielka i wynosi ponad 3 mld metrów sześciennych.
W dodatku według ekspertów podczas ciężkiej zimy, zapasów gazu wystarczy nam zaledwie na miesiąc. W Polsce 100 proc. właścicielem magazynów gazu jest PGNiG, a zarządza nimi spółka Gas Storage Poland.
Tymczasem w Europie i w USA istnieją także komercyjne magazyny gazu, zarządzane przez prywatne spółki. Dlaczego tego typu magazynów nie ma jeszcze w Polsce?
Andrzej Brzozowski, który, jako jedyny przedsiębiorca w Polsce posiada koncesję na magazynowanie gazu, twierdzi, że państwo boi się w tej dziedzinie konkurencji. Kolejną sprawą jest fakt, że zagraniczne firmy, które w przeszłości przymierzały się do budowy prywatnych magazynów w Polsce, zderzyły się z biurokratyczną machiną.
Przykład naszego rozmówcy pokazuje, jak wygląda w praktyce droga do budowy prywatnego magazynu gazu w Polsce. Zmagania Andrzeja Brzozowskiego z biurokracją chwilami przypominają klimat rodem z powieści Franza Kafki. Biznesmen w rozmowie z money.pl mówi, że przyzwyczaił się już do tego, że w Polsce nie przestrzega się żadnych administracyjnych terminów.
W mojej sprawie postępowanie administracyjne trwa już w sumie 16 lat. Tymczasem, ja, gdy dostaję pismo od ministra nawet po pięciu latach, odpowiadam już następnego dnia – opowiada.
Przymiarki do budowy magazynu trwają od 2006 roku
Dlaczego postanowił zbudować prywatny magazyn gazu? Przedsiębiorca mówi, że planował budowę małych elektrociepłowni, zasilanych gazem. W tym celu jego firma chciała importować błękitne paliwo, a do tego potrzebny był także magazyn gazu.
Warto dodać, że biznesmen nie jest nowicjuszem. Działa na rynku gazu od wielu lat. Zbudował m.in. 100 km sieci gazowych w województwie opolskim, świętokrzyskim i lubelskim. Obecnie jest także wspólnikiem Elektrociepłowni Milicz dostarczającej ciepło lokalnej gminie.
Głośno o nim zrobiło się w 2012 roku, gdy ogłosił, że dostał koncesję na magazynowanie gazu w wyeksploatowanym przez PGNiG złożu gazu Henrykowice w okolicach Milicza. Magazyn miał zgromadzić od 100 mln m sześc. gazu do maksymalnie 300 mln m sześc. Inwestycję miała realizować jego spółka, czyli Podziemny Magazyn Gazu w złożu Henrykowice.
– Zacząłem przymiarkę do budowy magazynów w 2006 roku. Zleciłem przygotowanie dokumentacji geologicznej i złożyłem wniosek do ministerstwa środowiska. Jednak na decyzję urzędu czekałem aż sześć lat. Dostałem ją w końcu w 2012 roku. To sporo, zważywszy, że urząd powinien wydać decyzję w dwa miesiące – opowiada.
Niestety, ponieważ decyzję dostał po sześciu latach od złożenia wniosku, nie mógł wybudować magazynu w zadeklarowanym przez siebie terminie.
- Wystąpiłem więc do ministra środowiska, proponując nowy termin, który umożliwiłby mi realizację inwestycji do 2017 roku. Chodziło właściwie o zmianę jednego zdania. Liczyłem, że minister podejmie w tej sprawie decyzję szybko, w ciągu dwóch tygodni, a maksymalnie dwóch miesięcy. Tymczasem zajęło mu to trzy lata – mówi.
Przedsiębiorca dostał w końcu przedłużenie koncesji, ale musiał po raz kolejny wystąpić do ministerstwa o przedłużenie terminu realizacji inwestycji.
– Dostałem odmowę, resort tłumaczył się względami bezpieczeństwa państwa. Nie byłem w stanie tego zrozumieć. O jakie względy bezpieczeństwa chodzi? Wcześniej nikt nie stawiał mi żadnych przeszkód, a teraz nagle pojawiły się schody – mówi.
Odwołał się więc do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który przyznał mu rację. W efekcie dostał przedłużenie terminu rozpoczęcia działalności w ramach koncesji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inwestycja podlega specustawie, ale samorząd jej nie chce
Niestety, pech chciał, że w tym czasie wygasła ważność decyzji środowiskowej dla tego przedsięwzięcia. Biznesmen wystąpił o jej odnowienie. Tym razem na drodze do realizacji inwestycji stanął lokalny samorząd.
Inwestycja jest blokowana przez burmistrza gminy Milicz, Piotra Lecha od 2018 roku. Według niego narusza miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, co po pierwsze, nie jest prawdą, a po drugie, przedsięwzięcia wymienione w ustawie prawo geologiczne i górnicze nie wymagają zgodności z planem – twierdzi biznesmen.
Dodaje, że burmistrz rozpatrywał jego wniosek o odnowienie decyzji środowiskowej przez 551 dni. Z tego powodu Andrzej Brzozowski odwołał się do sądu, w tym m.in. do SKO. W odpowiedzi sąd wyznaczył burmistrzowi kolejny termin na wydanie decyzji, którego również nie dotrzymał. W końcu wydał jednak decyzję odmowną.
Sprawa ponownie trafiła do sądu administracyjnego, SKO, który uznało, że burmistrza wydał decyzję z naruszeniem prawa. Powód? Zdaniem sądu burmistrz przekroczył dopuszczalne terminy, a ponadto przedsięwzięcie biznesmena "nie wymaga zgodności z miejscowym planem ani nie narusza przeznaczenia terenów w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego".
Żeby było śmieszniej, odmowa wydania przez samorząd decyzji środowiskowej dotyczy nie samego magazynu gazu, ale przebiegu projektowanego odcinka gazociągu, biegnącego przez teren gminy, będącego częścią inwestycji, co istotne dla samego magazynu pozytywne opinie wydały gminy Krośnice i Sulmierzyce, na terenie których znajduje się magazyn – mówi przedsiębiorca.
Dodaje, że w dodatku tego typu inwestycja podlega specustawie, dotyczącej tzw. regazyfikacji gazu skroplonego, zgodnie z którą powinna korzystać z uproszczonych procedur.
Biznesmen uważa także, że prywatna wojna, którą według niego toczy z jego spółką burmistrz, ma negatywny wpływ na życie mieszkańców miasta. W jaki sposób? Bo uniemożliwia obniżenie ceny ciepła, które jego spółka dostarcza mieszkańcom miasta, do czego według niego doszłoby, gdyby został wybudowany podziemny magazynu gazu.
Próbowaliśmy skontaktować się z burmistrzem Milicza, ale obecnie przebywa on na urlopie. W sekretariacie urzędu gminy powiedziano nam, że tylko burmistrz może wypowiadać się w tej sprawie.
Janusz Steinhoff: państwo cofa się do PRL
Janusz Steinhoff, ekspert Business Centre Club, nie jest zdziwiony problemami naszego rozmówcy.
Blokowanie takich inwestycji przez państwową administrację to sabotaż – mówi.
Dodaje, że ma kontakt z przedsiębiorcami, którzy planują podobne przedsięwzięcie w miejscowości Mikstat koło Ostrowa Wielkopolskiego. Chodzi o magazyn gazu o pojemności około 110 mln metrów sześciennych. Zdaniem Janusza Steinhoffa, biznesmeni także czekają miesiącami na wydanie koncesji na budowę magazynów gazu, w ich przypadku urzędy również nie dotrzymują terminów.
Ci przedsiębiorcy nie chcą pieniędzy od państwa, będą płacić podatki, a ich inwestycja przyczyni się do zwiększenia naszego bezpieczeństwa energetycznego. Państwo powinno więc dać zielone światło dla takich przedsięwzięć, dzięki temu powstawałoby ich więcej. Zamiast tego nie ma żadnej woli, aby takie projekty realizować. Czasami odnoszę wręcz wrażenie, że polskie państwo cofa się do PRL i zaczyna tępić prywatną inicjatywę – komentuje.
Według niego to także próba obrony monopolu PGNiG w sektorze magazynowania. Tymczasem w tej kwestii państwo powinno być jedynie regulatorem, a nie koncentrować się na polityce właścicielskiej.
Ta sprawa ma także drugie dno
Duża część magazynów gazu powstaje w nieczynnych złożach błękitnego paliwa. Tymczasem zgodnie z obowiązującymi przepisami, w tym ustawą prawo geologiczne i górnicze, wszystkie złoża kopalin w Polsce są własnością Skarbu Państwa. Nasi rozmówcy nieoficjalnie przyznają, że państwo niechętnie dzieli się swoją własnością.
Jednak problemy inwestorów, którzy chcą budować prywatne magazyny, w Polsce mają także swoje drugie dno. W przypadku tego typu projektów chodzi głównie o duże pieniądze.
- Czym innym jest urzędnicza biurokracja, a czym innym trudność takich inwestycji. Faktem jest, że "młyny urzędnicze" mielą powoli, niezależnie od tego, jaka rządzi ekipa. Jednak z drugiej strony tego typu przedsięwzięcia są niezwykle trudne. W każdym magazynie musi znajdować się tzw. poduszka gazowa. W praktyce to jest unieruchomiony ogromny kapitał. Inwestorzy muszą być tego świadomi – tłumaczy Marek Kossowski, były prezes PGNiG.
Dodaje, że aby zrealizować taki projekt, trzeba mieć także zagwarantowane umowy wieloletnie.
- Przymiarek do budowy takich magazynów było w Polsce wiele. Jednak największym problemem takich projektów była konieczność zamrożenia dużego kapitału na co najmniej 15 lat. Tymczasem w tak długiej perspektywie trudno jest zagwarantować, że inwestor na tym nie straci. W efekcie im bardziej komercyjne przedsięwzięcie tym bardziej "wyśrubowany" rachunek ekonomiczny – mówi.
Zaznacza, że sytuację inwestorów, którzy planują takie projekty, utrudnia fakt, że rynek magazynowania gazu w Polsce jest zmonopolizowany przez jeden podmiot, czyli PGNiG, który jest zarazem właścicielem wszystkich istniejących magazynów gazu w Polsce. – Główna trudność realizacji takich projektów leży jednak przede wszystkim w przesłankach ekonomicznych – przekonuje.
Przygotowując ten materiał, wysłaliśmy pytania do ministerstwa klimatu. Zapytaliśmy resort o przyczyny przewlekłości uzyskiwania decyzji przez prywatnych inwestorów na rynku magazynowania gazu. Chcieliśmy się także dowiedzieć, czy takie przedsięwzięcia są uwzględniane w polityce energetycznej państwa. Na odpowiedzi czekamy.
Na nasze pytania odpowiedział natomiast PGNiG. - Działalność polegająca na podziemnym magazynowaniu gazu wymaga uzyskania stosownej koncesji, jednak nie ma w tym zakresie żadnych ograniczeń podmiotowych – z wnioskiem o udzielenie koncesji może się zwrócić każdy przedsiębiorca prowadzący działalność gospodarczą. Jest to więc kwestia decyzji biznesowej – informuje biuro prasowe spółki.
PGNiG dodaje, że budowa magazynów gazu wymaga jednak wysokich nakładów, a stopa zwrotu z takich inwestycji nie zapewnia szybkiego odzyskania kapitału. - Może to wpływać na zainteresowanie przedsiębiorców realizacją tego rodzaju inwestycji, koniecznych do prowadzenia działalności magazynowej gazu – podsumowuje spółka.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl