Matthias Warnig, były oficer Stasi i bliski przyjaciel Władimira Putina, pracuje nad planem reaktywacji łączącego Rosję i Niemcy gazociągu Nord Stream 2 przy wsparciu amerykańskich inwestorów. Inicjatywa ta pokazuje skalę zbliżenia między administracją Donalda Trumpa a Moskwą - napisał w niedzielę "Financial Times".
Dziennik "Bild" podał z kolei w niedzielę, że w Szwajcarii od kilku tygodni trwają tajne rozmowy na temat tego, w jaki sposób gaz z Rosji może wkrótce znowu popłynąć rurociągiem Nord Stream 2.
W poniedziałek po południu rzeczniczka Komisji Europejskiej Anna-Kaisa Itkonen zapewniła w Brukseli, że Nord Stream 2 "nie jest projektem leżącym we wspólnym interesie Unii Europejskiej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert: USA nie miałyby w tym żadnego interesu
Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka 24, z dystansem podchodzi do tych doniesień. - Narracja, która się z nich przebija, jest taka, że Ameryka chce wejść we własność gazociągu Nord Stream 2, uruchomić go i sprawować nad nim kontrolę jako operator. I to miałoby być wkomponowane w fundamenty powojennego ładu w Europie - zauważa.
- Z tą narracją jest kilka problemów, bowiem po pierwsze, jaki interes w tym miałyby Stany Zjednoczone? Zyski z bycia operatorem takiego gazociągu jak Nord Stream 2 byłyby śladowe z tego względu, że to połączenie zbudowano po to, żeby było niskokosztowe, żeby tanio można było przesyłać gaz z Rosji do Niemiec. W przypadku kiedy Amerykanie mieliby duży narzut cenowy na tym gazociągu, to on nie pełniłby swojej roli i byłby dysfunkcyjny. I dla Rosji, i dla Niemiec byłby bardziej kulą u nogi niż faktycznie sposobem na pozyskanie dodatkowych wolumenów surowca - mówi Wiech.
Ekspert dodaje, że więcej sensu miałoby wynegocjowanie nowej umowy rosyjsko-ukraińskiej dotyczącej tranzytu gazu przez ukraińskie terytorium. - To byłoby znacznie prostsze. Coś takiego przecież już funkcjonowało do końca 2024 roku. Nie trzeba byłoby budować infrastruktury na nowo, tak jak w przypadku Nord Stream 2, którego jedna nitka jest przerwana, tylko można byłoby polegać na już istniejącym systemie gazociągu "Braterstwo". I w zasadzie wszystko jest gotowe. Wystarczy tylko zmusić Ukrainę i Rosję, żeby siadły do stołu, podpisały "kwity" i ten gaz można przesyłać - zauważa Wiech.
Jego zdaniem taka umowa zapewniałaby także większe poczucie bezpieczeństwa Ukraińców, gdyż byłoby to bezpiecznikiem geopolitycznym. Wiech dodaje, że tak było przez długi czas, a Ukraina straciła go w momencie, w którym powstał Nord Stream, a później Nord Stream 2.
Jak wskazuje Wiech, Ameryka ma interes w sprzedaży gazu Europejczykom i można to robić już bezpośrednio do Niemiec, gdzie od 2022 roku są instalacje do odbioru LNG, czyli tego gazu, którym Amerykanie handlują. - To byłoby znowu prostsze i bardziej zyskowne dla Amerykanów - komentuje.
Uszkodzona nitka to problem
Kolejnym problemem w reaktywacji Nord Stream 2 jest fakt, że jedna z jego nitek została uszkodzona w wyniku działań sabotażowych we wrześniu 2022 roku. Jak zauważa ekspert, nie wiadomo, w jakim jest teraz stanie, a także, jakie prace należy wykonać.
- Możliwe, że trzeba użyć nurków, specjalistycznego sprzętu, którego jest mało na świecie, i na który trzeba czekać. To jest wszystko i tak niewykonalne tak długo, jak długo na Rosji ciążą sankcje technologiczne. A nawet jeżeli zostaną one zniesione, to i tak prace potrwają - podkreśla Wiech.
Podobnego zdania jest Dawid Czopek, zarządzający w Polaris FIZ. Ekspert rynku paliwowego zauważa w rozmowie z money.pl, że teoretycznie możliwe jest wznowienie przesyłu gazu przez Nord Stream 2 i naprawa jest wykonalna, ale wymaga to zaawansowanej wiedzy technicznej i specjalistycznego sprzętu.
Jakub Wiech zauważa, że w kontekście osób, które według doniesień prasowych mają być zaangażowane w rozmowy nad przywróceniem przesyłu przez Nord Stream 2, pojawia się m.in. Richard Grenell, który miał podróżować do Szwajcarii w celu wzięcia udziału w negocjacjach. Grenell, były ambasador USA w Berlinie za pierwszej kadencji Donalda Trumpa, obecnie pełni rolę bliskiego współpracownika Trumpa i ma zajmować się specjalnymi zadaniami.
Natomiast zastanawiam się, czy to wszystko jest faktycznie realnie intencją Stanów Zjednoczonych, czy może jest to po prostu coś w rodzaju rosyjskiej "wrzutki". Stronie rosyjskiej znacznie bardziej zależy na tym, żeby projekt Nord Stream 2 uzyskał nowe życie, żeby był przedmiotem dyskusji. Byłbym bardzo ostrożny przy analizowaniu tych informacji, bo nie do końca wiemy, skąd one faktycznie pochodzą - podkreśla.
Co to oznacza dla Europy?
Co ewentualna reaktywacja Nord Stream 2 oznaczałaby dla Europy? - To byłby powrót do błędów, które Europa popełniła przed wojną i które doprowadziły do tego, że Rosja mogła napaść na Ukrainę. Uważam, że nie ma tutaj przypadku, iż Rosjanie zdecydowali się na pełnoformatową napaść dopiero w momencie, w którym mieli już zbudowany gazociąg Nord Stream 2 - wskazuje Wiech.
Wiech zwraca uwagę, że państwa uzależnione od rosyjskiego gazu byłyby bardziej skłonne do milczenia w sprawie Ukrainy, gdyby otrzymywały surowiec transportowany przez Bałtyk. W jego ocenie taka właśnie była intencja Rosji – Nord Stream i Nord Stream 2 stanowiły narzędzie geopolityczne. Ich celem było stworzenie warunków, w których przejęcie Ukrainy mogłoby odbyć się bez większych przeszkód, przynajmniej w kontekście dostaw energii.
Dawid Czopek zwraca z kolei uwagę, że ewentualne wznowienie działalności obniżyłoby ceny gazu w Europie. - Przy obecnej infrastrukturze Europa znacząco rozwinęła możliwości odbioru LNG, a ewentualne uruchomienie Nord Streamu mogłoby doprowadzić do znacznego spadku cen gazu na europejskim rynku - wskazuje.
Czy jest to powód do radości? Trudno powiedzieć. Taki scenariusz oznaczałby jednocześnie dodatkowe przychody dla Moskwy, co nie byłoby korzystne, ponieważ te środki mogłyby zostać wykorzystane przeciwko Europie. Niemniej, wydaje się, że sytuacja zmierza właśnie w tym kierunku - ocenia Dawid Czopek.
Sankcje utrudnią wznowienie działalności Nord Stream 2
Jak jednak podkreśla Wiech, nawet jeśli Stany Zjednoczone przejęłyby kontrolę nad gazociągiem, uruchomiły go i zniosły swoje sankcje, to Nord Stream 2 nadal pozostawałby objęty restrykcjami nałożonymi przez Unię Europejską.
Możliwe byłoby ich dalsze zaostrzenie, zwłaszcza że gazociąg kończy się na terenie jednego z państw unijnych. Jak dodaje Wiech, Unia Europejska dysponuje mechanizmami pozwalającymi ograniczyć jego funkcjonowanie, ale kluczowe jest uzyskanie odpowiedniego wsparcia ze strony państw członkowskich.
Ważną rolę odegrają tutaj Niemcy, które pod wodzą nowego rządu mogą podlegać pewnej presji narracyjnej. Sprawa Nord Streamów była szeroko podejmowana, na przykład przez AfD w ich kampanii wyborczej. To jest temat, który może faktycznie w Niemczech odgrywać pewną rolę polityczną i narracyjną - podkreśla.
Polska i Ukraina są ważnym elementem układanki
Z kolei Dawid Czopek podkreśla, że Polska i Ukraina mają duże znaczenie w kwestii transportu gazu. - Lądowy system gazociągów, pozwalający transportować gaz z Rosji do Europy Zachodniej, musi być umiejscowiony pomiędzy Morzem Bałtyckim a Czarnym, z tego powodu nie można pominąć Polski i Ukrainy. Zatem aby transport odbywał się najkrótszą i właściwie jedyną drogą lądową - musi odbywać się przez terytorium Polski lub/i Ukrainy. Dlatego to my kontrolujemy ten system - zwraca uwagę.
Dodaje, że w sumie gazociągu Nord Stream 1 i 2 (ten pierwszy ma przerwane obie nitki) mają możliwości przesyłu do 100 mld m sześc. gazu rocznie. - Rosja w szczycie sprzedawała Europie ok. 200 mld m sześc. gazu. Z dwóch Nord Streamów pozostała jedna nowa nitka o możliwościach przesyłu ok. 25 mld m sześc. Zatem żeby Rosja mogła przesyłać znaczące ilości gazu, musi albo naprawić Nord Stream (da to możliwość przesyłu połowy tego co w szczycie), albo dogadać się z nami i Ukrainą - podkreśla.
Istnieje również możliwość przesyłu gazu przez Turcję, co cały czas się dzieje, ale w stosunkowo niewielkich ilościach. Podsumowując, dopóki nie zostanie otwarta nowa trasa przesyłu, jedyną możliwością dostarczania znaczących ilości gazu do Europy pozostaje przesył przez Polskę lub Ukrainę - mówi Dawid Czopek.
Magda Żugier, dziennikarka money.pl