"Nasze reakcje mają na celu ochronę rodziny i dotyczą osób trzecich, które istotnie nadużyły zaufania naszego Taty, i które w naszej ocenie przekazują mu nieprawdziwe informacje. Podejmowane przez te osoby kroki budzą tym większy sprzeciw z naszej strony, że jesteśmy przerażeni stanem zdrowia naszego Taty. Pomimo wielokrotnych prób nawiązania kontaktu oraz zorganizowania spotkania z Tatą, o których najwyraźniej nasz Ojciec nie wie, uniemożliwiono nam osobisty kontakt" - piszą dzieci Zygmunta Solorza w oświadczeniu, upublicznionym w dniu, w którym ukazał się głośny wywiad ich ojca. O ich liście jako pierwszy napisał Onet.pl.
Dzieci Solorza zapowiadają, że będą "podejmować stanowcze działania, by wszystkie osoby, które nadużyły zaufania naszego Ojca, zostały pociągnięte do stosownej odpowiedzialności". Jak przekonują, nie oszukały Solorza seniora podczas podpisywania dokumentacji sukcesyjnej, na mocy której miały zyskać kontrolę nad dwiema kluczowymi fundacjami w imperium miliardera.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomnijmy, w październiku prawnik dzieci Solorza Paweł Rymarz tłumaczył, że "notarialne oświadczenie Pana Zygmunta Solorza z dnia 2 sierpnia 2024 roku, przekazujące współkontrolę nad Fundacjami TiVi i Solkomtel jego dzieciom: Tobiasowi Solorzowi oraz Aleksandrze i Piotrowi Żak, jest wiążące i stanowi realizację zakładanego od lat scenariusza".
"Nasz Ojciec stworzył mechanizm 'sukcesji za życia' w 2022 roku – o czym zresztą wspomina w wywiadzie. Ten mechanizm został wcielony w życie 2 sierpnia 2024 roku. Ojciec wiedział, co podpisuje i chciał tego dokonać. Wbrew treści wywiadu, Ojciec tego dnia wielokrotnie rozmawiał ze swoimi prawnikami, a na miejscu obecny był jego zaufany notariusz, który nadzorował prawidłowy tok wszystkich czynności" - przekonują dzieci miliardera w czwartkowym oświadczeniu.
"W wywiadzie nie pada natomiast kluczowy z perspektywy czasu fakt: Ojciec nie chciał włączać czwartej żony, pani Justyny Kulki, w sprawy Fundacji i 2 sierpnia 2024 roku wielokrotnie prosił nas oraz swoich doradców, żeby nie informować jej o podpisanych dokumentach. 3 sierpnia 2024 roku natomiast, nagle, Ojciec poprosił nas o pilne spotkanie, które za niego poprowadzili Justyna Kulka i Jerzy Modrzejewski, przekazując nam, że Ojciec chce wycofać się z dokonanych zmian. Wzmocniło to nasze obawy, że osoby te wykorzystując zaufanie naszego Ojca, chcą przejąć zarządzanie jego majątkiem. Nie ma i nie będzie na to naszej zgody" - dodają.
"Zdecydowaliśmy się skorzystać ze wszelkich dostępnych instrumentów prawnych"
"W obliczu wszystkich tych wydarzeń, podjęliśmy decyzję niezwykle trudną dla nas osobiście, ale konieczną, by chronić Ojca, jego dobre imię oraz całe dziedzictwo. Jako rodzeństwo i jako osoby od lat współzarządzające majątkiem i strategicznymi spółkami – zdecydowaliśmy się skorzystać z wszelkich dostępnych instrumentów prawnych, by nie dopuścić do utraty kontroli przez naszą rodzinę nad Grupą stworzoną przez Tatę" - informują.
Podkreślają też, że cały czas podejmują "działania w celu polubownego zakończenia sporu" i zapewnienia ojcu "bezpieczeństwa osobistego poprzez odzyskanie z nim osobistego kontaktu i upewnienie się, że jego stan zdrowia nie uległ pogorszeniu".
"Na zakończenie, publicznie apelujemy do Justyny Kulki oraz Jerzego Modrzejewskiego o umożliwienie nam bezpośredniego spotkania z Tatą, o które bez skutku prosimy od wielu miesięcy" - podkreślają.
Solorz senior: "zawsze chciałem wszystko przekazać dzieciom"
- Zupełnie niepotrzebne jest robienie wokół mnie afer, to nie jest dobre dla biznesu - stwierdził Zygmunt Solorz w czwartkowym wywiadzie dla Forbesa. - Oczywiście, że trzeba było i można było to zatrzymać. Zabrakło tutaj tak zwanej mądrości ludzkiej. Moje dzieci poszły z naszymi sprawami do mediów, a to zaszkodziło spółce, czyli tak naprawdę nam wszystkim. Ja robiłem wszystko, żeby rozstrzygnąć ten spór między nami - powiedział właściciel Cyfrowego Polsatu.
Solorz został zapytany o pierwotny pomysł na sukcesję. - W 2022 r. zrobiłem wpis w swojej fundacji zarejestrowanej w Liechtensteinie, że w nagłych przypadkach dzieci mogą przejąć kontrolę nad fundacją - wyjaśnił Solorz. Na pytanie, czy dotyczy to na przykład sytuacji pogorszenia się jego stanu zdrowia, odpowiedział: "między innymi". - Uznałem, że tak będzie najlepiej, najbardziej uczciwie. Że póki ja jestem w stanie zarządzać biznesem, to zarządzam, a dzieci wprowadzam stopniowo, żeby zdobywały doświadczenie pod moim okiem. Czyli wchodziły do rad, do zarządów - wyjaśnił.
- Ja zawsze chciałem wszystko przekazać dzieciom w zarządzanie i potem w posiadanie. Tak to się normalnie robi w biznesie. Tyle że okazało się, że oni chcieli to wszystko otrzymać dużo wcześniej, niż ja zaplanowałem im przekazać - powiedział Solorz. Dodał, że problem stanu jego zdrowia został sztucznie wywołany na potrzeby spraw sądowych pod pretekstem fałszywej troski.
Forbes zapytał, dlaczego 15 grudnia 2023 r., w dacie wspólnie ustalonej, nie doszło do przekazania dzieciom zarządzania fundacją. - Ta data była inicjatywą moich dzieci, które okazały się niecierpliwe. To była pierwsza próba przyspieszenia tego, co zaplanowałem na później. Chciały wejść w moje prawa w fundacji z dniem 15 grudnia 2023 r. i ja wstępnie im uległem. Zrobiliśmy takie zapisy kilka miesięcy wcześniej. Ale ostatecznie zmieniłem zdanie (...). No wiecie, dzieciom trzeba zaufać, więc się zgodziłem. Ale potem zobaczyłem, że są niegotowi i niewdzięczni. Żeby robić biznes, trzeba się wiele nauczyć - powiedział.
- Jak każdy rodzic chciałem moim dzieciom zapewnić wszystko, co najlepsze. Zapewniłem im dobre i dostatnie życie, u mnie pracowały, wszystko, co mają, zawdzięczają mi. I tak powinno być, bo jest to normalne w każdej rodzinie. No, ale widocznie chciały więcej i szybciej, wbrew moim planom i moim kosztem. W sierpniu tego roku podjęli drugą próbę przyspieszenia przejęcia zarządzania - dodał.
Forbes przypomniał, że 2 sierpnia Solorz podpisał dokument w obecności notariusza i zgodził się na oddanie dzieciom kontroli nad fundacją. Na pytanie, dlaczego znów zaufał dzieciom, miliarder odpowiedział: - "Tym razem moje dzieci wprost mnie oszukały. Pismo było skomplikowane, z odnośnikami do paragrafów innych dokumentów prawnych, których ja nie mam w głowie".