Początki zakładu w Jaworzynie Śląskiej sięgają 1860 r. Po II wojnie światowej fabryka przeszła pod kontrolę państwa, a w 1954 r. nadano jej nazwę "Karolina".
Do niedawna była to ostatnia fabryka porcelany w woj. dolnośląskim. Jednak jej dni mogą być policzone, bo 13 lutego 2024 r. Sąd Rejonowy w Wałbrzychu ogłosił upadłość Zakładów Porcelany Stołowej "Karolina".
Od tego czasu działa syndyk, który wystawił fabrykę na sprzedaż za 45 mln zł. Do nabycia jest wszystko, w tym marka czy sztandarowe fasony (np. Nora czy Gloria). Kupca wciąż nie znaleziono.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zainteresowanie było, ale niewielkie i nie złożono oferty. Syndyk zadeklarował, że po zatwierdzeniu wszystkich procedur przez sąd ponownie wystawi cały zakład na sprzedaż. Być może sąd spowoduje, że ta cena będzie niższa i znajdą się chętni - mówi w rozmowie z money.pl Ireneusz Besser, przewodniczący Krajowej Sekcji Ceramików i Szklarzy "Solidarność".
Jego zdaniem "cena jest zaporowa". Wynika z wyceny majątku i tego, co musi spłacić syndyk.
Pracownicy nie dostali pensji za marzec
W związku z ogłoszeniem upadłości pracę w zakładzie straciło 180 osób. Pracownicy nadal nie otrzymali pensji za marzec.
Syndyk potwierdził, że ureguluje te zaległości, gdy tylko pozyska środki np. ze sprzedaży. Kwota nie jest mała, bo mówi się, że to około 500 tys. zł z należnościami wobec ZUS-u. Pracownicy czekają już 10 miesięcy, ale przepisów nie przeskoczymy - przyznaje związkowiec.
Czas gra na niekorzyść pracowników, ale również samego zakładu. - Sytuacja pogarsza się z każdym dniem. W halach zalegają wartościowe maszyny z elektroniką czy bardzo cenne piece do szybkiego wypału. Ochrona dba, żeby nie doszło do incydentów, ale sprzęt, który stoi 10 miesięcy, zdecydowanie traci na wartości. Mamy ogromne obawy co do jego kondycji. Decyzje nie mogą trwać w nieskończoność, bo ten sprzęt będzie nadawał się tylko na złom - ocenia Besser.
Odeszła sama. "Nie chciałam się tam wykończyć"
Związkowiec stara się uspokajać nastroje wśród załogi, dzieląc się wiedzą krokach podejmowanych w sprawie przyszłości zakładu. Nie ukrywa jednak, że jest ciężko. - Panuje zdenerwowanie, ale nie tracimy nadziei - zaznacza.
Jeszcze przed zwolnieniami nadzieję straciła Katarzyna Chmielowiec, która pracowała w zakładzie 40 lat.
Wiele osób, podobnie jak ja, odeszło samodzielnie. Udało mi się znaleźć nową pracę i jestem szczęśliwa. Przepracowałam w tym zakładzie 40 lat i odeszłam w takich okolicznościach, że aż przykro. Ważniejsze było dla mnie zdrowie psychicznie, nie chciałam się tam wykończyć - mówi była pracownica w rozmowie z money.pl.
Z jej informacji wynika, że sporo kobiet poszło na zasiłek przedemerytalny. - Niektórzy znaleźli nowe zajęcie, ale to nie jest łatwe, bo średnia w załodze to 50 plus - wyjaśnia.
"Dzisiaj na rynku takich osób nie ma"
Ireneusz Besser przyznaje, że rynek pracy w powiecie świdnickim "nie jest aż tak dramatyczny", a bezrobocie sięga 5 proc.
- Osoby z długoletnim stażem zarejestrowały się w urzędzie pracy i wiem, że niektórzy znaleźli nowe zajęcie. Są też osoby, które czekają na rozwój sytuacji, ale jest ich coraz mniej. Wokół mamy strefy ekonomiczne, więc zakłady natychmiast rekrutują sprawdzone osoby, które chcą pracować - podkreśla związkowiec.
Dopytywany o dalsze losy pracowników, mówi, że część osób na pewno wróci do zakładu, gdy znajdzie się nowy inwestor. - Niektórzy pracowali w zakładzie od 15. roku życia, są po szkołach pozakładowych i brakuje im 5-10 lat do emerytury - zauważa.
Na wznowienie "Karoliny" czekają przede wszystkim fachowcy m.in. malarze, odlewaczki, czyszczarki i szkliwierki wyrobów.
Dzisiaj na rynku takich osób nie ma, bo zlikwidowano szkoły zawodowe w tej branży - zwraca uwagę Besser.
Co dalej z Zakładami Porcelany Stołowej "Karolina"?
W ocenie związkowca sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby była pewna elastyczność, jak np. w 1993 r., kiedy zakład kupiła spółka pracownicza. Wówczas płatność została rozłożona na raty i to zatrudnieni uratowali fabrykę. W 2022 zakład przejęła spółka HM Investment (czyli marka Gerlach). Wtedy pracowało w nim 480 osób. Gdy w 2024 r. ogłoszono upadłość, zakład zatrudniał już tylko 180 osób.
- Przez około 25 lat spółka pracownicza miała się dobrze. Przez wysokie ceny energii trzeba było szukać inwestora, który wyciągnie zakład z długów. Okazało się, że inwestor był niewypałem - przyznaje.
Ursus sprzedany. Ukraiński właściciel zabrał głos
Jak dodaje, branża produkcji porcelany nie przynosi ogromnych zysków, ale jest dochodowa. Jego zdaniem dobrym przykładem są Zakłady Porcelany Stołowej "Lubiana" w Łubianie (woj. pomorskie), które zatrudniają 1,2 tys. osób i "radzą sobie w trudnej sytuacji z wysokimi cenami energii i gazu".
Była pracownica "Karoliny" wskazuje natomiast, że w przyszłości mogą pojawić się problemy z samymi budynkami i koniecznością ich odnowy. - Myślę, że będzie trudno to sprzedać, bo ten zakład jest stary. Niektóre budynki są pod restrykcją konserwatora, więc nie można ich ruszyć. Poza tym, żeby w ogóle wystartować, trzeba by było odbudować stację gazu po wybuchu z zeszłego roku - ocenia Chmielowiec.
- Potrzebne jest mądre zarządzanie i znajomość branży. Nerwowe ruchy nie są wskazane. Do zakładu trzeba podejść konserwatywnie, tak jak do samej produkcji porcelany, bo na ten wyrób jest klient. Trzeba mieć na to pomysł, plan i może też pomoc np. w formie spłaty ratalnej, żeby wystartować. Bez tego nie uda się zachować tożsamości kulturowej Dolnego Śląska w formie porcelany. To jest ostatni zakład - kwituje związkowiec.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl