Krzysztof Majdan, money.pl: Jaki to będzie rok dla Chin? Królik miałby symbolizować spokój.
Prof. Grzegorz Kołodko, Akademia Leona Koźmińskiego: To będzie wielce zróżnicowany rok. Trudno to wyjaśnić bez zrozumienia, co i dlaczego dzieje się w Chinach. To o tyle ważne, że są wciąż najbardziej zaludnionym krajem na świecie. Ogłoszono jednak, że pierwszy raz od lat spada przyrost demograficzny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwszy od 60 lat.
Tak. Liczba ludności przestaje rosnąć, być może w tym roku najbardziej zaludnionym krajem staną się Indie. Chińskie społeczeństwo się starzeje, mniejsza jest masa ludzi w wieku produkcyjnym, rośnie odsetek osób w wieku poprodukcyjnym. Tempo wzrostu w Chinach w sumie będzie wysokie, sądzę, że 5 proc. PKB na jednego mieszkańca, po wyeliminowaniu skutków inflacji. W Indiach to może być nawet ponad 6 proc. PKB, co będzie miało wymowę polityczną.
Nowy chiński rok to rok inflacji?
Ciekawe, jak się to rozłoży, bo na pewno tego nie wiemy. Odblokowano chińską gospodarkę po trzech latach tzw. polityki zero covid. To był bardzo restrykcyjny czas, jeśli chodzi o przemieszczanie się ludzi, a wraz z nimi towarów i usług. Uważam, że bardzo silnie będzie rósł popyt wewnętrzny. Zwiększy się także produkcja z istniejących mocy wytwórczych - fabryk, zakładów produkcyjnych i usługowych. Jednocześnie będą szybko wzrastać dochody bieżące, które przekształcą się w strumień popytu.
Co to dokładnie znaczy?
Czynnik proinflacyjny. Polityka zamrażania gospodarki w ramach walki z pandemią spowodowała przymusowe oszczędności. Chińczycy nie chodzili do restauracji, kin, nie mogli podróżować. A pieniądze zarabiali i dostawali. Część popytu została przymusowo odłożona i teraz dochodzi do jego odmrożenia. Podobnie, jak u nas to miało miejsce.
Czyli większa presja płacowa?
To będzie nasilało inflację na rynku wewnętrznym, co wywoła pewną presję na dalszy wzrost płac, co przełoży się na koszt wytwarzania towarów czy usług, a te z kolei będą pchały w górę ceny towarów eksportowanych przez Chiny. Możemy więc w jakimś stopniu to przyspieszenie inflacji w Chinach zauważyć na rynku światowym, a także małej jego cząstce, jaką jest rynek polski.
Wróćmy jeszcze do tej demografii. To duża rzecz. 850 tys. obywateli mniej. Czy to jest raczej wypadek przy pracy, pokłosie pandemii czy zwiastun problemów, a może nawet kryzysu demograficznego?
Można powiedzieć, że to już jest kryzys demograficzny. Podobny problem mamy w Polsce. Był okres, kiedy zdecydowanie więcej ludzi wyjeżdżało z Polski, niż do niej przyjeżdżało. Teraz jest odwrotnie ze względu na haniebny najazd Rosji na Ukrainę. A w kontekście migracji Chiny są bardzo konserwatywne.
W jakim sensie?
Jeśli chodzi akceptację zagranicznej siły roboczej, tam w skali całej populacji jest niewielu imigrantów. Mamy od dłuższego czasu w Chinach proces starzenia się i bogacenia, co stwarza pewien pozorny paradoks.
Jaki paradoks?
Gdy ludzie są biedni, stać ich na wiele dzieci. Gdy się wzbogacają, stać ich na mniej. Proszę sobie uzmysłowić, że w 1960 r. przeciętna Meksykanka rodziła siedmioro dzieci, dziś średnio dwoje. W Indiach kobieta rodziła wtedy sześcioro dzieci, dziś ok. trójkę. Podobny proces zachodził w Chinach, tyle że wskutek bardzo brutalnego, administracyjnego narzucania możliwości posiadania jednego dziecka w rodzinach miejskich i dwójki na wsiach i w mniejszościach etnicznych. Chińczycy odeszli od tego kilka lat temu. Rozmawiałem o tym ze znajomą.
Z Chin?
Tak, chińską dziennikarką. Jej mąż jest dyrektorem lokalnego banku, na spotkanie przyjechała bmw. Żyją na wysokim poziomie, mają jedno dziecko. Zapytana, czy planują powiększyć rodzinę, odparła, że nie, bo ich na to nie stać.
Jak to?
To jest ten syndrom właśnie. Ludzie, wzbogaciwszy się, dochodzą do wniosku, że ich na to nie stać. Wykształcenie dziecka jest bardzo kosztowne, a to ambicja, zdrowa zresztą, wielu Chińczyków. Dlatego też wszystkie prognozy demograficzne, chińskie, jak i niezależne, międzynarodowe, pokazują, że liczebność Chin będzie się w następnych latach zmniejszała.
Chiny są mobilne, pandemia nie ciągnie je za nogawkę. W Ukrainie trwa wojna, a w tle walka mocarstw o wpływy. Jak to z Chinami jest w tym równaniu? Przeglądałem pańską książkę "Wojna i pokój". Czyni w niej pan zimnowojenne analogie.
Niestety, już od kilku lat mamy do czynienia z drugą zimną wojną, o czym piszę w książce. Ta zimna wojna najpierw jednak została wypowiedziana Chinom przez Zachód, najbardziej przez Amerykanów i Brytyjczyków. Dziś to Rosja jest największym zagrożeniem ze względy na brutalny atak. Co do samych Chin, przede wszystkim podchodzą do sprawy pragmatycznie.
Trzymać ze wszystkimi?
Nie podoba mi się system polityczny Chin, z kolei ich strategię gospodarczą rozumiem jako gwarant trwania tego systemu. Jeśli porównać Chiny z Indiami, to mówimy o niebywałym sukcesie gospodarczym. 30 lat temu dochód na głowę w Indiach był wyższy niż w Chinach, obecnie to w Państwie Środka jest trzykrotnie większy.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego i zakończeniu pierwszej zimnej wojny dochód Rosji jako całego kraju był trzykrotnie większy niż Chin. Dziś dochód Chin jest siedmiokrotnie większy niż Rosji. To są tektoniczne wręcz zmiany i wynikają z takiej, a nie innej strategii gospodarczej. I to legitymizuje chiński reżim autorytarny, właśnie bogacenie się. Bez tego mogłoby tam pojawić się wiele problemów polityczno społecznych.
Moim zdaniem cały kurs chińskiej polityki ukierunkowany jest na utrzymywanie jak największej dynamiki gospodarczej, by ludzie pracujący miast i wsi byli zadowoleni. A mają ku temu mniej powodów niż w przeszłości. Dlatego świat zewnętrzny dla Chin jest bardzo ważny, co pokazuje choćby inicjatywa Nowego Jedwabnego Szlaku, czyli poszukiwania długofalowych rynków zbytu.
A jeśli dodamy Rosję do układanki?
Chiny nie opowiedziały się po stronie Ukrainy, ale też nigdy nie poparły najazdu Rosjan. Nie dołączyły do sankcji antyrosyjskich, ale też nie wspomagają Rosji. One nie mają interesu w tym, by ten konflikt trwał. Ukraina jest - po Rosji - największym obszarowo krajem na trasie komunikacyjnej między Chinami a Zachodnią Europą. Z tego punktu wiedzenia potrzebny im spokój i pokój, by rozwijać gospodarkę i podnosić standard życia ludności. Na razie Chińczycy podróżują, gdzie się da, zwiastując ożywienie gospodarcze. Przed pandemią wydawali aż 255 mld dol., czyli prawie połowę polskiego PKB, na podróże światowe. To odblokowanie bardzo ożywi światową gospodarkę, szacuje się, że Chińczycy będą odpowiadać za 30 proc. przyrostu całego światowego PKB w 2023 r.
Krzysztof Majdan, money.pl