Prawo i Sprawiedliwość do soboty będzie przedstawiało "konkrety" programu wyborczego. Jednym z nich jest plan rozwoju osiedli z tzw. wielkiej płyty, które powstały w PRL. Składa się z siedmiu obietnic.
Sądząc po ich numeracji, można stwierdzić, że jednym z najważniejszych problemów mieszkańców "blokowisk", które zdiagnozował rząd, jest niewystarczająca liczba miejsc postojowych.
Premier Mateusz Morawiecki, prezentując w poniedziałek założenia programu "Przyjazne Osiedle", powiedział, że w czasach budowy bloków z wielkiej płyty auto było luksusem, dlatego parkingi są za małe.
- Rzeczywistość się zmieniła i jest gigantyczny problem z zaparkowaniem samochodu na takich osiedlach - powiedział szef rządu. - Punktem numer dwa będzie budowa miejsc garażowych, podziemnych garaży - obiecał. Zaznaczył, że mają powstać tak, aby nie zabierać zieleni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Coraz więcej samochodów na osiedlach
Szef rządu bez wątpienia nie pomylił się co do tego, że samochodów osobowych w Polsce stale przybywa. Pokazują to dane Komendy Głównej Policji. Wynika z nich, że w 2013 r. liczba osobówek w kraju wynosiła niecałe 19,4 mln. W 2022 r. było ich już ponad 26,45 mln, o 36,4 proc. więcej niż dziewięć lat wcześniej. Większy wzrost odnotowano tylko w przypadku motocykli - 58,8 proc.
Prawdą jest również to, że rosnąca liczba aut sprawia, że o wolne miejsce postojowe pod wieloma blokami codziennie toczy się zażarta walka. Kierowcy z jednej strony chcą, by było ich więcej, a z drugiej - sami się dyscyplinują. "Karna wlepka" na szybie auta, które zajmuje za dużo miejsca, to nie wszystko.
- Mieszkałam niedawno na Starym Mokotowie, co prawda w starej kamienicy, ale w otoczeniu bloków. Liczba aut parkowanych na ulicy sprawiała, że z ulicy dwukierunkowej robiła się jednokierunkowa - mówi money.pl Paulina, która do Warszawy przeniosła się dwa lata temu.
Rodowita wrocławianka dodaje:
Co wieczór na ulicy interweniowała straż miejska, ale to nie pomagało. W pewnym momencie pojawił się szeryf" osiedla, który na różne sposoby karał kierowców, np. rysując karoserię czy spuszczając powietrze z opon. Uciekłam stamtąd jak najszybciej.
Parking najlepiej pod klatką
Czy pomysł PiS uzdrowi sytuację pod blokami z wielkiej płyty? Rozmówcy money.pl twierdzą, że tylko w teorii. I widzą to również ci, którzy walczą z zabieraniem dla samochodów przestrzeni w centrach miast.
- Sam mieszkam w bloku z wielkiej płyty i codziennie widzę, co się dzieje pod blokiem. Przybywa coraz więcej aut, ale nie widzę miejsca, by stworzyć nowe miejsca postojowe. Zwłaszcza jeśli mamy zachować zieleń - komentuje w rozmowie z money.pl Jarosław Kostrzewa, szef stowarzyszenia "LDZ Zmotoryzowani Łodzianie".
Mieszkaniec Łodzi przyznaje, że w okolicy jego bloku znajdują się dwa płatne parkingi. Sam z nich nie korzysta, ale nie dlatego, że jest drogo, ale dlatego, że do opłaconego miejsca postojowego trzeba jednak kawałek dojść. Trudno natomiast spodziewać się, że nagle pod klatkami znajdzie się przestrzeń dla parkingu podziemnego. A na pewno nie pod wszystkimi.
- Jak mam iść po samochód, to tak samo, jakbym poszedł na przystanek MPK i pojechał tramwajem - ocenia Kostrzewa. - Część moich sąsiadów, którzy korzystają z płatnych parkingów, podjeżdżają pod klatkę, by np. wyładować zakupy, zawieźć auto i wrócić piechotą. Nie widzę w tym większego sensu - zaznacza.
Rząd "schlebia najniższym gustom"
Jeszcze ostrzej o pomyśle rządu wypowiada się dr hab. inż. arch. Jacek Wesołowski z Instytutu Architektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej. Pomysł partii rządzącej ocenia jako "bełkot". Architekt obietnicę postrzega jako polityczną kalkulację.
Jego zdaniem, rząd uznał, że bardziej opłaca mu się zaproponować coś niezadowolonym z liczby miejsc postojowych, których jest więcej niż tych, którzy np. woleliby ograniczyć liczbę samochodów w miastach.
Robienie takich rzeczy to po prostu schlebianie niskim oczekiwaniom posiadania i zabezpieczenia samochodów, być może kosztem innych, ważniejszych rzeczy. Obawiam się, że to one właśnie zdradzają dominujące hierarchie wartości - komentuje w rozmowie z money.pl prof. Wesołowski.
- Często mam wrażenie, że dominuje mentalne zacofanie. Znaczna jego część żąda ułatwień dla samochodów, gardząc wszystkimi negatywnymi skutkami z tego wynikającymi. Nie oznacza to jednak, że nie ma pewnej grupy społecznej, która myśli zupełnie inaczej - ale jest ona mniejszością. Odwrócenie tego stanu rzeczy to jest praca u podstaw - przyznaje wykładowca.
Negatywne skutki obietnicy PiS ws. parkingów
Jakie negatywne skutki może przynieść rozmnożenie liczby miejsc postojowych? Choćby to, że zachęcą one do zakupów kolejnych aut przez mieszkańców. To w efekcie - o czym zapomina wielu kierowców - doprowadzi do większego tłoku na drogach i w centrach miast.
- Ostatecznie przestrzeń staje się brzydsza, wycieka z niej aktywność, miasto staje się mało atrakcyjne jako miejsce do życia, a w końcu obumiera - mówi prof. Wesołowski.
Z kolei Justyna Glusman, ekonomistka i dyrektor zarządzająca w stowarzyszeniu Fala renowacji, podkreśla w rozmowie z money.pl, że obecne tendencje w urbanistyce zakładają dążenie do ograniczenia liczby aut w miastach, a nie na odwrót.
- Dominuje konwencja miast bardziej zwartych, gdzie indywidualny transport nie jest podstawowym środkiem komunikacji. Do tego dążą wszystkie duże miasta, na których się wzorujemy, szczególnie Europy Zachodniej. Zamiast na infrastrukturę samochodową, bardziej się tam stawia na lepszy ład przestrzenny, wygodny transport publiczny i zieleń - komentuje Glusman.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl