Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
oprac. Krystian Rosiński
|
aktualizacja

Pokolenie Z "po cichu odchodzi z pracy". Przed ich szefami stoi nie lada wyzwanie

280
Podziel się:

Rynkiem pracy targają ogromne turbulencje związane z przewartościowaniem priorytetów pracowników po pandemii. Nakłada się na to moment wkroczenia w życie zawodowe pokolenia Z. "Zetki" jednak nie będą takimi pracownikami jak ich rodzice, a nawet starsze rodzeństwo. Cechować ich będzie "ciche odchodzenie z pracy", do czego muszą się przygotować ich przyszli szefowie.

Pokolenie Z "po cichu odchodzi z pracy". Przed ich szefami stoi nie lada wyzwanie
Nie zamierzają robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą. Nieco mylący termin "quiet quitting" rozgrzewa teraz media za oceanem (Getty Images, Luis Alvarez)

Amerykańskie media od pewnego czasu rozpala temat "cichych odejść z pracy" (ang. "quiet quitting"). Jak przyznają zgłębiające ten problem osoby, sam termin może być nieco mylący, gdyż sugeruje, że pracownicy odchodzą z pracy, a tak nie jest. Osoby "odchodzące po cichu" tak naprawdę wyrzekają się kultu pracy, wyznawanego przez pokolenie ich rodziców.

Potęga mediów społecznościowych

"The Washington Post" zwraca uwagę, że termin ten nabrał rozpędu w lipcu, gdy jeden z TikTokerów w nagranym materiale przekonywał, że ma dość budowanego w nim przekonania przez innych, że "w pracy trzeba przekraczać swoje limity". Filmik obecnie ma ponad 3 mln wyświetleń i po jego opublikowaniu pojawiło się wokół niego sporo dyskusji o "zetkach" i ich podejściu do pracy.

"The Wall Street Journal" pisze z kolei, że wśród pracowników często następowało rozczarowanie wyścigiem po korporacyjnej drabinie, która przeważnie działała według zasady "po trupach do celu". A zanim ten cel się osiągnęło, to trzeba było przez lata zmagać się z nieempatycznymi szefami, nierzadko upokarzającymi podwładnych i stosującymi mobbing.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "10 takich pracodawców jak ty czeka w mojej skrzynce mailowej". Młodzi zaskakują na rekrutacji

Różnica między starszymi pokoleniami a obecnym jest taka, że młodzi dziś posiadają media społecznościowe. W przeszłości, kiedy pracownik zmagał się z nieprzyjaznymi warunkami pracy, to żył w przekonaniu, że tylko on ma takie problemy, gdyż wszyscy wokół sprawiają wrażenie zadowolonych. Mało kto otwierał się i dzielił swoimi gorzkimi przemyśleniami ze współpracownikami.

Obecne pokolenie jednak może to zrobić w każdej chwili i to niemal anonimowo: wystarczy, że napiszą posta ze swoimi przemyśleniami i okraszą go odpowiednimi hasztagami. Skala poparcia i potwierdzenie, że inni zmagają się z takimi samymi problemami, łączy rozczarowanych w coraz większą grupę i napędza ich do poszukiwania zmian w dotychczasowej formule relacji pracodawca-pracownik.

"WSJ" zauważa, że spadek zaangażowania pracowników jest powszechnym trendem w USA, jednak najsilniej widać to zjawisko wśród pokolenia Z i u najmłodszych przedstawicieli millenialsów (urodzonych po 1989 r.). W ankiecie Instytutu Gallupa w pierwszym kwartale 2022 r. grupa ta wykazała najniższe zaangażowanie w obowiązki zawodowe ze wszystkich badanych — było ono na poziomie 31 proc.

Jak zatem rozumieć "ciche odejście z pracy"? To nic innego jak spadek zaangażowania w wykonywanie obowiązków zawodowych. I wpisuje się w szerszy trend zmian, jakie niesie ze sobą pokolenie Z. W money.pl pisaliśmy już przed kilkoma miesiącami, że wchodzący obecnie na rynek młodzi wolą być bezrobotni, niż nieszczęśliwi w pracy.

Nawet jeżeli pracują, to nie zamierzają robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą.

Teraz trzeba do tego dołożyć też ich przekonanie, że nawet jeżeli pracują, to nie zamierzają robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą. Ponadto chcą być postrzegani przez swoje otoczenie nie przez pryzmat tego, gdzie pracują i na jakim stanowisku, tylko tego, jakimi są ludźmi, jakie są ich pasje, zainteresowania czy hobby.

W takiej firmie chcieliby pracować "cicho odchodzący"

Jak zatem zbudować przyjazne miejsce pracy dla "cicho odchodzących"? Pracodawcy będą musieli rozważyć np. wprowadzenie dłuższych przerw w ciągu dnia. Menedżerowie powinni też sami zachęcać do wykorzystywania urlopu, a także w razie potrzeby oferować pełnopłatne dni wolne.

To, czego nie będą mogli robić, to np. odpisywać na e-maile i odbierać telefony po godzinach pracy. Młodzi będą oczekiwać od nich przykładu wyważonego balansu między życiem prywatnym a zawodowym, bo jeżeli przełożeni nie będą go wykazywać, to pracownicy będą mieć poczucie, że wymaga się od nich takiego samego podejścia.

Michelle Hay, global chief people officer w Sedgwick, zapytana przez "The Washington Post" o to, jak zbudować przyjazne miejsce pracy dla "zetek" i "cicho odchodzących", podkreśla, że ważnym aspektem będzie stworzenie takich warunków, w których młodzi będą mogli zwrócić się o pomoc w każdej chwili bez narażenia się na ostracyzm ze strony współpracowników.

Dużą w tym rolę będą mieć do odegrania zespoły HR. Ekspertka wyjaśnia, że będą musiały one znacznie częściej badać samopoczucie personelu, wychodząc przy tym poza sztywne formularze weryfikujące wydajność. "Zetki" chętniej będą z nimi rozmawiały o swoich odczuciach względem pracy i pracodawcy, a w ich słowach specjaliści powinni poszukiwać rzeczywistego obrazu miejsca pracy, jaki noszą oni w swojej wyobraźni.

Młodzi będą sobie też cenić firmy, które wprowadzą czterodniowy tydzień pracy. Ten temat zresztą przewija się w debacie publicznej od dłuższego czasu. Niektóre przedsiębiorstwa już zdecydowały się na pilotaż w tym zakresie, by sprawdzić, jak to wpłynie na wydajność i samozadowolenie zespołu. Nawet w Polsce politycy dostrzegają ten problem. Przed kilkoma tygodniami pilotażowy program skróconego tygodnia pracy zapowiedział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.

Przed menedżerami stoi wyzwanie "cicho odchodzących"

Joe Grasso, starszy dyrektor ds. transformacji pracowniczej w firmie Lyra Health, w rozmowie z "The Washington Post" zauważył, że starsze pokolenia, zakorzenione w kulcie pracy, mogą tego podejścia nie rozumieć, a wręcz myśleć o nim, że jest cyniczne względem ich pracodawcy. Samo wycofanie się z wyścigu szczurów, zdaniem eksperta, nosi znamiona "klasycznego spadku motywacji i niskiego zaangażowania".

Pracownik "cicho odchodzący" najprawdopodobniej swoją interakcję z otoczeniem w pracy będzie ograniczać do minimum. A kiedy np. szef rzuci jakąś ideę i poprosi zespół o wspólne wypracowanie koncepcji na bazie tegoż pomysłu, "cicho odchodzący" najczęściej wybiorą milczenie.

Skutkiem mogą być skargi kolegów na "cicho odchodzącego" pracownika – uważa Joe Grasso. – Wszystko przez fakt, że ci koledzy mogą czuć się sfrustrowani koniecznością nadrabiania zaległości lub mieć wrażenie, że są odsunięci na dalszy plan – dodaje ekspert w rozmowie z "The Washington Post".

Rozmówca gazety jest zdania, że przed szefami pojawi się niezwykle trudne zadanie: pogodzić w jednym miejscu pracy dwie grupy mające całkowicie przeciwstawne podejście do wykonywanych obowiązków. Będą musieli wykazać się dużą dozą empatii i wyczucia. Ich podejście wobec pracowników starszych i "zetek" będzie musiało się różnić, a zarazem nie będą mogli przesadzić z udogodnieniami w żadną stronę, tak by nie doszło do poczucia, że któraś z grup jest faworyzowana.

Poza tym "ciche odchodzenie" może z czasem skusić i starszych pracowników. Kiedy okaże się, że porównają swoje doświadczenia zawodowe z młodszymi, to w ich głowach mogą pojawić się myśli o zmarnowanym okresie, gdy oddawali się w pełni obowiązkom zawodowym, a także o potrzebie większej samorealizacji.

Kolejny problem pracodawców po "wielkiej rezygnacji"

Kathy Kacher, założycielka Career/Life Alliance Services, w rozmowie z "The Washington Post" zwraca uwagę, że pokoleniowa zmiana i związane z nią myślenie o obowiązkach zawodowych przychodzi w trudnym momencie z punktu widzenia pracodawców. Dopiero co mieli oni do czynienia z "wielką rezygnacją", związaną z wypaleniem zawodowym.

Po pandemii ludzie zaczęli przewartościowywać swoje potrzeby i ideały. Często okazywało się, że miejsce zatrudnienia, które dotychczas mogło się wydawać nawet pracą marzeń, już nie odzwierciedla nowych wartości pracowników. Dla nich oznaczało to chęć zmian i poszukiwania siebie na nowo, dla ich pracodawców – exodus zatrudnionych.

W USA – czyli w kraju, gdzie żyje ok. 329 mln ludzi – w 2021 r. średnio 4 mln osób miesięcznie rzucało papierami. Robili to nawet ci, którzy w jednym przedsiębiorstwie potrafili przepracować dziesięciolecia. Mało tego: nie wszyscy, którzy zrezygnowali z pracy w ubiegłym roku, zdecydowali się na powrót w sztywne ramy zatrudnienia. Spora grupa postanowiła realizować się w inny sposób niż poprzez codzienną pracę co najmniej po 8 godzin.

Kathy Kacher podkreśla też, że stoimy w przededniu ogromnego starcia między menedżerami firm a ich podwładnymi o powrót do biur. Po pandemii nikt z zatrudnionych nie wyobraża sobie powrotu do "starego" świata, gdzie do firmy przyjeżdżało się każdego dnia.

Inaczej myślą o tym pracodawcy, co pokazuje choćby podejście Elona Muska. Multimiliarder zażądał od podwładnych powrotu do biur. W przeciwnym wypadku zagroził, że pracownicy będą musieli poszukać sobie nowej pracy. W Apple natomiast w ostatnich dniach kwitnie bunt przeciwko Timowi Cookowi, CEO tej firmy. Pracownicy technologicznego giganta skrzyknęli się i podpisują petycję, która ma odwieść ich szefa od zmuszania ich do powrotu do pracy stacjonarnej.

Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(280)
WYRÓŻNIONE
Asixable
2 lata temu
Nie, to nie są leniwe dzieci z ADHD, tak jak ktoś tu pisze. Mam 27lat, pracowałam w biurze, zajmowałam się transportem towaru i sprzedażą. Miałam 34letnią zmienniczke w trakcie rozwodu, dwójka dzieci. Co miesiąc zakochana w innym, zamiast zająć się pracą to siedziała na badoo albo ig i szukała bankomatu dla siebie i dzieci (sama mówiła, że biedaka nie weźmie, a zarabiałyśmy rok temu po 2700). Wiązało się to z tym, że musiałam zapieprzać za dwoje. Jej zmiany w weekendy też musiałam brać, bo co tydzień dziecko z gorączką a w poniedziałek się chwaliła, że w sobote była na baletach. Moje ciche odejście zaczęło się w momencie, kiedy szef mi powiedział, że mam zapi..lać i nie marudzić, bo nie mam dzieci, a ona ma ciężko. Zaczęłam robić tylko swoje. Nagle jej braki wyszły na jaw, szef się dowiedział co ona odwala, i co? I nic... Myślę, że teraz są większe możliwości niż za czasów Naszych rodziców i jeżeli ktoś Cie w pracy gnębi to jest więcej opcji. I szczerze? Teraz w pracy daje z siebie tyle za ile mi płacą. Przez te lata miałam tylko jednego dyrektora, który potrafił docenić człowieka i pomóc się rozwinąć. I przyznam się, że u Niego zasuwałam jak wół, bo wiedziałam, że warto (i było), robiłam nawet rzeczy, które nie należały do moich obowiązków i sam potrafił przyjść i powiedzieć, że nie chce, żebym się przez to wypaliła. Także niech mi nikt nie mówi, że to się bierze z lenistwa. To się bierze z braku szacunku. A czasy się zmieniają i coraz mniej osób daje sobie pluć w twarz za śmieszne pieniądze.
Inzynier
2 lata temu
Mam 41 lat, juz na studiach pracowalem. Ok, dorobilem sie swojego mieszkania, samochodu itp. Na standard zycia nie narzekam. Ale jak widze jak pracuja teraz mlodsi ode mnie to czuje sie frajerem. Jedyna opcja to zaczac pracowac tak samo jak oni.
Bcag
2 lata temu
To żdana nowość. Minimalisci juz od kilkunastu dobrych lat wkraczają na rynki pracy. Po latach dawania z siebie wszystkiego przez ich rodziców dobrze wiedza, ze korporacje po wykorzystaniu możliwości pracownika na maksa, wydrenowaniu go z wszelkiej energii pozbywali sie takich pracownikow niczym śmieci.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (280)
Thanks
2 lata temu
Tych cicho odchodzących trzeba wywalać z hukiem, tak żeby inni podobni usłyszeli, a koledzy, którzy przez nich mają więcej roboty - głośno odetchnęli. Snowflake out, happiness in.
Ech
2 lata temu
Mam codziennie kontakt z klientem. Wyzwiska i poniżanie pracownikow przez klientów zdarzają się prawie codziennie a dyrektorka wzrusza ramionami. A jak jakiś klient dorwał ją w holu i nawymyślał to prawie się poplakala. Tacy są przełożeni. Tchórze
Marta
2 lata temu
Mam 47 lat, zawsze pracowałam więcej niż było trzeba ale w ramach 8 godzin bo to był dla mnie limit nie do przekroczenia. To wymagało ode mnie wprowadzania usprawnień, własnych narzędzi i ogromnej systematyczności. Mój przełożony przestał kompletnie interesować się moją pracą - nie ma problemów, są efekty więc norma. Na spotkaniach rozmawia się tylko o problemach a później ewentualnych sukcesach. U mnie nie ma problemów, a jak są to sobie sama radzę, więc już później nawet nie ma co opowiadać. To jest mega frustrujące, mam coraz mniejszą ochotę do pracy. Kompletnie bezsensu. Nie obchodzi mnie łatka super samodzielnego pracownika, czasami chciałabym żeby Mój przełożony zanteresowal się szczegółami tego co dostaje.
Pracuś
2 lata temu
Normalność zawitała do nadwiślańskiej krainy przynajmniej w jednej dziedzinie ...
306
2 lata temu
Przykład idzie z góry. Jeśli większość menedżerów, kierowników, prezesów, itp. obija się całymi dniami na nic niewnoszących spotkaniach, podrzuca oderwane od rzeczywistości pomysły i ogólnie niczego nie "produkuje", to co się dziwić, że podwładni również mają gdzieś oranie w robocie ponad normę? Zakłady pracy żyją dzięki szeregowym, stabilnym pracownikom, a nie dzięki jednostkom ze "świecznika". Praca dla życia, ale absolutnie nie życie dla pracy. Pokolenie DESPERATÓW wyłapujących łapczywie każdy okruszek z pańskiego stołu spowodowało, że mamy aktualnie kompletnie wypaczone, patologiczne wręcz kadry kierownicze oraz przedsiębiorców z równie patologicznym podejściem do pracownika, uważających że własną nieudolność w zarządzaniu można sobie nadrobić kosztem podwładnych. I takie myślenie należy otwarcie krytykować, wyśmiewać i wyplenić czym prędzej.
...
Następna strona