Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Nie chodziło o to, że mam zdolności profetyczne. Po prostu logika mówiła, że tak się to musi skończyć. W 2015 r. oczywiście nie byłem tak mądry, żeby przewidzieć wprowadzenie programu 500 plus. Wtedy wydawało się wręcz nieprawdopodobne, żeby garściami rzucać pieniądze, co do źródła których nikt nie ma sensownego pomysłu.
Zadłużenie Polski. Powody sięgają 2015 roku
Opowiadanie o tym, że uszczelnienie podatków da 40 mld zł, było nieporozumieniem. Na szczęście wzrost PKB na poziomie 5 proc. rocznie, dwuprocentowa inflacja i dobra koniunktura globalna do 2020 r. pomogły w wypracowaniu tych środków, ale oczywiste było, że nie robimy zapasów, za to zwiększamy wydatki sztywne, które trzeba będzie ponosić również w czasach dekoniunktury.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Osiem lat temu mówiłem też, że aspirujący do rządzenia krajem odwrócą reformę emerytalną z czasów koalicji PO-PSL. Twierdziłem tak nie dlatego, że uważałem tę reformę za niesłuszną. Dłużej żyjemy, dłużej powinniśmy pracować, a skoro nieopatrznie (ja byłem przeciw) zgodziliśmy się na reformę systemu emerytalnego z roku 1999 ("ile odłożysz, tyle dostaniesz"), to teoretycznie powinniśmy wiedzieć, że krótka praca oznacza biedaemeryturę.
Teoretycznie powinniśmy to wiedzieć, ale reforma została przeprowadzona źle, pośpiesznie i bez należytego uświadomienia społecznej konieczności podniesienia ustawowego wieku emerytalnego. Nie trzeba więc było posiadać ponadnormalnych umiejętności, żeby dojść do wniosku, że Prawo i Sprawiedliwość reformę odwróci. Przecież to nie partia będzie ponosiła konsekwencje tylko emeryci, a partia po prostu wygra wybory.
Droga do portfeli Polaków
Tak więc osiem lat temu szlaban poszedł w górę. Droga wiodąca do zwycięstwa wyborczego wiodła przez portfele Polaków. Konsekwencja była oczekiwana i oczywista: wyborczy wyścig po te portfele. Dziwić mogło tylko umiarkowanie opozycji i PiS w wyborach 2019 r. Tym razem wszyscy idą na całość. No, może prawie na całość, bo do wyborów zostało jeszcze 40 dni i wiele się może jeszcze wydarzyć. Mam swoje typy na te wydarzenia, ale podpowiadać ich nie będę, bo co prawda wiele portfeli Polaków by zasiliły, ale droga do celu (o nim na końcu tekstu) zostałaby znacznie skrócona.
#Licznikwyborczy pokazuje już kwotę 739 mld zł, ale autorzy zastrzegają, że "tylko zwycięzca będzie miał szanse na ich (obietnic) realizację". Nie do końca, bo jeśli powstanie jakaś koalicja rządowa, to wiele z tych obietnic trzeba będzie spełnić. Tym razem nie wystarczy obiecać i nie dotrzymać, bo Polacy nauczyli się już doceniać tych, którzy "dowożą" obietnice.
Spojrzałem na szczegółową listę tych obietnic. W oczy rzuca się przede wszystkim niski poziom obietnic Koalicji Obywatelskiej (80,9 mld zł). Niestety nie jest tak dobrze, jak się może wydawać. Przecież w tych obietnicach nie ma tego, co zapowiada PiS (np. rozbudowy armii za 45 mld zł, program Inwestycji i Fundusz Inwestycji Lokalnych za 46 mld zł czy przedłużenie tarczy antyinflacyjnej i ograniczenie cen energii za 13,6 mld zł). Czy z tego wynika, że Koalicja Obywatelska, jeśli utworzy rząd, nie wyda ani złotówki na te cele? Oczywiście, że nie, zatem wydatki będą dużo większe niż te na poziomie 80,9 mld zł.
Obietnice Lewicy są według mnie przesadzone. Owszem, Lewica obiecuje 8 proc. PKB na ochronę zdrowia (112 mld zł), ale duża część z tego będzie pochodziła ze składki zdrowotnej (być może zwiększonej). Ponadto uważam, że ochrona zdrowia powinna być na pierwszym planie każdego rządu. Politycy Lewicy obiecują 25 proc. PKB na inwestycje (63,6 mld zł), ale dopiero w 2028 r., czyli po czteroletniej kadencji. To też powinien być priorytet dla władzy, bo tylko inwestycje (np. z KPO), które w tej chwili leżą i kwiczą, mogą być podstawą trwałego wzrostu gospodarczego.
Skromnie wygląda według mnie Trzecia Droga, mimo że zajmuje w zestawieniu trzecie miejsce. Jak spojrzy się na szczegóły to widać, że obiecuje mniejsze niż PO i PiS podwyżki dla sektora publicznego (12,1 proc.) i jedynie 6 proc. na ochronę zdrowia. Ich własne obietnice to zaledwie 68 mld zł.
Najzabawniejsze są propozycje Konfederacji (być może należy je traktować jak żart, skoro niektórzy politycy tej partii określają tak swoje wypowiedzi). Tutaj są naprawdę autorskie obietnice, nieobjęte przez inne ugrupowania. W sumie jest tego 227,1 mld zł, a największe to liniowy PIT 12 proc. (60,5 mld zł) i wprowadzenie dwóch stawek VAT (47 mld zł). Jest też ponad 100 mld zł ubytku w budżecie państwa - bardzo dużo - i potężne uderzenie w finanse samorządów (PIT), ale pocieszę Czytelników: nikt tego nie wprowadzi.
Polska jak Grecja?
Tak jak pisałem, zostało jeszcze 40 dni i radzę pilnie śledzić oraz analizować #licznikwyborczy, bo wiele może się jeszcze zmienić. Wspominałem o tym, że droga wiedzie do celu.
Celem jest według mnie to, co spotkało Grecję. Proszę pamiętać, że w 1975 r. Grecja miała zadłużenie na poziomie 25 proc. PKB, po 25 latach było to już 100 proc., bo dwie partie ścigały się z prezentami dla elektoratu. Potem był kryzys grecki (ponad 160 proc. długu do PKB), a teraz Grecja ma dług na poziomie 170 proc., i gdyby nie czuła opieka całej strefy euro, to od dawna byłaby bankrutem.
Dla Polski (zadłużenie 49 proc. do PKB, w 2024 r. planowane 54 proc.), jeśli coś się nie zmieni (wejście do strefy euro), cel ten jest odległy, ale w XXI w. zmiany i procesy znacznie przyśpieszyły.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion
***
Eksperci FOR prześledzili wszystkie najważniejsze obietnice wyborcze partii politycznych.
Warto zaznaczyć, że póki co tylko Lewica i Konfederacja przedstawiły swoje programy wyborcze, a Trzecia Droga - znaczną jego część. Koalicja Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość jeszcze tego nie zrobiły, więc w ich przypadku wyliczenia bazują na dostępnych w przestrzeni publicznej obietnicach wyborczych i fragmentach programów. Na bieżąco będziemy aktualizować nasz licznik. Wszystkie szczegóły znajdują się tutaj.