Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Resort proponuje odejście od tego typu zadań w klasach 1-3, natomiast w klasach 4-8 prace domowe pozostaną, jednak nie będą ani obowiązkowe, ani oceniane. Szefowa MEN w programie "Tłit" WP zapowiedziała, że zmiany zostaną wprowadzone w kwietniu.
W swoich mediach społecznościowych plany potwierdził również premier Donald Tusk. "W klasach od 1 do 3 żadnych prac domowych, no chyba że czasami jakiś wierszyk. Od 4 do 8 klasy prace domowe tylko dla chętnych i bez oceniania. Jeśli chodzi o szkoły średnie, bawcie się dobrze na feriach" - stwierdził na platformie X (dawniej Twitter) szef rządu. Czy jednak reforma jest słuszna?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prace domowe. Nauczyciele je popierają
Likwidacja prac domowych była jednym z punktów programu wyborczego Koalicji Obywatelskiej. Znalazła się na liście "100 konkretów", dokładnie rzecz ujmując w punkcie 45., który w całości brzmi tak:
Zlikwidujemy prace domowe w szkołach podstawowych. Wprowadzimy szeroką ofertę bezpłatnych zajęć pozalekcyjnych w szkole. Przeznaczymy dodatkowe pieniądze na zajęcia rozwijające zdolności uczniów i wyrównujące szanse, sport, rozwijanie zainteresowań. Zapewnimy pomoc w szkole zamiast korepetycji w domu.
Portal GłosNauczycielski.pl zapytał w sondzie nauczycieli, co sądzą o pomyśle. 40 proc. respondentów stwierdziło, że "taka zmiana powinna zostać uprzednio skonsultowana ze środowiskiem oświatowym", kolejne niemal 30 proc. "źle ocenia pomysł" i uważa, że "za wcześnie na takie zmiany". Dobrze ocenia ideę jedynie 18 proc. osób, które oddały głos. Do momentu pisania tego artykułu w sondażu wzięło udział niecałe 400 osób. Oczywiście trudno traktować sondę na stronie internetowej za reprezentatywną, jednak sama Barbara Nowacka twierdzi, że sprawę wielokrotnie konsultowała "głównie z młodzieżą". Powstaje pytanie z jaką młodzieżą? Z tą z klas 1-3, czyli z 6- i 9-latkami? A może z 13-latkami z ósmych klas?
Zastrzeżenia co do reformy płyną od konkretnych osób ze środowiska nauczycielskiego. - Dla mnie i większej części nauczycieli, z którymi współpracuję, system powinien zadziałać od początku do końca. A to oznacza najpierw zminimalizowanie podstawy programowej, ewentualne przyznanie innej siatki godzin na różne przedmioty, a dopiero później minimalizacja prac domowych - mówiła w rozmowie z WP Katarzyna Orzeł dyrektorka SP nr 18 w Lublinie. Już w tym momencie problemem wydaje się brak konceptualizacji zmian na poziomie systemowym.
Na bardzo istotną kwestię w portalu Prawo.pl zwraca uwagę Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty Czytaj. "Uważam, że w przypadku dzieci, które mają kapitał społeczny i kulturowy, to nic nie zmieni, rodzice nadal pomagać im będą w nauce, zaszkodzi tym dzieciom, które takich zasobów nie mają - jest spore ryzyko, że te nie będą robić nic". A co o tym wszystkim mówią badania i ekspertyzy?
Według publikacji Fundacji Naukowej Evidence Institute oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego "Zadawać czy nie? Prace domowe w świetle badań" w 2012 r. polscy uczniowie spędzali około 7 godzin tygodniowo rozwiązując zadania domowe. Analiza objęła 15-latków, ponieważ dane pochodziły z PISA (Programme for International Student Assessment) - międzynarodowego badania prowadzonego pod egidą OECD. Średnia dla uczniów ze wszystkich krajów OECD wynosiła około 5 godzin. Najmniej nad pracami domowymi spędzały fińskie nastolatki (niecałe 3 godziny tygodniowo), najwięcej włoskie (niemal 9 godzin).
Aż 97 proc. nauczycieli uważa, że prace domowe to konieczny składnik procesu edukacyjnego. Oczywiście "prace domowe" mogły być różnie rozumiane przez badanych. Niektórzy nauczyciele mogli to rozumieć jako krótkie powtórzenie materiału, inni jako wielogodzinne rozwiązywanie złożonych zadań. Kolejna sprawa to fakt, że nauczyciele nie muszą znać badań, mogą bazować jedynie na intuicjach, a te nie muszą być trafne. Istotne jest więc zajrzenie do danych na temat tego, jak prace domowe przekładają się (bądź nie) na wyniki w nauce.
Prace domowe w badaniach naukowych
Analiza danych PISA 2012 dla Polski pokazuje, że istnieje relatywnie niewielka, ale pozytywna zależność między wynikami uczniów a czasem poświęcanym na zadania domowe, o ile pod uwagę weźmie się status społeczno-ekonomiczny rodziny ucznia oraz jego płeć. Uczniowie, którzy poświęcają trzy godziny więcej na prace domowe, uzyskują wyniki z matematyki o ok. 10 pkt wyższe na skali PISA (1/10 odchylenia standardowego). Jest to stosunkowo niewielka pozytywna zależność odpowiadająca efektom 3-4 miesięcy kształcenia - czytamy w opracowaniu.
Ale to nie wszystko. W cytowanym raporcie możemy znaleźć również informacje na temat tego, że liczba godzin poświęconych na zadania domowe jest pozytywnie skorelowana z osiągnięciami dziewcząt oraz chłopców uzyskujących przeciętne lub kiepskie rezultaty w nauce. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że przynajmniej w niektórych grupach (a jeśli mówimy o chłopcach z gorszymi wynikami, to jest to ten segment uczniów, na poprawie wyników którego najbardziej powinno nam zależeć) prace domowe rzeczywiście polepszają oceny.
"Wśród uczniów, którzy w badaniu PISA wypadli gorzej, różnica w wynikach rośnie o 4-5 pkt na skali PISA wraz ze wzrostem czasu poświęcanego na zadania domowe o 1 godz. w tygodniu. Dla tej grupy uczniów różnica między tymi, którzy w ogóle nie odrabiają prac domowych, a tymi, którzy pracują w domu ok. 7 godz. tygodniowo (ok. średniej krajowej), wynosi aż 30 pkt, co - wg OECD - jest bliskie korzyściom płynącym z jednego roku kształcenia" - czytamy w analizie. Prace domowe zauważalnie ciągną więc w górę tych, którzy z jakichś powodów mają gorsze wyniki - czy to z powodu cech indywidualnych, czy z powodu dorastania w nieuprzywilejowanym środowisku.
Brak prac domowych może uderzyć w uczniów z problemami
Jest tu jednak jedno "ale": dane odnoszą się do 15-latków, a więc nie do grupy, którą ma objąć zapowiedziane przez Barbarę Nowacką rozporządzenie. Szefowa MEN w przytaczanym już programie "Tłit" stwierdziła jednak, że "po kilku latach obowiązywania braku prac domowych w szkołach podstawowych, w szkołach średnich też to będzie zniesione". Jeżeli tak się stanie, to prawdopodobnie będzie to ze stratą dla uczniów, którzy mają w szkole większe problemy.
Przytoczmy jeszcze jeden niezmiernie ciekawy wniosek z raportu Fundacji Naukowej Evidence Institute oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego. Otóż okazuje się, że w gimnazjach, gdzie uczniowie odrabiali prace domowe średnio przez 3 godziny dłużej tygodniowo, uzyskali w teście PISA wyniki o 42 pkt wyższe, co odpowiada mniej więcej rokowi nauki. Jak zaznaczają eksperci, nie jest to zależność przyczynowo-skutkowa, jednak skłania to do wniosku, że "całkowite porzucenie zadań domowych na poziomie szkoły średniej może się odbić negatywnie na wynikach uczniów".
Tu warto dodać zastrzeżenie, że mówimy o systemie, w którym wszystkie inne zmienne pozostają takie same. Należy jednak pamiętać, że w edukacji istnieją różne "pokrętła" (inne niż prace domowe), którymi można manipulować, aby ciągnąć w górę słabszych.
Podobne zależności nie ujawniają się jednak w przypadku szkół podstawowych. Jeśli chodzi o wyniki edukacyjne, ulżenie najmłodszym dzieciakom, jeśli chodzi o prace domowe, może być słuszne.
Narasta problem w Europie. Nie ma kto uczyć dzieci
Prace domowe wpływają na różne sfery życia
Na ciekawy aspekt sprawy zwraca uwagę artykuł zamieszczony na łamach prestiżowego Journal of Research in Personality. Poza bowiem kwestią samych wyników w nauce prace domowe mogą oddziaływać na inne sfery życia. Badacze przyjrzeli się kwestii sumienności niemieckich uczniów w klasach 5-8 (Grade 5 to Grade 8), a więc w interesującej nas grupie wiekowej.
Dlaczego naukowców zainteresowała właśnie sumienność? Ponieważ - jak zauważają - przekłada się ona na wiele innych aspektów życia, takich jak: samokontrola, odpowiedzialność za innych czy pracowitość. Ale też: długowieczność, zadowolenie z relacji i osiągnięcia zawodowe. A w przypadku szkoły jest cechą - tuż za zdolnościami poznawczymi - najlepiej przewidującą wyniki w nauce.
Jaki więc jest związek prac domowych z sumiennością? Okazuje się, że wysiłek związany z pracami odrabianymi w domu prowadzi do zwiększenia sumienności uczniów. I jest to zależność przyczynowa. Jasne jest, że osoby "z natury" sumienniejsze mogą się bardziej przykładać do prac domowych. Badacze stwierdzają jednak, że samo odrabianie prac domowych kształtuje sumienność.
Interesujący głos w sprawie zajęć w domu płynie również z portalu PsychologyToday.com, gdzie Cara Goodwin zbiera głosy naukowe odnoszące się do interesującego nas zagadnienia. Według niej, prace domowe rzeczywiście mają przełożenie na wyniki w nauce nieco starszych dzieci. Badania z Rumunii pokazują, że mają one również pozytywne przełożenie na wyniki w nauce w podstawówce, jednak pod warunkiem, że tych prac nie jest zbyt wiele.
Z cytowanych przez Goodwin badań wynika, że w przypadku prac domowych dla nastolatków nie powinny one przekraczać 1,5-2,5 godzin dziennie. Im młodsze dzieci, tym zadań domowych powinny mieć mniej. Uczniowie i uczennice pierwszych klas podstawowych powinny spędzać na odrabianiu prac domowych minimalną ilość czasu, a najważniejszą funkcją takich zajęć nie są raczej podwyższanie wyników, ile tworzenie mechanizmów "samoregulacji" wśród dzieci.
Podsumowując: prace domowe w przypadku dzieci uczą sumienności, w przypadku starszych również, a do tego przekładają się na lepsze wyniki w nauce. W tej drugiej grupie służą osobom, które sobie w szkole gorzej radzą. Zmiany w systemie edukacyjnym nie są oczywiście niczym złym. Trzeba jednak wiedzieć, co dokładnie chce się zrobić i dla jakich grup mogą one przynieść korzyści, a dla jakich - i może to jest ważniejsze - szkodę. Przynajmniej na poziomie komunikacji ministerstwa takich informacji zabrakło.
Kamil Fejfer, dziennikarz, analityk rynku pracy i nierówności społecznych