Europę czeka duże przyśpieszenie w rozwoju OZE, jeśli założone cele mają zostać zrealizowane. Żeby ograniczyć emisję o 55 proc. (w stosunku do 1990 r.) Unia, która przyłączała średnio około 20 GW rocznie, będzie musiała podwoić te inwestycje. I to szybko, bo do 2030 r.
Tylko Polska zakłada, że do tego czasu przybędzie w naszym systemie 9 GW z lądowej energetyki wiatrowej. Inwestują również nasi zachodni sąsiedzi. Niemcy zakładają przyłączanie po 10 GW mocy z wiatru rocznie. Rewolucja wiatrakowa nabiera więc tempa, ale ta kumulacja inwestycji będzie kosztowna. Przy tak dużym popycie wzrosną ceny niezbędnych komponentów. Trudniej będzie też o pracowników.
- To będzie duże wyzwanie dla Europy - mówi money.pl Janusz Gajowiecki prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). - Polska, jeśli tylko doczeka się korzystnych regulacji, z przyłączeniem 9 GW powinna jednak sobie poradzić - zaznacza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak mówi Gajowiecki, obecnie naszą energetykę wiatrową stopuje przede wszystkim brak obiecanych przez rząd uregulowań prawnych, które odmroziłyby możliwość rozwoju turbin na lądzie. Ustawa wiatrakowa wciąż nie jest gotowa.
Brak regulacji, przeciągające się pozwolenia, brak możliwości przyłączeń do sieci. Kwestie środowiskowe, wdrożenia dyrektyw choćby RED 2, nie mówiąc już RED 3, czy brak wykwalifikowanych ludzi do pracy. Musi się wydarzyć bardzo dużo i bardzo szybko, jeśli chcemy zrealizować te założenia i redukować koszty energii w ogóle - dodaje prezes PSEW.
Jak wynika z raportu "Koszty braku dekarbonizacji" Polskiego Instytutu Ekonomicznego, opóźnienia lub zaniechania rozwoju niskoemisyjnych źródeł to w perspektywie 2060 r. ponad 18 proc. wyższe koszty - dodatkowe 330 mld zł, czyli 9 mld zł rocznie - i ponad dwukrotnie wyższe ceny energii na rynku hurtowym.
Boom będzie napędzać koszty
Wiatr to obecnie najtańsze i najbardziej efektywne źródło energii. Koszt jej wytworzenia jest znacznie niższy niż w przypadku paliw kopalnych. W Polsce natomiast wytworzenie 1 MWh z węgla kosztuje ponad 700 zł i z roku na rok rośnie.
Dla porównania, energia z lądowych farm wiatrowych potrafi kosztować od 103 do 323 zł za 1 MWh - wynika z wyliczeń firmy Lazard. Praca morskich turbin to 310 do 604 zł, a fotowoltaiczne źródła generują koszt od 103 do 414 zł. Co warto podkreślić, te koszty w przypadku odnawialnych źródeł energii z roku na rok się zmniejszają, a wynikające ze spalania kopalin - rosną.
Mimo tego przy dużym popycie na nowe instalacje, które mają powstawać w najbliższych sześciu latach, ceny komponentów do produkcji będą wzrastać.
- Problemem staje się prze wszystkim ograniczona dostępność komponentów dla producentów turbin wiatrowych, tak by nadążali z zamówieniami - tłumaczy prezes PSEW. - Dodatkowo, jeśli chcemy produkować według europejskich standardów, to oznacza, że te komponenty będą 20-30 proc. droższe w związku z mocnym nastawieniem na europejski łańcuch dostaw - dodaje.
Jak wyjaśnia, budowa elektrowni wiatrowej bazuje na wielu surowcach i materiałach, zaczynając od budowlanych choćby w postaci betonu, który stanowi fundament dla wiatraka. - Do tego potrzeba 500 m szesc. betonu pod turbinę - mówi Gajowiecki.
Sama wieża wiatraka zbudowana jest ze stali. Może ważyć około 270 ton. - Opowiada za to gównie produkcja w hutach, często w hutach wodorowych. To narzucony standard. Ta stal dla wiatraków nie jest najtańsza - dodaje.
Do tego dochodzą jeszcze łopaty głównie z włókna szklanego, gondola oraz sama turbina. - Turbina składa się ze stali i sztucznych tworzyw. Łopata to też w 100 proc. materiały biodegradalne, więc zdecydowanie nieużywany tanich materiałów. Stal i sterowniki, automatyka IT, wyposażenie i tu dochodzą pierwiastki ziem rzadkich - do których dostęp jest utrudniony. W końcu przekładnie stalowe i skrzynia biegów - to najbardziej kapitałochłonne komponenty - wylicza nasz rozmówca.
Jaki jest koszt jednego wiatraka?
Jak wynika z raportu "Lądowa energetyka wiatrowa 2024" opracowanego przez PSEW, TPA i DWF, koszt postawienia jednego wiatraka na lądzie jest znacznie niższy, niż jego budowa na morzu. Dla 1 MW w lądowej energetyce wiatrowej wynosi 8,1 mld zł, a dla morskich farm wynosi to ok. 13,8 mln zł.
Jak podkreśla prezes PSEW, w budowę elektrowni wiatrowej zaangażowanych jest wiele firm.
- W przypadku lądowych farm mamy dużo firm zaangażowanych w produkcję, które dostarczają całe łopaty czy wieże. Te są produkowane głównie przez polskie firmy, głównie niestety na eksport. Mimo braku możliwości stawiania w Polsce lądowych elektrowni, polskie firmy się utrzymały. O nich się nie mówi, bo to nie jest główny dostawca jak GM czy Simens - wyjaśnia Gajowiecki.
Jak przypomina, w Gotechu w Gorzowie są produkowane elementy morskich farm wiatrowych. Turbiny wiatrowe z panelami sterowania wytwarzane są też w Szczecin-Dąbiu. Zakłady będące oddziałem duńskiej KK Wind Solutions produkują tam turbiny dla Siemensa. - Instalacje - roboty budowlane, elektrykę z przyłączami i obsługę oraz serwis też robią polskie firmy - zaznacza Gajowiecki.
Jak mówi, w cyklu życia takiej turbiny około 50 proc. mają udział polskie zakłady. - Mamy już spory wpływ do budżetu. To około 70 mld zł w PKB. Czekamy na tę ustawę, uwolnienie lądowych farm zwiększy ten wpływ dla gospodarki kraju i obniży ceny energii - mówi prezes PSEW.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl