Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Poseł Ryszard Petru z Polski 2050 poinformował w poniedziałek, że w Wigilię będzie pracował w jednej z warszawskich Biedronek - we wtorek ma ujawnić, w której dokładnie. Jego zmiana zacznie się wcześnie rano, a po godzinie 13 ma brać udział w sprzątaniu. To efekt jego wcześniejszych zapowiedzi, że z chęcią zasiądzie na kasie w przeddzień świąt Bożego Narodzenia. Ta z kolei deklaracja wynikała z jego wyraźnego sprzeciwu wobec pomysłu wprowadzenia dodatkowego dnia wolnego właśnie tego dnia. Zagadnieniu polityk poświęcił co najmniej kilkanaście wpisów w portalu X.
"Dobrobyt bierze się z pracy, a nie dni wolnych i warto, by Lewica o tym pamiętała. Niektóre branże w Wigilię pracują na zwiększonych obrotach, a inne i tak w tym dniu kończą pracę wcześniej" - pisał polityk na portalu społecznościowym. Przypomnijmy, że za postulatem wolnej Wigilii stoi właśnie Lewica. Nowe regulacje mają obowiązywać od świąt 2025 roku. Obecnie projekt nowego prawa czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"24 grudnia Polska funkcjonuje i wcale nie na zwolnionych obrotach. Pracują przecież sklepikarze, kolejarze, dziennikarze, cukiernicy, kucharze, energetycy, górnicy, cały sektor produkcji przemysłowej - pisał innym razem Ryszard Petru. "Ten dzień jest wyjątkowy, bo masa firm, wielu przedsiębiorców oczekuje na istotną część utargu grudniowego" - dodał. "Każdy dodatkowy dzień wolny od pracy kosztuje gospodarkę 6 mld zł. Jeśli Wigilia miałaby być dniem wolnym, to kosztem innego święta w roku, tak aby liczba dni wolnych - których mamy 13 - nie zmieniła się" - stwierdził w kolejnym wpisie
Jak to więc jest z tą wolną Wigilią? Ile naprawdę będzie kosztować polską gospodarkę? Dlaczego wigilia miałaby być wolna, skoro kolejarze i tramwajarki rzeczywiście muszą w ten dzień pracować? I czy polityk pracujący jeden dzień na kasie naprawdę coś może udowodnić światu?
Zacznijmy od tego pierwszego pytania. Jak napisałem, polityk Polski 2050 uważa, że polska gospodarka może stracić przez wolną wigilią 6 mld zł. Wydaje się, że to naprawdę sporo. Istnieją jednak inne wyliczenia. Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk twierdzi na przykład, że wolny przedświąteczny dzień będzie kosztował gospodarkę od 300 mln do 1 mld złotych.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i rozwoju regionalnego, podaje oszacowania w wysokości 6-8 mld, z kolei minister finansów Andrzej Domański mówi o 4 mld zł. Jak nietrudno zauważyć - zwolennicy pomysłu podają mniejsze oszacowania, a jego przeciwnicy - większe. I nie wiadomo do końca, gdzie leży prawda, ponieważ niezwykle trudno jest oszacować, ile PKB może kosztować nas wyrwanie konkretnego dnia z reżimu normalnej pracy.
Ekonomista prof. Marcin Piątkowski zwraca uwagę na to, że Wigilia nie jest normalnym dniem pracy. Przykładowo większość sklepów jest otwarta do godziny 14, ale już godzinę czy nawet dwie wcześniej niewielu jest w nich klientów, ponieważ bardzo wielu Polaków krząta się w swoich domach przygotowując wieczorny posiłek. Również w biurach mamy do czynienia ze zwolnieniem obrotów. Tu zresztą z do połowy zaciągniętym hamulcem mamy prawdopodobnie do czynienia mniej więcej tydzień przed świętami. Ba, niektórzy pracodawcy w ogóle decydują, aby Wigilia była po prostu dniem wolnym.
A co z argumentem, że w Wigilię pracują "kolejarze, dziennikarze, cukiernicy, kucharze, energetycy, górnicy"? Cóż, tutaj chyba sprawę dość zgrabnie podsumował Krzysztof Śmiszek, europoseł Lewicy, który w serwisie X odpowiedział politykowi Polski 2050: "Ryszard, kolej pracuje nawet w Boże Narodzenie czy też 11 listopada. Błagam, miej szacunek dla inteligencji Polaków!".
To prawda, że w wigilię pracują kolejarze i kucharze. Jednak jeżeli mielibyśmy konsekwentnie używać tego argumentu, to musielibyśmy dojść do wniosku, że właściwie nie powinno być żadnych dni ustawowo wolnych w roku, ponieważ w każdą niedzielę, ba, również w samo Boże Narodzenie, jak i w Wielkanoc jeżdżą taksówki, a na posterunkach służbę pełnią policjanci.
Jeden promil PKB
Wróćmy teraz do kosztu wolnej Wigilii. Przyjmijmy za ministrem finansów, że nowe regulacje miałyby kosztować gospodarkę 4 mld zł. Tak naprawdę w naszych szacunkach 2 mld w tę czy w tę - jak dziwnie by to nie brzmiało - nie robi większej różnicy. Będziemy bowiem odnosić tę liczbę do całego PKB Polski. O "stracie" bowiem w tym obszarze mówimy. A nawet nie tyle o "stracie", ile o niewygenerowanym dochodzie.
PKB Polski w 2024, według danych przytaczanych przez Krajową Izbę Gospodarczą, wyniesie około 3610 mld zł (czyli ponad 3,6 biliona złotych). Wspomniane 4 mld stanowią jeden promil PKB. Jest jeszcze jedna sprawa. To samo źródło podaje, że w roku 2023 nasze PKB wzrosło o 2,9 proc., co oznacza, że sam wzrost wygenerował dodatkowe 200 mld (jeśli chodzi o proste przeliczenie liczby się nie do końca zgadzają, ponieważ wzrost PKB jest korygowany o inflację).
Również w tej perspektywie wspomniane 4 mld nie wydają się ogromnym kosztem. Zwłaszcza że - na co zwraca uwagę w swoim tekście dla "Gazety Wyborczej" socjolog Jan Radomski - nie wiadomo, czy w dłuższym horyzoncie czasowym wolna Wigilia nie zwiększy wydajności pracowników, którzy dzięki dłuższemu wypoczynkowi mogliby się stać bardziej produktywni. To oczywiście tylko hipoteza, bez dobrze przeprowadzonych badań w takich sprawach zawsze będziemy skazani na przerzucanie się intuicjami.
Co Ryszard Petru może wynieść z pracy na kasie
To wróćmy na koniec do Ryszarda Petru, którego być może część osób będzie miała okazję spotkać na kasie. Cóż, trudno odmówić politykowi pewnej konsekwencji. I za tę konsekwencję - mówię to bez cienia ironii - należy mu się jakiś rodzaj szacunku. Nie jest możliwe jednocześnie, żeby sam polityk nie rozumiał, że jest to nieco groteskowy cosplay pracy na kasie jednoosobowej elitarnej grupy rekonstrukcyjnej udającej "prawdziwą robotę".
Wiadomym jest, że ta jednodniowa PR-owa zabawa nie odda w żadnym stopniu monotonii codziennej pracy w handlu. Ryszard Petru w styczniu o całej sprawie zapomni, będzie żył swoim życiem zapewne całkiem zamożnego i rozpoznawalnego polityka. A ludzie, którzy przez kilka godzin będą z nim pracować (i być może całkiem nieźle się bawić podczas tej odmiany) na tych kasach zostaną.
Zresztą kto wie, może najważniejszą lekcją jaką wyciągnie Ryszard Petru z tego performance'u nie tyle będzie zamiatanie sklepu i samo sprzedawanie na kasie, tylko posłuchanie tego, co mówią tak zwani zwykli ludzie pracujący w usługach. Może wytłumaczą mu, że promil PKB jest mniej istotny niż ich dodatkowy dzień wolny, zwłaszcza w tak wyjątkowym okresie.
Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o gospodarce, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"