Rafał Mundry robił zakupy w sklepie sieci Biedronka na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu. - Starsza pani podeszła do czytnika cen i zapytała się mnie, czy margaryna rzeczywiście kosztuje 4,49 zł. Odpowiedziałem, że tak, ale gdy kupi się dwie sztuki. Pytała, ile kosztuje jedno opakowanie, ale nie mogła znaleźć ceny - relacjonuje Mundry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chodzi o margarynę Smakowita 450 g. Na środku karteczki z promocją podano dużym drukiem cenę 4,49 zł. Pod nią, mniejszym drukiem, podkreślono, że jest to kwota za jeden produkt przy zakupie dwóch sztuk. Ponadto dodano, że kilogram tej margaryny kosztuje 9,98 zł.
- A tego kilograma przecież kupić nie można, jeśli produkt ma 450 g. Przy zakupie dwóch sztuk to łącznie będzie to 900 g - dodaje Mundry. Podawanie cen za kilogram wędlin czy nabiału wynika jednak z przepisów. W ten sposób klient może porównać, ile kosztuje kilogram tego samego produktu w innym sklepie.
Nie ma czegoś takiego jak cena 4,49 zł za produkt (margarynę - przyp. red.). Promocja polega na kupieniu dwóch sztuk margaryny, więc łączna kwota wynosi 8,98 zł. Dlatego prezentowana cena za jedną sztukę wprowadza w błąd, gdyż to cena za połowę zestawu. Da się kupić albo jedną sztukę za cenę regularną 5,76 zł, albo zestaw składający się z dwóch sztuk - ocenia Mundry, który złożył w tej sprawie zawiadomienie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
"Totalne wprowadzanie w błąd"
Na jeszcze inny aspekt promocji zwraca uwagę prof. Andrzej Falkowski, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej i Biznesu na Uniwersytecie SWPS.
- W lewym górnym rogu napisano, że drugi produkt jest tańszy o 44 proc. i o tym będzie myśleć konsument. Klient stwierdzi, że ceną regularną jest wyeksponowane 4,49 zł, a druga margaryna będzie o 44 proc. tańsza od tej właśnie ceny. Czyli zestaw będzie kosztować 6,46 zł. Klient uruchamia tzw. księgowanie mentalne i dokonuje szybkich oraz ogólnych obliczeń w głowie. Dla niego to będzie ponad 6 zł, a jednak przy kasie zapłaci prawie 9 zł. Bo mniejszym drukiem zaznaczono, że 4,49 zł to cena przy zakupie dwóch sztuk. Dopiero jak zacząłem się przyglądać tej etykiecie znacznie bliżej, to zauważyłem ten druk pod ceną 4,49 zł. Tego typu przekaz totalnie wprowadza konsumenta w błąd - uważa prof. Falkowski.
Podobnego zdania jest Grzegorz Miś, Powiatowy Rzecznik Konsumentów we Wrocławiu.
- W opisywanym przypadku przedstawiona cena 4,49 zł powinna być regularna. Zgłaszają się do nas konsumenci w podobnych sprawach, sami też je nagłaśniamy jako rzecznicy. Jest to pod lupą organizacji konsumenckich, choć trudno się przyczepić do warstwy językowej promocyjnych ogłoszeń. Tu wszystko jest zgodne z prawem. Jednak sposób prezentacji wielosztuk w mojej ocenie może stanowić nieuczciwą praktykę rynkową wprowadzającą w błąd - uważa Miś.
Rzecznik przypomina sytuację z Neonetem, który niedawno złożył wniosek o otwarcie postępowania sanacyjnego. - Kilka lat temu przeprowadzono kontrolę związaną z cenami i tylko w jednym sklepie sieci we Wrocławiu 40 proc. cen było źle oznaczonych dla przeciętnego konsumenta - wspomina.
Kołodziejczak walczy ze sklepami
"Cenówka służy do wyeksponowania cen produktów, a przedsiębiorcy mają obowiązek uwidaczniania cen w taki sposób, aby nie budziła ona wątpliwości" - napisał w listopadzie w interpelacji do ministra rozwoju. Kołodziejczak powołał się na Ustawę o informowaniu o cenach usług i towarów w art. 4 ust. 1, która mówi, że "w miejscu sprzedaży detalicznej i świadczenia usług uwidacznia się cenę oraz cenę jednostkową towaru lub usługi w sposób jednoznaczny, niebudzący wątpliwości oraz umożliwiający porównanie cen".
Zdaniem parlamentarzysty "mimo obowiązku informowania o cenie produktu w sposób jednoznaczny, sklepy coraz częściej stosują praktyki, które wprowadzają konsumentów w błąd".
Najlepszym przykładem stosowania manipulacji w niejednoznacznym wskazywaniu cen artykułów spożywczych są niektóre sieci sklepów. Coraz częściej stosowane są praktyki polegające na umieszczaniu na produktach nawet trzech cen. Na jednej cenówce możemy znaleźć cenę obowiązującą przy zakupie jednej sztuki produktu, cenę obowiązującą przy zakupie dwóch sztuk, cenę obowiązującą posiadaczy wskazanej aplikacji czy cenę za np. 100 g produktu - wyliczał Kołodziejczak.
I dodał, że "w praktyce cena za jedną sztukę produktu na etykiecie często znajduje swoje miejsce w jej rogu, a pisana jest znacznie mniejszą czcionką. Cena za jedną sztukę produktu w największym stopniu pomaga konsumentowi podjąć decyzję dotyczącą zakupu i to ona powinna być najbardziej uwidoczniona".
Debiut Kołodziejczaka. Złożył pierwszą interpelację
"Czy Waldemar Buda podejmie działania?" - pytał Kołodziejczak we wpisie na Facebooku z 20 listopada. Jak zauważył portal wiadomoscihandlowe.pl, informacja zilustrowana jest dwiema cenówkami, najprawdopodobniej pochodzącymi ze sklepu Żabka, o czym świadczy charakterystyczny znak graficzny tuż pod ceną. "Można zatem zakładać, że największa polska sieć sklepów convenience jest jedną z tych, które znalazły się na celowniku posła" - czytamy w artykule.
Na zakupy z lupą i kalkulatorem
Nasi rozmówcy przypominają, że Jeronimo Martins, portugalska spółka będąca właścicielem Biedronki, została już ukarana w 2020 r. przez UOKiK. Urząd nałożył na nią karę w wysokości 115 mln zł za naruszanie zbiorowych interesów konsumentów.
"Cena w kasie wyższa niż umieszczona na półce lub brak informacji o cenie produktu? To praktyki niezgodne z prawem" - orzekł UOKiK. Zgodził się z nim Sąd Apelacyjny, który w czerwcu tego roku oddalił apelację Jeronimo Martins Polska.
Jeronimo Martins po wyroku przyznało się do niewłaściwego oznaczania cen. Przedstawiciele spółki stwierdzili również, że były to "błędy ludzkie wynikającej z dużej skali działalności".
- Nie mam nic przeciwko promocjom, ale naprawdę żal mi zwłaszcza osób starszych. Seniorzy często mają problem ze wzrokiem, a tutaj obok kalkulatora potrzebna jest też lupa, żeby odnaleźć się w tych małych druczkach. Tą samą czcionką powinno się prezentować cenę jednostkową oraz łączną za zestaw w wielosztukach. To jest wprowadzanie konsumentów w błąd - podsumowuje Mundry.
Co może zrobić klient?
Prof. Falkowski, który jest również ekspertem sądowym, tłumaczy, że egzekwowane po latach wielomilionowe kary nic dla konsumentów nie zmieniają. Jest jednak inne rozwiązanie.
- Kancelaria prawnicza występuje do sądu, a sąd tworzy zabezpieczenie i blokuje możliwość korzystania z danego rozwiązania do czasu rozprawy. W tym przypadku oznacza to, że dana sieć nie mogłaby korzystać z takiej promocji. Chodzi o powództwo o zabezpieczenie - wyjaśnia prof. Falkowski.
Grzegorz Miś nie ma jednak dobrych informacji dla konsumentów. - Ciężko coś z tym zrobić. Można uzyskać zwrot różnicy wynikającej z innego zrozumienia promocji i stanu faktycznego. Najczęściej to jednak kilka złotych różnicy. Dla klienta to mała kwota, ale dla firmy to już po zsumowaniu gigantyczne kwoty - twierdzi rzecznik konsumentów.
Wysłaliśmy pytania do Biedronki oraz UOKiK w sprawie sprzedawania produktów w tzw. wielosztukach i prezentowania cen. Na odpowiedzi czekamy.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl