Podwyżki, zmiana zasad przechodzenia na emeryturę, utrzymanie cen prądu, nowości w pensji minimalnej oraz odblokowanie funduszu świadczeń socjalnych. To pięć nowych żądań Piotra Dudy i związkowej "Solidarności".
Szef "S" - w nawiązaniu do pięciu przedwyborczych pomysłów Jarosława Kaczyńskiego - nazywa program "Piątką Solidarności". I ostrzega: albo podwyżki dla pracowników i spełnienie postulatów, albo protesty.
Związek nie zgadza się na ciągłe przyznawanie pieniędzy pojedynczym grupom Polaków i żąda kompleksowego programu podwyżek w sferze budżetowej. Tutaj pracuje blisko 350 tys. osób (bez policji i wojska).
- Nie jesteśmy związkiem zawodowym jednego zawodu, ale zrzeszamy wszystkie profesje - podkreśla Piotr Duda. - Przyszedł moment, w którym "Solidarność" upomina się o jeden, bardzo ważny postulat, czyli odmrożenie wskaźnika wynagrodzeń w sferze finansów publicznych, który przez 8 lat rządów PO-PSL był zablokowany - zaznacza. I to pierwszy z postulatów.
Podwyżki
Chodzi na przykład o pracowników Sanepidu, pracowników administracji, sądów i prokuratur, pracowników kultury (w tym na przykład muzealników i bibliotekarzy), pracowników pomocy społecznej i służby zdrowia, a także pracowników cywilnych Ministerstwa Obrony Narodowej. To armia ludzi.
Jak wynika z szacunków money.pl - gdyby spełnić dzisiejsze postulaty tych grup zawodowych (lub przyjmując średnią podwyżkę w wysokości 500 zł brutto) - PiS musiałby znaleźć przynajmniej 1,5 mld zł. Tyle co roku kosztowałyby tylko wyższe pensje.
Piotr Duda: PiS nas oszukał. Mówimy dość!
W Sanepidzie w całym kraju pracuje ponad 15 tys. osób. Część placówek finansowana jest z budżetu centralnego, część jest w gestii samorządów. Gdyby każdy z pracowników ubiegał się o 500 zł miesięcznie - koszt podwyżek wyniósłby około 100 mln zł.
"S" chce również podwyżek dla pracowników sądów i prokuratur. Ci już teraz domagają się podwyżek w kwocie przynajmniej 450 zł na rękę, czyli 550 zł brutto. W całym kraju pracownicy pozasądowi to grupa blisko 40 tys. osób. Dodatkowe wypłaty dla nich to koszt przynajmniej ćwierć miliarda złotych.
Dodatkowe pieniądze miałyby powędrować również do pracowników pomocy społecznej. Ich w całym kraju jest 130 tys. Dla nich 500 zł podwyżki oznaczałoby wydatek rzędu 800 mln zł. A przecież "Solidarność" chce jeszcze walczyć o podwyżki dla pracowników kultury. W tym sektorze pracuje blisko 75 tys. (związanych jest z działalnością obiektów kulturalnych). Podwyżki dla nich? Kolejne pół miliarda złotych.
- Premier mówił, że pieniędzy na podwyżki nie ma, ale okazało się, że pieniądze są, tylko dla niektórych grup zawodowych. Tymczasem sytuacja pracowników Sanepidu jest dramatyczna. A przecież są tak ważni i potrzebni do normalnego funkcjonowania państwa. Od nich zależy nasze zdrowie, a nawet i życie - tłumaczy Piotr Duda.
Szybsza emerytura
Solidarność wraca jednocześnie do jednego ze swoich starych postulatów. Związek zawodowy chce, by decydujące przy przechodzeniu na emeryturę nie były lata, a jedynie staż pracy. Jesteś mężczyzną, zacząłeś w wieku 20 lat pracę zawodową i masz już przepracowane 40 lat? Będziesz mógł przejść na emeryturę w wieku 60 lat - według pomysłu związków zawodowych. To o 5 lat wcześniej niż w wynika z obecnych przepisów.
- O to będziemy się upominać, bo to bardzo ważne, by ludzie pracujący w trudnych warunkach i mający przepracowaną określoną liczbę lat, mogli przejść na wcześniejsze emerytury - tłumaczy Piotr Duda.
"Solidarność" podnosi, że rząd potrafił zrobić taki wyjątek dla służb mundurowych, więc wyjątek powinien zostać regułą dla wszystkich. - My nie chcemy wyjątków, chcemy zasad, by nie było dyskryminowania pracowników - tłumaczy Duda.
Koszt takiej zmiany jest trudny do oszacowania, gdyż Główny Urząd Statystyczny nie udostępnia informacji, jak rozkłada się staż pracy wśród Polaków. Pewne jest, że emerytów by przybyło, a wraz z tym wzrosłyby koszty.
To niejedyny postulat, który trudno wycenić. "Solidarność" domaga się na przykład walki rządu z cenami energii. - Wszystkie podwyżki, które wywalczą związki zawodowe, pójdą w niwecz przez ceny - tłumaczył Piotr Duda. I podkreślał, że problemem jest "nieudolność rządu". Ministerstwo Finansów planuje, że rząd wyda od 4 do 5 mld zł w tym roku, by utrzymać ceny. Problemem jest jednak wciąż brak odpowiednich przepisów.
Pensja minimalna po nowemu
Kolejny postulat? Zmiany w pensji minimalnej. Związkowcy chcą, by do minimalnego wynagrodzenia nie wliczało się dodatku za wysługę lat. - To pomoże wielu pracownikom, którzy pracują na minimalnych wynagrodzeniach, aby ta wysługa mogła być dodatkiem - zaznacza Piotr Duda.
Co ciekawe, rząd już od dawna nad taką zmianą pracuje. Informowaliśmy w money.pl o tym jako pierwsi.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej od kilku miesięcy chce małej rewolucji w zasadach dotyczących wypłacania pensji minimalnej. Zmiana ma zacząć obowiązywać tuż po przyszłych wyborach parlamentarnych - od stycznia 2020 roku. W efekcie 50 tys. pracowników budżetówki będzie mogło liczyć na dodatkowe 207 zł.
O co chodzi w tych zmianach? O powszechną w polskich urzędach praktykę zaliczania dodatków jako element pensji minimalnej. Najłatwiej to pokazać na przykładzie.
Jan pracuje w gminnym urzędzie od dekady. Ile zarabia? 2100 zł, czyli pensję minimalną. Ale na jego zarobki składa się wynagrodzenie zasadnicze w wysokości 1900 zł i dodatek za staż w wysokości 200 zł. Jego główne wynagrodzenie nie przekracza zatem progu pensji minimalnej. Jednak jest to w pełni legalne.
Obok Jana pracuje Jacek - w tym samym urzędzie, za taką samą stawkę. Pojawił się... w tym roku. Jego wynagrodzenie? Również 2100 zł, ale wszystko dostaje w ramach pensji zasadniczej. I choć obaj dostają dokładnie taką samą pensję, to Jan czuje się oszukiwany.
Gdyby takie przepisy funkcjonowały już dziś - Janowi należałoby się 2100 zł wynagrodzenia i jego 200 zł dodatku stażowego. W sumie miałby 2300 zł, zamiast wspomnianego 2100 zł. Jest różnica? Jest.
Resort szacuje, że armia blisko 50 tys. urzędników administracji publicznej dostanie pensje wyższe o około 207 zł. Taka liczba osób pracuje w administracji za pensję minimalną i ma staż pracy dłuższy niż 5 lat. Budżet na zmianie zasad straci około 140 mln zł.
"Solidarność" domaga się również zmian w funkcjonowaniu funduszy socjalnych w budżetówce i firmach. Fundusz socjalny jest tworzony w firmach, które zatrudniają przynajmniej 50 pracowników oraz w jednostkach budżetowych i samorządowych zakładach budżetowych, niezależnie od liczby podwładnych. Ustawa reguluje to, ile pieniędzy "na pracownika" powinno być wpłacone do funduszu socjalnego. Wskaźnik jest jednak od wielu lat zamrożony. Jego zmiana oznaczałaby więcej pieniędzy na urlopy, pomoc materialną i świadczenia losowe dla pracowników.