- Mamy dobry moment, by po rocznym funkcjonowaniu ustawy ocenić ją pod każdym względem - mówi Stanisław Szwed. Resort nie tłumaczy jednak, jak widzi ewentualne efekty tych ocen.
- Nic nie jest czarno białe, dlatego po roku obowiązywania ograniczenia handlu w część niedziel, siadamy do rozmów i sprawdzamy skutki obowiązywania przepisów. Żądzą emocje, a nie fakty i dane. Trzeba to zmienić - uważa Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
I dlatego rzecznik wspólnie z parlamentarnym zespołem na rzecz wspierania przedsiębiorczości zorganizował konferencję podsumowującą rok obowiązywania zakazu handlu w niedzielę. W budynkach Sejmu zebrali się i przeciwnicy, i zwolennicy ograniczeń sprzedaży w weekendy.
Zakazu handlu w niedziele. Ustawa wraca do Sejmu
Efekt? Emocje już od samego początku. I Abramowicz co rusz starał się uspokajać występujących i przypominać im, że mają mówić o faktach, a nie o wrażeniach.
"Wolna niedziela to nie jest przywilej, to dobro dla człowieka!", "Nikt nie umarł z powodu zakazu handlu w niedzielę. Żadnego Armageddonu nie ma!", "Nie twórzmy weekendowych niewolników". Tak mówili przedstawiciele firm i organizacji, które wspierają ograniczenie handlu w niedzielę.
A przeciwnicy? Odwrotnie. "To konferencja z tezą ustawioną od początku!". "Franczyzobiorca Polak pracujący dla Żabki to jest gorszy gatunek?". W sumie przez blisko dwie godziny obie strony spierały się o ostateczny skutek ograniczenia handlu w niedzielę. Efekt? Żadnych punktów wspólnych. Za to liczne sugestie, że dyskusja została ustawiona pod tezę, że nie wszyscy mogli wystąpić.
Dobry czy zły zakaz?
- Ograniczenie handlu w niedziele nie wpłynęło na bezrobocie w Polsce. W handlu pracuje w tej chwili 1,3 mln Polaków. To więcej niż w roku poprzednim, handel przyciągnął blisko 50 tys. osób więcej. Wzrostu bezrobocia nie ma - przekonuje dr Janusz Rakowski, z Kongregacji Przemysłowo-Handlowej.
Dr Rakowski podczas krótkiej prezentacji przekonywał też, że liczba sklepów utrzymuje się od lat na podobnym poziomie.
- Od lat ich liczba systematycznie spada, dzieje się tak od początku transformacji ustrojowej. Zagraniczne sieci handlowe weszły w Polskę jak w masło, bez żadnych ograniczeń - mówił. Kongregacja domaga się ustaw ograniczających ekspansję zagranicznych sieci i jest przekonana, że lada chwila handel otrzyma wparcie. To pieniądze z 500+ dla każdego dziecka, które obiecał PiS.
Zakaz handlu w niedziele. Dyskonty przegrywają
Inni zwolennicy? - Nikomu nie radzę, by pracował 365 dni w roku. Straciłem zdrowie, straciłem spokój duchowy, mało nie stałem się alkoholikiem - mówił Józef Pyzik, z Kongregacji Kupieckiej z Nowego Sącza.
- Zamknąłem lata temu sklepy w niedzielę i rozwijałem sieć bez problemów. Mam w tej chwili 10 sklepów. Porównywałem obroty styczeń do stycznia 2018 i 2019 i luty do lutego. Widać wzrost przeszło 20 proc. Złą robotę robią małym sklepom reklamy, które już działają w piątkę. Głównym beneficjentem pieniędzy z 500+ stały się dyskonty, przez te reklamy - dodawał.
Inni występujący zwracali uwagę na rozwój zagranicznych sieci. I delikatnie sugerowali, że czekają na nowe rozwiązania. Limity, ograniczenia lub zakazy - to sugerowali. Szczegółów propozycji nie było.
- Zamykające się małe sklepy to efekt inwazji zachodnich sieci, to efekt galerii handlowych budowanych w niekontrolowanych liczbach i miejscach, w których nie powinny w ogóle stanąć. Od lat patologie w handlu miały wsparcie elit politycznych. Niebawem Polska może być jedynym dużym państwem bez własnego handlu - przekonywała Marzena Gradecka z Fundacji Pomyśl o Przyszłości. I przypominała, że niehandlowe niedziele to szansa dla pracujących kobiet, by opiekowały się rodzinami. - Żaden z czarnych scenariuszy się nie ziścił. Bezrobocie spadło, zarobki w branży rosną - dodawała.
- Pracownicy mogą odpocząć, spędzić czas z rodziną i za to dziękują. Społeczeństwo przyjęło ze zrozumieniem te przepisy. Armageddonu nie było, nikt nie umarł z powodu wprowadzenia zakazu handlu - dodawał Alfred Bujara, przewodniczący handlowej Solidarności.
Nie wszyscy są "za"
Pierwszym przeciwnikiem rozwiązań był Jerzy Romański z Federacji Stowarzyszeń Kupców i Producentów. Zwrócił uwagę, że na ograniczeniach zyskały głównie dyskonty, które rzuciły pieniądze na marketing i reklamę.
- Ustawa o ograniczeniu handlu w niedzielę sprowokowało dyskonty do bardzo agresywnej kampanii cenowej, które nikt z ustawodawców w ogóle nie wziął pod uwagę. W wielu miejscowościach sklepy zostały wypchnięte z rynku. To dotyczy branży spożywczej, handlowej, odzieżowej. Pan powinien się tym zając, bo jest rzecznikiem małym i średnich przedsiębiorstw. A siedzimy na konferencji z ustawioną tezą - mówił Romański.
- Zamykamy wszystko? - pytał z kolei poseł Marek Jakubiak z Kukich'15. - Głosowałem za tą ustawą, ale mamy dane, które zmieniają obraz sytuacji - mówił.