Pyszne.pl, jedna z największych platform do zamawiania jedzenia na wynos. W "normalnych czasach" współpracowała z 8 tys. lokali w całej Polsce. Dziś 1,6 tys. z tej puli jest nieaktywnych. Skoro nie sprzedają na wynos, to znaczy, że czasowo zamknęli działalność. A może nie wznowią jej nigdy, bo ostatnie trzy tygodnie okazały się dla gastronomi katastrofą. Jeśli ktoś miał nadzieję, że domknie samymi tylko dostawami do klientów, to grubo się mylił – donosi "Rzeczpospolita".
Nie da się ugasić pożaru, jakim jest konieczność zawieszenia obsługi w lokalach, sprzedaż na wynos. Dla większości restauracji współpracujących z platformami był to zawsze tylko dodatek do regularnej działalności. W czasach, gdy klienci liczą każdy grosz, bo albo już zarabiają mniej niż przed pandemią, albo liczą się z tym, że to wkrótce nastąpi, mało kto decyduje się na zamówienie dużego obiadu z deserem.
Problemem są też wysokie marże, jakie pobierają platformy do sprzedaży na wynos (nawet 40 proc. wartości zamówienia). Stąd restauracje apelują do klientów, by zamówienia składali bezpośrednio – albo jak w Warszawie, skrzykują się i powołują do życia własny kanał sprzedaży. Stołeczni restauratorzy wykupili domenę wspieramgastro.warszawa.pl, co kosztuje ich ok. 120 zł miesięcznie. Jeśli mogą, przy dostawie nie korzystaj też z usług zewnętrznych firm, ale zlecają to kelnerom.
Dzięki temu mają jakieś wpływy, ale pieniądze te w żaden sposób nie zbliżają się do utargów, które restauracje miały wcześniej. A im dłużej zakazy będą obowiązywały, tym bardziej jest pewne, że wielu właścicieli kawiarni i restauracji zamknie biznes. Inna sprawa, że sama możliwość otwarcia może niewiele zmienić. Przy bezrobociu, które do końca roku może wynieść kilkanaście procent, naprawdę spadnie liczba osób, które dla przyjemności będą raczyć się na bulwarach kawą za 15 zł.
O tym, że wielu Polaków schowało głęboko do kieszeni niechęć do gotowania, przekonały się firmy dostarczające tzw. dietę pudełkową, czyli codzienne zestawy posiłków. Jeszcze do niedawna typowym widokiem w każdej korporacji były czekające na klientów papierowe torby z logo różnych firm.
Z chwilą zamknięcia biur liczba zamówień spadła. Wprawdzie, jak mówi w rozmowie z "Rz" Przemysław Skokowski, prezes porównywarki cateringów Dietly.pl, jeszcze przez pierwsze dwa tygodnie "narodowej kwarantanny" pojawiali się nowi klienci, zapewne przestraszeni wizją codziennego gotowania, ale teraz liczba zamówień już tylko spada. Nie dlatego, że naród pokochał samodzielne przygotowywanie posiłków, lecz po prostu zaczął pięć razy oglądać każde polecenie przelewu.
Z danych GfK wynika, że do niedawna w Polsce działało 76,5 tys. lokali gastronomicznych. Ile z nich przetrwa niespodziewaną burzę – tego prognozować nie sposób.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem