Na oficjalnym otwarciu Lotniska Warszawa-Radom wiceminister Marcin Horała zachwalał nowoczesny port lotniczy jako "przedsmak tego, czym będzie CPK". Szef rządu z kolei mówił o tym, że choć było bardzo wielu sceptyków, to radomskie "lotnisko będzie tętniło życiem".
Ile na nim tego życia po pierwszym miesiącu? Tygodniowo w Radomiu odbywa się 12 operacji lotniczych. To oznacza, że lądują tam nie więcej niż dwa rejsy dziennie. Przez pierwsze trzy tygodnie odprawiono w sumie 4,5 tys. pasażerów. I choć za wcześnie, by ogłaszać klapę projektu, ale tym bardziej jego sukces, to wiadomo jedno. Dla Lotniska Warszawa-Radom nadeszło zderzenie z rzeczywistością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kroplówka z LOT-u
Gdy PPL decydował się na (od)budowę lotniska w Radomiu, przekonywał, że będzie ono skrojone pod potrzeby tanich linii i czarterów. I z tego względu będzie dla nich magnesem, odciążając stołeczne Lotnisko Chopina. To bowiem ma się rozwijać jako port przesiadkowy Polskich Linii Lotniczych LOT i przygotowywać je na planowane otwarcie Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Dużym zaskoczeniem było więc, gdy w inauguracyjnej siatce połączeń radomskiego lotniska, nie znalazł się ani jeden tani przewoźnik, a jedynie ograniczona liczba czarterów i... rozkładowe rejsy LOT-u. Mówiono o "oczekiwaniach politycznych", choć sam narodowy przewoźnik przekonywał, że stały za tym względy biznesowe. Na przykład możliwość otwarcia trasy do Rzymu, którą na Lotnisku Chopina obstawił już Wizz Air.
Dziś w rozmowach z ekspertami branżowymi można usłyszeć inne pytania. Co się stanie za kilka miesięcy, gdy z końcem letniego rozkładu, z Radomia odleci ostatni zaplanowany rejs LOT-u? Radom jak kania dżdżu potrzebuje taniej linii lotniczej.
Lotnisko Warszawa-Radom. Potencjalny scenariusz
Jedyne, czym można zachęcić tanich przewoźników, by pojawili się na Lotnisku Warszawa-Radom, są jak najniższe opłaty lotniskowe. Dla taniego przewoźnika nie istnieje coś takiego jak "zbyt niskie koszty". Będą negocjować, aż dostaną więcej, niż zarządca portu chciał im dać.
- Linie lotnicze, obawiając się niedostatecznego popytu na połączenia oferowane z Radomia, mogą być niechętne do ich otwierania. Jednocześnie może to być forma nacisku w celu uzyskania wysokich dopłat do uruchamianych połączeń - mówi money.pl dr Adam Hoszman z Instytutu Infrastruktury, Transportu i Mobilności w Szkole Głównej Handlowej.
Do prowadzenia rozmów z Polskimi Portami Lotniczymi, czyli nowym właścicielem radomskiego lotniska, przyznał się Wizz Air. Węgierski tani przewoźnik nie ukrywa: będą niskie opłaty, będą tanie połączenia. Ryanair zaś mówi wprost, że Radom go po prostu nie interesuje. Ma swój bastion w Modlinie i wrócił na Lotnisko Chopina.
- Myślę, że w średniej perspektywie najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym jeden z przewoźników niskokosztowych zaoferuje z Radomia kilka kierunków o stosunkowo niskiej częstotliwości rejsów - dodaje dr Hoszman. Jego zdaniem największe szanse w pierwszej kolejności miałyby kierunki emigracyjne, czyli do Wielkiej Brytanii i Norwegii.
Zwłaszcza, że południowe Mazowsze i północ województwa świętokrzyskiego, będące w obszarze ciążenia radomskiego lotniska, "ze względu na stosunkowo słabą sytuację gospodarczą są źródłem emigracji zarobkowej".
Lotnisko w Radomiu potrzebuje Warszawy
Co musiałoby się stać, żeby spełniły się słowa premiera Morawieckiego i Lotnisko Warszawa-Radom tętniło życiem? - Bogatsza siatka wymagałaby znacznych dopłat dla przewoźników. Potencjał obszaru ciążenia lotniska w Radomiu do generowania wystarczających potoków podróżnych, aby zapewnić rentowność wielu połączeń na zasadach rynkowych, jest prawdopodobnie znacznie ograniczony - dodaje ekspert.
Krótko mówiąc, jego zdaniem w regionie radomskim nie ma aż takiego popytu, by samoloty zapełniały się w sposób "naturalny". - W dłuższej perspektywie pewnym rozwiązaniem mogłoby być sięgnięcie po "rynek warszawski", ale to wymagałoby znacznie lepszego (kolejowego) skomunikowania lotniska ze stolicą, umożliwiającego szybkie i niezawodne dotarcie na lot. Jest to jednak proces długotrwały i wymagający dużego zaangażowania kapitałowego - dodaje dr Hoszman.
Na czym zarabia lotnisko?
Lotniska utrzymują się z dwóch podstawowych źródeł:
- opłat za starty i lądowania samolotów oraz odprawę pasażerów,
- działalności handlowo-usługowej, parkingów, dzierżawy powierzchni.
Te drugie stały się na tyle istotne w ostatnich latach, że niektóre porty lotnicze nazywa się galeriami handlowymi z pasem startowym. - Najwyższy udział przychodów pozalotniczych osiągają duże porty przesiadkowe. Natomiast na drugim końcu skali są porty, w których dominują przewoźnicy niskokosztowi - wyjaśnia dr Hoszman.
Dodaje, że kryterium jest tu czas spędzany na lotnisku. W porcie przesiadkowym nierzadko jest on liczony w godzinach - pomiędzy jednym a drugim lotem. Na lotniskach regionalnych jest inaczej. - Wobec braku pasażerów przesiadkowych, czas spędzany na lotnisku jest znacznie krótszy, co powoduje, że pasażerowie wydają mniej pieniędzy. A to oznacza niższe wpływy ze sprzedaży usług pozalotniczych - dodaje ekspert.
Jego zdaniem jest tylko jeden sposób, aby Lotnisko Warszawa-Radom stało się rentowne i nie powtórzyła się historia bankructwa jego poprzednika. - Warunkiem osiągnięcia dodatniego wyniku finansowego w długim terminie jest osiągnięcie odpowiedniego wolumenu ruchu przy rozsądnej taryfie opłat lotniskowych, uwzględniającej odpowiednie koszty - kwituje dr Hoszman.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl