Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|

"Trump naprawdę wierzy w cła". Ekonomista mówi, jaki może być skutek wojny handlowej

264
Podziel się:

Donald Trump zrozumiał, że nie wszyscy Amerykanie wygrali na globalizacji. Dlatego chciałby odbudować w USA przemysł. Ale podwyżkami ceł na import tego nie osiągnie. Stany Zjednoczone mają deficyt w handlu towarowym, bo ich hitem eksportowym jest dolar - mówi money.pl Wojciech Paczos, ekonomista z Uniwersytetu w Cardiff i Polskiej Akademii Nauk.

"Trump naprawdę wierzy w cła". Ekonomista mówi, jaki może być skutek wojny handlowej
"Trump naprawdę wierzy w cła". Ekonomista mówi, jakie będą skutki wojny handlowej (PAP, PAP/EPA/WILL OLIVER)

Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Czy Donald Trump jest szaleńcem? Szybko przystąpił do realizacji swoich zapowiedzi, czyli podwyżek ceł importowych, mimo że ekonomiści w zdecydowanej większości uważają, iż ta polityka będzie szkodliwa nie tylko dla partnerów handlowych USA, ale też dla samych Stanów.

Dr Wojciech Paczos, wykładowca ekonomii na Uniwersytecie w Cardiff: Donald Trump jest populistą, więc chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że ucieka się do populistycznych haseł. To samo robił w czasie pierwszej kadencji. Ale czy oszalał? Z punktu widzenia ekonomisty tak to może wyglądać. Jego polityka celna zaszkodzi amerykańskim konsumentom. Ale z drugiej strony, nie jest tak, że ta polityka jest całkowicie irracjonalna.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zaczynał od śpiworów i Malucha. Dziś 4F jest globalną marką sportową. Igor Klaja w Biznes Klasie

Ścierają się tu dwie interpretacje. Jedna jest taka, że Trump tak naprawdę nie chce wprowadzać żadnych ceł. Straszy nimi partnerów handlowych USA, aby nakłonić ich do jakichś ustępstw. Jest to więc narzędzie negocjacyjne. Według drugiej narracji Trump naprawdę wierzy, że cła są rozwiązaniem problemów USA, które przejawiają się dużym deficytem handlowym.

Sądzę, że obie te interpretacje są prawdziwe. Trump naprawdę wierzy w cła, wystarczy zobaczyć, jakimi otoczył się doradcami. To są ekonomiści, którzy uważają, że deficyt handlowy USA jest czymś złym, a cła pozwolą ten problem zażegnać. Ale jednocześnie Trump wykorzystuje cła jako pałkę do wymuszania ustępstw. Wiemy, że już w pierwszej kadencji poszedł na wojnę z Chinami, i choć to nie poprawiło bilansu handlowego USA, będzie teraz kontynuował tę politykę.

Natomiast sporym zaskoczeniem było to, że zaczął rządzenie od nałożenia ceł na bliskich sojuszników, z którymi w swojej poprzedniej kadencji sam podpisywał umowy handlowe, ale po chwili te cła odroczył. I to w zamian za zapowiedź uszczelnienia granic przez Meksyk i Kanadę, co właściwie było już wcześniej uzgodnione. To wygląda na prężenie muskułów.

Wojna celna z Chinami nie zmniejszyła deficytu handlowego USA, bo towary z Chin zostały zastąpione towarami importowanymi z innych państw. Nałożenie ceł na resztę świata rozwiąże problem?

Moim zdaniem deficyt handlowy w ogóle nie jest problemem. Uważam też, że nie da się go ograniczyć polityką celną. Natomiast Donaldowi Trumpowi trzeba oddać to, że jako jeden z nielicznych polityków rozumie, że na handlu światowym nie wszyscy wygrywają. Amerykanie, średnio rzecz biorąc, na globalizacji wygrali. Zyskali dostęp do tańszych produktów, dzięki czemu stać ich na więcej. Ale są tam też całe regiony, a nawet stany, które przegrały.

Miliony osób straciły nadzieję na to, że jeśli będą ciężko pracowały w hucie stali albo innej fabryce, to będzie ich stać na dom na przedmieściach, duży samochód i utrzymanie czteroosobowej rodziny. Trump zyskał zaufanie tych ludzi i próbuje pokazać, że wie, co zrobić, żeby im pomóc.

Gdyby w USA istniał problem wysokiego bezrobocia albo niskiego poziomu aktywności zawodowej, to tezę, że duża grupa Amerykanów przegrała na globalizacji, łatwo byłoby obronić. Ale tego nie widać. Zatrudnienie w przemyśle zmalało, ale – jak się wydaje – zwalniani pracownicy znaleźli inne zajęcia, na przykład w sektorze usługowym.

W stanach, które tworzą tzw. pas rdzy (ang. Rust Belt – przyp. red.), gdzie rozwinięty był przemysł ciężki, nastąpiła prekaryzacja. Owszem, nie widać dużego problemu bezrobocia, ale wiele osób musi pracować znacznie więcej i w mniej stabilnych miejscach pracy, aby utrzymać poziom życia swoich rodziców.

I Trump faktycznie wie, jak ten problem rozwiązać? Wprowadzenie wysokich ceł importowych doprowadzi do renesansu przemysłowego w USA i odtworzy te stabilne miejsca pracy?

Moim zdaniem nie. Choć są ludzie, którzy na wolnym handlu tracą, to jednak większość zyskuje. Zawracanie globalizacji byłoby błędem. Rozwiązaniem problemu, który zdiagnozował Trump, jest sensowna redystrybucja tych zysków z globalizacji.

Z europejskiej perspektywy polityka celna Trumpa w ogóle zakrawa na absurd. Martwimy się tym, że Europa jest w stagnacji i że odzwierciedla to jej brak konkurencyjności na arenie międzynarodowej. Najtęższe umysły głowią się, co z tym zrobić. Za wzorzec prężnej, dynamicznej i konkurencyjnej gospodarki uchodzą właśnie USA. Jak to możliwe, że ta chyląca się ku upadkowi Europa ma nadwyżkę w handlu towarowym z USA?

To, że Stany Zjednoczone mają ogromny deficyt handlowy, oznacza, że konsumują więcej niż produkują. To się dzieje nieprzerwanie od kilku dekad. Deficyty dochodzą niekiedy nawet do 7 proc. PKB. Odzwierciedleniem tego są gigantyczne zobowiązania USA wobec reszty świata, sięgające 70 proc. amerykańskiego PKB. W przypadku takich państw, jak Grecja i Argentyna, taka nierównowaga kończyła się kryzysem. I być może dlatego wydaje się, że to świadczy o słabości USA. Ale ten kraj jest w zupełnie innej sytuacji. Reszta świata chce zostawiać w USA kapitał. Amerykanie mogą korzystać z tych funduszy i konsumować więcej, niż produkują.

Ekonomiści coraz częściej rozumieją, że to, jak wygląda amerykański handel towarami i usługami, jest skutkiem – a nie przyczyną – tego, co się dzieje na tamtejszym rynku kapitałowym. Można to wyjaśnić tak, że USA mają przewagę komparatywną w sektorze finansowym. Eksportują dużo usług finansowych, czyli przyciągają pieniądze z reszty świata. I ta ich konkurencyjność na rynku finansowym powoduje deficyty handlowe mimo tego, że w produkcji towarów i usług też są konkurencyjni.

To jest głośna hipoteza "nawisu oszczędności", sformułowana przez Bena Bernankego, byłego przewodniczącego Fedu. Bernanke twierdził, że USA są zalewane nadmiarem oszczędności z reszty świata, co powoduje, że stopy procentowe są tam niskie. Konsekwencją jest wzrost zadłużenia, bańki spekulacyjne itp.

Paul Krugman dodaje do tego jeszcze wątek rozwoju internetu. Pod względem produktywności USA zaczęły Europie uciekać mniej więcej w połowie lat 90. XX w. To był właśnie okres, gdy upowszechnił się internet. Amerykańskie firmy lepiej zrozumiały potęgę tej technologii, co dzisiaj przejawia się tym, że wszystkie największe firmy internetowe są amerykańskie. Boom gospodarczy w USA był dodatkowym czynnikiem, który zaczął przyciągać kapitał do USA, bo wszyscy chcieli mieć akcje Apple’a, Google’a i Facebooka, a później Tesli. USA są w pewnym sensie ofiarą własnego sukcesu.

Konsekwencją tego, że USA przyciąga kapitał, jest mocna waluta. Czy Trump jest w stanie ograniczyć deficyt handlowy USA, nie podkopując pozycji dolara?

To, jaką rolę dolar pełni w światowym systemie finansowym, określa się mianem "nieziemskiego przywileju". USA są właściwie jedyną gospodarką, która może się zadłużać we własnej walucie. Właśnie z tego powodu deficyty handlowe, które wywróciły Grecję lub Argentynę, dla USA nie są groźne. To jest samonapędzający się mechanizm.

Z jednej strony deficyty handlowe USA wynikają z uprzywilejowanej pozycji dolara w handlu światowym. Amerykańska waluta jest potrzebna do wzajemnych rozliczeń państw trzecich, więc istnieje na nią duży popyt. Z drugiej strony, dzięki temu, że USA mają deficyt handlowy i płacą dolarami, to dolarów na świecie nie brakuje. I to wzmacnia dominującą rolę tej waluty. Można więc powiedzieć, że USA mogą utrzymywać deficyt w handlu wieloma towarami, bo mają jeden hit eksportowy: dolara.

Wróćmy do głównego pytania: jak na deficyt handlowy USA wpłynęłyby zapowiadane przez Trumpa cła?

Istnieją dwa silne mechanizmy, które sprawiały, że w przeszłości podwyższanie ceł nie prowadziło zwykle do ograniczenia deficytu kraju, który się na to decydował. Po pierwsze, inne kraje nie pozostają na ogół bierne, tylko wprowadzają cła odwetowe. Jeśli ceny importu rosną proporcjonalnie u obu partnerów handlowych, to bodźce cenowe do wymiany handlowej się nie zmieniają. Ale nawet gdyby USA jednostronnie podniosły cła, to konsekwencją byłoby umocnienie dolara, bo zmniejszyłaby się podaż tej waluty na globalnym rynku.

W rezultacie amerykański eksport stałby się droższy, co znów zniwelowałoby różnice cenowe, które miały być skutkiem wyższych ceł. Można o tym myśleć tak, że wzorce handlu światowego naprawdę nie wynikają tylko z różnic w poziomie cen, w tym tych, które biorą się z ceł. Te wzorce mają głębsze przyczyny i tendencję do tego, żeby się odtwarzać, gdy ktoś próbuje je zaburzyć.

Ale może wszystkim byłoby lepiej, gdyby te wzorce udało się jednak zmienić? Przykładowo, gdyby Europa więcej konsumowała, a mniej oszczędzała, to może rozwijałaby się szybciej? A wtedy USA mogłyby mniej konsumować, a więcej oszczędzać, osiągając upragniony przez Trumpa spadek deficytu handlowego.

Nie bardzo rozumiem, co miałoby w tym kontekście oznaczać "lepiej". Bo jeśli mamy jakieś dwa organizmy ekonomiczne, z których jeden chce konsumować, a drugi chce tę konsumpcję zaspokajać, eksportując i budując oszczędności na nieokreśloną przyszłość, to chyba dobrze, że się spotkały?

Przekładając to na rzeczywisty świat: to, że Chińczycy oszczędzają w amerykańskich papierach wartościowych, a dzięki temu Amerykanie kupują tanie produkty z Chin, jest wynikiem preferencji obu stron. Dlaczego mielibyśmy uważać, że ten wzorzec handlu jest zły? A nawet gdybyśmy zgodzili się, że tak jest, to – podkreślę ponownie – cła tego wzorca nie zmienią.

W całej tej dyskusji zapomina się o tym, że cena, którą cła zmieniają, nie jest jedynym aspektem konkurencyjności towarów na różnych rynkach. Z perspektywy europejskiego eksportera ważniejsze jest to, czy spełnia wymogi i regulacje obowiązujące na amerykańskim rynku. Dostosowanie się do tych zróżnicowanych wymogów jest dla firm bardziej kosztowne niż dostosowanie się do wyższych ceł.

Powiedział pan, że jedną z przyczyn tego, że cła nie działają tak, jak wydaje się Trumpowi, są działania odwetowe innych państw. Partnerzy handlowi USA, w tym przede wszystkim UE, powinni teraz takie działania podjąć? Bo teoria ekonomii mówi, że powinni nastawić drugi policzek.

Z punktu widzenia europejskich konsumentów amerykańskie cła na europejskie produkty byłyby korzystne. Jeśli mniej tych towarów trafi do USA, to może więcej trafi na rynek wewnętrzny, a ich ceny spadną. Patrząc z tej perspektywy, nakładanie na USA ceł odwetowych byłoby błędem, negatywnie wpływałoby na dobrobyt Europejczyków. To byłoby trochę tak, że USA strzelają sobie w kolano, a UE w akcie odwetu strzela sobie w stopę.

Tyle że konsument jest słabym lobbystą. A to, co korzystne dla konsumenta, nie musi być korzystne dla niemieckiego producenta samochodów albo polskiego producenta turbin gazowych. Ci producenci będą przeciwni cłom na eksport do USA i będą lobbowali za tym, żeby Bruksela ocliła eksport z USA, po to, żeby amerykańscy eksporterzy lobbowali w Waszyngtonie za zniesieniem ceł.

Krótko mówiąc, jeśli Trump rzeczywiście podwyższy cła na import z Meksyku, Kanady, Unii Europejskiej itp., to ogólnoświatowa wojna handlowa wydaje się nieunikniona?

Na to wygląda. To jest też kwestia zachowania podmiotowości. Ekonomia mówi, że odwzajemnianie działań protekcjonistycznych jest błędem, ale politycy nie biorą pod uwagę tylko rachunku ekonomicznego. Nawet jeśli USA same bardziej ucierpią na swojej polityce celnej niż partnerzy handlowi, to ci partnerzy handlowi nie będą mogli pozostać bierni. Ale choć termin "wojna handlowa" brzmi groźnie, to nie będzie ona moim zdaniem prowadziła do jakiegoś kryzysu, choć z pewnością nie będzie dla światowej gospodarki korzystna.

Jakie byłyby następstwa takiej wojny handlowej? Ponowny wzrost inflacji?

W pierwszej kolejności dostosowania będą zachodziły na rynku walutowym. Już to zresztą widzimy. Zaraz po tym, jak Trump wygrał wybory, dolar się umocnił. To nie był wynik oczekiwań inwestorów, że pod jego rządami amerykańska gospodarka będzie kwitła tak, że warto kupować dolara. To był raczej efekt tego, że inwestorzy oczekiwali wprowadzenia ceł, co prowadziłoby do umocnienia dolara, więc chcieli ten trend ubiec.

Te zmiany kursów walut, jak wynika z badań, niwelują około połowy wzrostu cen spowodowanego cłami. Jak powiedziałem, nie spodziewam się znaczącego spadku deficytu handlowego USA, ale wolumen handlu prawdopodobnie się zmniejszy. Na szczęście przepływy handlowe są dużo bardziej zmienne niż PKB. Czyli nawet jeśli wymiana towarowa między USA i Europą się zmniejszy, efektem będzie spowolnienie wzrostu PKB, ale nie jego spadek.

Jest jeszcze jedna konsekwencja polityki celnej Trumpa, o której rzadziej się myśli. Cła nałożone przez USA na Chiny sprawiły, że chińscy producenci zaczęli szukać alternatywnych rynków zbytu. W rezultacie zwiększył się eksport z Chin do Europy. Czy Bruksela powinna na to reagować, wprowadzając jakieś bariery handlowe, tak jak zrobiła to w przypadku samochodów elektrycznych?

To zależy. Decydenci w Europie powinni reagować wtedy, gdy ktoś łamie zasady konkurencji, a nie wtedy, kiedy ktoś chce coś tanio sprzedać Europejczykom. Co prawda w przypadku ceł na chińskie auta elektryczne miałem pewne wątpliwości, ale można ich bronić właśnie tak, że producenci z Chin korzystają z gigantycznej pomocy państwa, która w Europie jest zabroniona. W tym sensie to nie był uczciwy wyścig.

Teoria ekonomii mówi, że wolny handel poprawia alokację kapitału i nawet jeśli ktoś na tym straci, to ogólnie zyski są tak duże, że można je sprawiedliwie rozdzielić i zrekompensować straty. Ale rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana, właśnie dlatego, że pole gry nie zawsze jest równe.

Przykładowo, europejscy producenci muszą spełniać bardziej wyśrubowane normy emisji niż producenci chińscy. To uzasadnia jakieś interwencje, które przywracają równe zasady konkurencji. Ale jeśli chodzi o blankietowe cła, na cały import z Chin, to nie wydaje mi się, żeby to było rozsądne działanie.

Rozmawiał Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

***

Dr Wojciech Paczos jest ekonomistą, wykładowcą na Uniwersytecie w Cardiff, adiunktem w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk oraz członkiem grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(264)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Rozum
1 tyg. temu
Wszyscy będą więcej płacić
zazzuzi
1 tyg. temu
Wiarygodność USA jako partnera i sojusznika pod rządami Trumpa.... zerowa !! No, ale będą dawać łapówki !! A to już coś !
Prezydent2030
1 tyg. temu
Dobrobyt współczesnego Świata Zachodniego (w tym Japonii, Korei Płd czy Australii) jest wynikiem globalizacji (efektywnej ekonomicznie alokacji nakładów pracy i kapitału), liberalizacji handlu, ekspansji, taniego pieniądza i progresu demograficznego. Skutkiem rekordowe zadłużenie Państw i Społeczeństw. Wszystkie te powody się wyczerpały a niektóre jak demografia ulegają silnej degresji. Tymczasem dług pozostał .... .
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
Frank
1 tyg. temu
Wybierając trampki, Amerykanie dali @ brzytwę. I ona ich nią potnie. Dotkliwie. A przy okazji porani cały Zachód.
Janusz
2 tyg. temu
Dla Europy najlepiej jak dogada się z Azja i wtedy USA mogą sobie cła robić .
Rolnik Podlas...
1 tyg. temu
Pomarańczowy seksoholik odleciał całkowicie. On wie że USA jest zadłużone na 300 000 000 000 000 $ (trzysta trylionów dolarów) .Reszta świata nie ma takiego długu. Polska powinna zabrać od nich swoje złoto bo niebawem usłyszą: "nie ma złota i co mi zrobisz "
NAJNOWSZE KOMENTARZE (264)
AduraM
5 dni temu
ek 6 dni temu Jaki % pkb zostanie w usa? Deficyt w handlu Amerykanom spadnie a Europa zbiednieje. Usa zawsze wygrywa technologią i wiedzą a ue dotacjami do biznesu z podatków szaraczków. . A ta wiedza jest właśnie z Europy , a dlatego że Usaki mają inne spojrzenie na nowości , działają szybko bez zbędnej wielkiej biurokracji , np. Polacy uciekają tam właśnie , masz pomysł am mają na takie wynalazki kasę , a u nas jest problem ,przede wszystkim w wielu przypadkach następuje kradzież pomysłu ,i jak nie ustąpisz to straszą 9 gramami .
Ewa
1 tyg. temu
Europa ma radzić sobie sama, właśnie ktoś nadrukował punkt 5 traktatu na papierze toaletowym. Teraz tylko wyeksportować go do toalet czerwonego, może będzie z tego deal za apartamentowce w strefie g azy.
Adam J.
1 tyg. temu
... Amerykanom czkawką się będą odbijać decyzje tego prostego chłopa ... !!! ... już niektórzy przejrzeli ..., ale po ptokach ... !!!
Stary astrolo...
1 tyg. temu
Wodnik Żeleński + Waga Putin + Bliźniak Trump - to "diabelskie" trio żywiołu powietrza więc będzie globalne show, dużo gadania pustych gestów i obietnic. A wojna będzie trwała i trwała.
Boryna
1 tyg. temu
W pierwszej kadencji agent Putina prowadził rozpoznanie jak zniszczyć USA. W drugiej wystarczą mu na to 3 miesiące.
...
Następna strona